Jest przestrzeń do tego, aby na poziomie Rady Unii Europejskiej negocjować taryfę ulgową i dodatkowe środki na zmiany w budownictwie. A to jak wysoko zostanie zawieszona poprzeczka dyrektywy budynkowej, ostatecznie zależy od państw członkowskich – mówi Salonowi 24 Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny biznesalert.pl.
Głośno jest o nowej dyrektywie „budynkowej”. Co oznacza w praktyce przyjęcie tej dyrektywy i czy liczne obawy z nią związane są uzasadnione?
Wojciech Jakóbik: Unijna dyrektywa, zgodnie z nazwą, wskazuje kierunek, czyli wyśrubowane normy budowy budynków, które mają zmierzać do usuwania emisji CO2 także z tego sektora. Idea jest słuszna, natomiast ze względu na różne uwarunkowania w poszczególnych krajach w jednych państwach będzie te normy łatwiej, a w innych trudniej realizować. Warto natomiast podkreślić, że kryteria techniczne i ekonomiczne wyznaczają państwa członkowskie.
Sytuacja Polski jest dość specyficzna, wdrożenie wyśrubowanych norm może być u nas znacznie trudniejsze niż w innych krajach członkowskich Unii Europejskiej?
Tu bez wątpienia jest przestrzeń do rozmowy, ponieważ należy uwzględnić, że Polska znajduje się w całkowicie innej sytuacji niż na przykład Holandia. Jest tak zarówno pod względem potencjału inwestycji na przeprowadzenie takich zmian, jak i tempa ich wdrożenia. A także pod względem całkowicie innego kształtu na przykład systemu ciepłowniczego. Z tego względu jest przestrzeń do tego, aby na poziomie Rady Unii Europejskiej negocjować taryfę ulgową i dodatkowe środki na zmiany w budownictwie. A to jak wysoko zostanie zawieszona poprzeczka dyrektywy budynkowej, ostatecznie zależy od państw członkowskich, które będą określać szczegółowe warunki techniczne i ekonomiczne zmian.
Niektórzy są zadowoleni, bo już słyszymy o wspólnotach mieszkaniowych, które po latach zaczynają inwestować w doprowadzenie do budynków centralnego ogrzewania, jednak dominuje niepokój. Pojawiły się bowiem informacje, że będzie trzeba wypruwać z mieszkań nawet niedawno zamontowane okna i montować nowe, które spełnią wyśrubowane normy. Że ludzie poniosą ogromne koszty. Jak poważne jest to ryzyko?
Rozmowa o polityce klimatycznej jest zawsze trudna, ponieważ po obu stronach toczącego się sporu mamy ideologów. Rozmowa o faktach powinna dotyczyć fundamentalnych zasad stworzenia prawa na zachodzie. Przede wszystkim pamiętać należy, że prawo nie działa wstecz. Inwestycje podjęte albo nawet nie podjęte, ale już zaplanowane, nie będą kasowane. Dyrektywa budynkowa ma po prostu pokazywać kierunek zmian. Oznacza to, że nowe inwestycje będą musiały spełnić ambitne, coraz bardziej wyśrubowane warunki.
Tylko, czy te wyśrubowane normy nawet dla nowych inwestycji są w przypadku naszego kraju realne do spełnienia?
Oczywiście można się spierać o to, czy nas na wypełnienie tych norm stać oraz o to, czy jesteśmy w stanie tak szybko te założenia, realizować. Z tym że właśnie zadaniem polityków jest racjonalna rozmowa na ten temat. Na pewno nie jest nim straszenie ludzi, mówienie o wypruwaniu okien ze ścian. Do tego typu sytuacji dojść nie może, bo ostateczne rozstrzygnięcie w zakresie ekonomiki projektów oraz ograniczeń technicznych, które czasami fizycznie uniemożliwiają zmiany, zależy już od decyzji poszczególnych państw członkowskich.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka