Przygotowanie Rosji do wojny z NATO zajmie wiele lat. Widzę tylko jedną możliwość, w której mogłoby do czegoś dojść – gdyby szalony Putin uległ naciskom Pekinu i postanowił wciągnąć Stany Zjednoczone w jakiś konflikt w Europie – mówi Salonowi 24 gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.
Donald Tusk powiedział w wywiadzie dla kilku gazet, nie tylko polskich, że musimy szykować się do wojny. Powtórzył, że żyjemy w czasach przedwojennych. Czy to słowa mające po prostu zwiększyć czujność, czy faktycznie szef rządu wie więcej, a zagrożenie wojną jest realne?
Gen. Waldemar Skrzypczak: Może zagrożenie inwazją realne nie jest, ale ja słowa premiera widzę w dwóch kontekstach. Po pierwsze potwierdzają, że czas nie jest bezpieczny, zagrożenia istnieją, ludzi należy ostrzec, a jednocześnie zmobilizować do ewentualnej obrony. Po drugie być może premier ma wiedzę, która pozwala mu takie ostrzeżenia Polakom wysyłać. Jestem natomiast przeciwnikiem straszenia, bo uważam, że wojskiem czy narodem wystraszonym nie da się dowodzić. Jako stary żołnierz mam doświadczenie i wiem o tym, że jak żołnierz na misjach był zmotywowany i miał odwagę, a dowódca mówił o wszystkim w sposób zdecydowany, jasny, precyzyjny i nie było w tym żadnego przerażenia i straszenia, to pełnił służbę w sposób wzorowy. A były takie zmiany, w których dowódcy sami się bali, a żołnierzy straszyli. I potem oni przesiedzieli całą zmianą w bazach i schronach. Tak się nie działa. W związku z tym uważam, że Polaków trzeba motywować, uczulać na zagrożenia. Nie straszyć wojną, ale podnosić zdolności obronne.
No dobrze, ale nie chodzi tylko o straszenie, ale świadomość zagrożenia, by móc się lepiej przygotować. Czy ewentualna wojna z Rosją jest w ogóle realna?
Moim zdaniem w ciągu najbliższych kilku, a nawet kilkunastu lat Władimir Putin nie osiągnie takich zdolności bojowych, które pozwoliłyby mu przeprowadzić agresję przeciwko komukolwiek z Zachodu. Ze strategicznego punktu widzenia nie ma na to szans. Widzę tylko jedną możliwość, w której mogłoby do czegoś dojść – gdyby szalony Putin uległ naciskom Pekinu i postanowił wciągnąć Stany Zjednoczone w jakiś konflikt w Europie. Na pewno nie byłby to jednak konflikt wielkoskalowy, raczej jakieś niewielkie starcia przygraniczne. Robione po to, by odwrócić uwagę USA od rejonu Pacyfiku. Faktycznie Putin stał się już niemal wasalem Chin, w ich interesie takie działania mógłby podjąć. Pamiętajmy jednak, że na prowadzenie takiej inwazji, jak wobec Ukrainy, nie ma szans.
Czyli mogą mieć miejsce ataki hybrydowe, prowokacje, walka informacyjna?
One nie tylko mogą, ale już mają miejsce i będą trwać. Przeciwdziałanie im jest trudne. Natomiast przygotowanie do pełnoskalowej operacji i wojny z NATO zajęłoby Rosjanom wiele lat. Owszem, teoretycznie mają oni trzy kierunki, na które punktowo mogliby uderzyć. To kierunek fińsko-skandynawski, nadbałtycko-polski i rumuński. Z tym że to tylko teoria, bo moim zdaniem Putin nie jest w stanie przeprowadzić takiej operacji. Gdyby uderzył na Polskę i kraje bałtyckie, natychmiast nadziałby się na skrzydłowe uderzenia Rumunii od południowego Zachodu i Finlandii oraz innych krajów skandynawskich należących do NATO, od północy. Bo ja sobie nie wyobrażam, żebyśmy my, broniąc się, nie mogli liczyć na to, że Rumunia i skandynawscy członkowie NATO uderzą, realizując artykuł piąty. Oni mogą liczyć na to samo z naszej strony. Nasze położenie strategiczne jest dla nas korzystne. A sytuacja znacząco się poprawiła po wejściu Finlandii i Szwecji do Paktu Północnoatlantyckiego.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo