Osoby inwigilowane przy użyciu systemu Pegasus same mogą decydować o upublicznieniu ich nazwisk. Zrobiły to m.in. dwie żołnierki służące w Żandarmerii Wojskowej, które w przeszłości były molestowane i mobbingowane przez przełożonych.
Prokuratura wezwała już 31 osób inwigilowanych Pegasusem
Do parlamentu wpłynęła informacja o statystyce stosowania kontroli operacyjnych za zeszły rok, zamieszczono ją we wtorek na stronach Sejmu i Senatu. Prokurator generalny Adam Bodnar przekazał, że w latach 2017-2022 kontrola operacyjna przy użyciu Pegasusa objęła 578 osób, z czego wobec 78 osób miała użyć systemu Żandarmeria Wojskowa. 31 osób inwigilowanych przy użyciu Pegasusa zostało już listownie wezwanych w charakterze świadka. Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych podczas stosowania w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych oprogramowania określanego jako Pegasus.
- To właśnie te osoby zadecydują, czy ujawnią informacje o tym, że były inwigilowane Pegasusem, mają swoje prawo do poszanowania prywatności. To oni muszą zdecydować, a nie politycy za nich - mówił we wtorek Adam Bodnar w Kielcach.
Do nich należą Kapral Karolina Marchlewska i podporucznik Joanna Jałocha, które kilka lat temu zgłosiły molestowanie seksualne przez przełożonych w Żandarmerii Wojskowej. Żołnierki podzieliły się swoją historią z dziennikarzami Onetu.
Kobiety były zastraszane i odeszły z wojska
- Zniszczono nam życie i zdrowie. Siedem lat z Joanną byłyśmy na celowniku, nękane, oczerniane, pozbawione możliwości służby wojskowej, która była naszą pasją. A dziś jeszcze się dowiadujemy, że byłyśmy inwigilowane za pomocą Pegasusa. To musi zostać wyjaśnione, a sprawcy ukarani — mówi Karolina Marchlewska.
Onet kilka lat temu opisywał historię kobiet. Jedna z nich padła ofiarą napaści seksualnej ze strony swojego dowódcy, a kiedy zaczęła upominać się o sprawiedliwość, zastosowano wobec niej mobbing, zastraszanie, a w końcu wyrzucono ją z żandarmerii. Natomiast druga była nękana przez ówczesnego komendanta ŻW w Krakowie. W wyniku publikacji Onetu komendant został usunięty ze stanowiska, jednak żandarmeria dopuściła się wobec kobiety szykan, które doprowadziły do jej odejścia z wojska. Obie żołnierki poszły do sądu i pozwały gen. Tomasza Połucha oraz gen. Roberta Jędrychowskiego o naruszenie dóbr osobistych. Zapadł już nawet wyrok nakazujący byłym szefom ŻW przeproszenie kobiet.
Żołnierki inwigilowano za pomocą systemu Pegasus
W trakcie procesu wyszło na jaw, że wobec Karoliny Marchlewskiej i Joanny Jałochy prowadzono czynności operacyjno-rozpoznawcze, wykorzystując do tego m.in. system Pegasus. Żandarmeria Wojskowa podsłuchiwała ich prywatne rozmowy, przeglądała dokumenty zgromadzone w komputerach i telefonach.
- Kilka razy myślałyśmy, że mamy zwidy, a oni normalnie za nami chodzili. Wtedy tylko przypuszczałyśmy, że wykorzystali pełen zestaw narzędzi inwigilacyjnych: podsłuchy, zbieranie informacji, śledzenie – mówi Joanna Jałocha.
— Już od dawna miałyśmy podejrzenia, że jesteśmy śledzone i podsłuchiwane. Kiedy na jednej z rozpraw głośno to wyartykułowałam, prawnik Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej powiedział, że są to moje subiektywne odczucia. Teraz kiedy dostałyśmy informacje z prokuratury, że w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych żandarmeria użyła wobec nas również systemu Pegasus, jego słowa brzmią jak ponury żart. Przerażające jest to, że całej tej machiny do inwigilacji użyli tylko po to, by nas zniszczyć, bo nie byłyśmy potulne i nie dałyśmy się zastraszyć, jak wielu naszych kolegów i koleżanek — mówi Karolina Marchlewska.
ja
Zdjęcie ilustracyjne, fot. Pixabay
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka