Decydenci sami muszą sobie odpowiedzieć, czy lepiej, gdy obciążenia nie są wielkie, ale płacą je miliony, czy lepiej miliony te utrzymywać. Warto o tym pamiętać w kontekście sporu o składkę zdrowotną dla przedsiębiorców – pisze Przemysław Harczuk.
Ostatnio uaktywnili się ludzie głęboko zatroskani o polską służbę zdrowia, dla której potężnym ciosem miałoby być cofnięcie rozwiązań Polskiego Ładu dotyczących składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Politycy, celebryci, masa komentatorów internetowych. Padają argumenty, że ma to być ulga dla najzamożniejszych. Zapłacą pacjenci, których nie stać na prywatne leczenie. Jeden z popularnych w mediach społecznościowych autorów napisał nawet, że "liberalna władza chce się przypodobać najbardziej zachłannej grupie społecznej", czyli przedsiębiorcom. A powinna zadbać o obywateli (jakby przedsiębiorca obywatelem nie był). Celowo nie podaję nazwisk autorów tych wypowiedzi – po pierwsze, jest ich naprawdę wielu, a podobne opinie padają też wśród „zwykłych” użytkowników sieci, niemających gwiazdorskich ambicji. Po drugie – troska przynajmniej części tych ludzi jest naprawdę szczera. Tyle, że wynika z zupełnego niezrozumienia tematu.
Ponury żart
Fakt, że kawiarniani rewolucjoniści nazywają przedsiębiorców najbardziej roszczeniową grupą, brzmi jak naprawdę ponury żart. Ludzie prowadzący małe i średnie firmy nie otrzymują trzynastych i czternastych pensji, wczasów pod gruszą, ze zwolnień lekarskich korzystają rzadko. Pracują, jak wynika z tegorocznego „Busometru”, czyli badania publikowanego przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) od 40 – 60 godzin tygodniowo. Czyli czasowo tyle, co 1,5 etatu. Zdecydowanie rzadziej korzystają z urlopu. Ich sprawa? Oczywiście, że tak, każdy jest kowalem swojego losu. Jednak nazywanie tej grupy – niezależnie od tego, czy ma się poglądy pro-, czy anty przedsiębiorcze – roszczeniową, jest lekkim nadużyciem. Postulaty obniżenia składki emerytalnej czy zdrowotnej dotyczą tego, by mniej na państwo łożyć, a nie tego, by od państwa cokolwiek wyciągnąć.
Pomogą zamożnym? No, nie do końca
Całkowitym nieporozumieniem jest twierdzenie, że obniżona ma zostać składka dla najbardziej zamożnych Polaków. W rzeczywistości chodzi o szeroką grupę przedsiębiorców, wśród których faktycznie są ludzie doskonale sytuowani, jak i osoby ledwo wiążące koniec z końcem. Tu pokutuje powszechna niestety zbitka "przedsiębiorca-krezus". Fryzjerka, kierowca czy sprzedawca pietruszki z naszego osiedla, słysząc, że są bogaczami mocno by się zdziwili. Od lat haracz na ZUS (składka emerytalna, rentowa, chorobowe, wypadkowe) jest dla osób prowadzących działalność potężnym obciążeniem, które stale rośnie (zależy od wysokości średnich wynagrodzeń). Po wprowadzeniu Polskiego Ładu największym kłopotem stała się składka zdrowotna. Potwierdzają to informacje o tysiącach zamykanych bądź zawieszanych działalności gospodarczych. Szerzej mówił o tym na naszych łamach dr Andrzej Sadowski, z Centrum im. Adama Smitha.
Co załamie służbę zdrowia
I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej. Zwolennicy utrzymania fatalnych, obecnych zasad naliczania składki uważają, że rozwiązania z Polskiego Ładu trzeba utrzymać po to, by nie załamała się służba zdrowia. A jeśli przedsiębiorcom się zabierze jak najwięcej, to ich pieniędzmi uda się sfinansować bieżące potrzeby szpitali, przychodni i innych placówek medycznych. Tak, to prawda, pod warunkiem, że będzie komu i z czego płacić. Jeśli ktoś ledwo funkcjonuje, nie daje rady z opłatami, w pewnym momencie przestaje mu się prowadzenie firmy opłacać, wpada w długi. „Może zamknąć firmę, iść na etat” – rozbroił mnie kiedyś lewicowy aktywista. Tak, tak – może też zawiesić działalność i zostać bezrobotnym. Zamiast na państwo łożyć - być na jego garnuszku. Decydenci sami muszą sobie odpowiedzieć, czy lepiej, gdy obciążenia nie są wielkie, ale płacą je miliony, czy lepiej miliony te utrzymywać. Warto o tym pamiętać w kontekście sporu o składkę zdrowotną dla przedsiębiorców.
Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo