Zamknięcie kopalni i elektrowni w Turowie to będzie prawdziwa katastrofa ekologiczna, dla kilku miast potężny problem z zaopatrzeniem w wodę. Do tego blackouty w części Polski i wzrost cen energii w całym kraju. Będziemy siedzieć przy ogniskach oraz jeździć na przysłowiowe szparagi – mówi Salonowi 24 Wojciech Ilnicki, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w Kopalni Węgla Brunatnego (KWB) Turów.
O sprawie Turowa głośno było kilka lat temu, potem nastała cisza, w tym tygodniu znowu sprawa wypłynęła za sprawą wyroku sądu cofającego decyzję środowiskową. Co tak naprawdę to orzeczenie oznacza?
Wojciech Ilnicki: Faktycznie większość społeczeństwa, osoby, które nie śledzą tej sprawy na bieżąco, nie zdają sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Otóż wyrok sądu oznacza, że została cofnięta decyzja środowiskowa, bez której praktycznie nie możemy funkcjonować. Na przykład, musimy mieć zgodę środowiskową na odwodnienie części wyrobiska. Wszyscy od Niemiec, przez Czechy po Polskę wiedzą, że odwadniając, oczyszczamy rzekę Nysa, wpuszczamy do niej bardzo czystą, odfiltrowaną wodę. Dzięki temu Nysa jest jedną z najczystszych rzek w Polsce. Bez zgody środowiskowej tak naprawdę teoretycznie nie możemy już tego robić. W zasadzie wtedy trzeba zalać kopalnię, co będzie miało bardzo poważne konsekwencje, dojdzie do katastrofy ekologicznej.
Kopalnie zamykane są na całym świecie, dlaczego akurat tu miałoby dojść do katastrofy?
Jak wynika z obliczeń, gdyby chcieć zamknąć kopalnię bez konsekwencji, trzeba by było to zrobić w ciągu 8-10 lat, odpowiednio cały proces przygotować. My nie jesteśmy płytką kopalną, nagłe zamknięcie doprowadziłoby do potężnej katastrofy ekologicznej, wtedy dopiero byłby płacz i zgrzytanie zębów. Gdyby obsunęła się ziemia, Nysa skierowałaby się do naszej odkrywki. Zalewałaby odkrywkę przez kilka lat, ale przestałaby dalej płynąć. Jakby przestała dalej płynąć, miasta leżące nad rzeką, które korzystają z niej do zasilania lokalnych wodociągów, straciłyby możliwość zasilania swoich mieszkańców wodę. Nysa wpada do Odry, więc zmniejszyłby się dopływ wody i do tej rzeki.
Skalę problemu zwiększa fakt, że w ostatnich latach zmniejsza się ilość opadów. Więc nie ma przesady w stwierdzeniu, że zamknięcie kopalni doprowadziłoby do prawdziwej katastrofy ekologicznej. Wynikającej wyłącznie z decyzji i błędów ludzkich, bo my spełniamy wszystkie normy. Zagrożona będzie Bogatynia, Zgorzelec, niemieckie Zittau (Żytawa – red.), wystarczy prześledzić mapę, zobaczyć, które miasta leżą w okolicy Nysy, korzystają z jej wody. Osobiście mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo nie dopuszczam takiej myśli, by ktokolwiek w Polsce świadomie do takiej sytuacji doprowadził. Ci, którzy wydali wyrok w sądzie, nie posiadają wiedzy technicznej, inżynieryjnej, nie są po prostu świadomi, jak straszne skutki ich decyzja może wywołać.
Nie brak komentarzy, że tak naprawdę to cofnięcie decyzji nie musi oznaczać jeszcze katastrofy, gdyż decyzję środowiskową można uzyskać ponownie?
Sytuacja jest bardzo groźna, ponieważ zgodnie z wyrokiem sądu od 2026 roku mamy zakaz funkcjonowania. Decyzję środowiskową można uzyskać ponownie, ale cały proces trwa latami. To jest bardzo skomplikowana procedura uzyskania pozwoleń, a fakt, że wszystko dzieje się w strefie przygranicznej, w sąsiedztwie Czech i Niemiec, dodatkowo tę procedurę wydłuża.
Zapowiadacie protest, jakie konkretnie będą Wasze działania?
W piątek komisja zakładowa przekształciła się w komitet protestacyjno-strajkowy. Prawnicy analizują też przesłanki do sporu zbiorowego, tu rozmawiamy też z innymi związkami zawodowymi. Niepokoi, że choć mija kolejna doba od wyroku, nie mamy odzewu ze strony żadnego z ministerstw. Cieszy natomiast nastawienie ludzi. Byłem na posiedzeniu Zespołu Rynku Pracy i Polityki Gospodarczej w Radzie Dialogu Społecznego. Widziałem zrozumienie ze strony pracodawców, którzy na sprawę patrzą z innego nieco punktu widzenia. Niestety, nie wypowiedział się nikt ze strony rządowej. Wśród pracodawców natomiast nie brak ekspertów. Mają oni świadomość, że od 2025 roku będzie brakować u nas między 4 a 11 gigawatów, w zależności od sytuacji. Minister przemysłu na spotkaniu z nami powiedziała, że na przykład Wielka Brytania ogłosiła, że zapotrzebowanie mocy zwiększyła o 100 proc. Więc proszę sobie wyobrazić, w jak trudnej będziemy sytuacji, gdy braknie między 4 a 11 gigawatów energii.
Sam Turów to 2 gigawaty, więc w razie zamknięcia elektrowni do tych braków trzeba dodać kolejne. Zamknięcie Turowa spowoduje wyrwę, której nie zastąpimy odnawialnymi źródłami energii. Żeby było jasne – jestem zwolennikiem OZE, to nasza przyszłość. Jednak źródła te muszą mieć podtrzymanie mocy, podtrzymanie częstotliwości. Tego w razie zamknięcia kopalni i elektrowni Turów zabraknie. Widzieliśmy, co się działo, gdy doszło do awarii w Bełchatowie, ceny prądu poszybowały mocno w górę. Zamknięcie Turowa spowoduje i wzrost cen, i blackouty, czyli długie przerwy w dostawach prądu. Import energii to także sprawa problematyczna.
Na Ukrainie toczy się wojna. Z kolei, gdy w tym roku zamarzła Norwegia, ceny wzrosły do 8 tysięcy za megawatogodzinę. W przypadku zamknięcia Turowa staniemy się zakładnikami wysokich cen. To już nie są żarty. Bo po pierwsze stracą zwykli odbiorcy, ale będzie to też cios dla przedsiębiorców. Biznes będzie się wyprowadzał do Indii, Chin i wszystkich tych krajów, które w polityce Zielonego Ładu nie uczestniczą. Po zamknięciu Turowa biznes z Polski odejdzie w przyśpieszonym tempie. A my będziemy siedzieć przy ogniskach i jeździć na te przysłowiowe szparagi.
Jak będzie wyglądał Wasz dalszy protest?
Jak wspomniałem, w piątek Komisja Zakładowa Solidarności przekształciła się w Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Upoważniła też prezydium do wejścia w spór zbiorowy, co wymaga porozumienia z innymi związkami. W obronie Turowa byliśmy i jesteśmy jednością, więc jestem przekonany, że tak samo będzie i tym razem. Doprowadzimy do strajku ostrzegawczego. Jeżeli nie będzie żadnego kompletnie odzewu, będzie dalej próba chamskiego zamknięcia kopalni, to „zatrzymamy” Turów. Oczywiście nie całkiem – bo to już by było nieodwracalne, ale zakład przejdzie na bieg jałowy. Wtedy pokażemy, ile będzie kosztować energia elektryczna w Polsce bez Turowa, który dostarcza energię zdecydowanie najtańszą.
Przede wszystkim zależy nam na tym, żeby ludzie pracujący w zakładzie mieli bezpieczną i spokojną pracę, ale też na Polsce, żebyśmy korzystali z taniej, dobrej energii. Zależy nam też, byśmy naprawdę dbali o ekologię. Jak jednak mamy to robić, skoro chce się zamknąć najnowocześniejszą elektrownię w Polsce? Zakład, który, produkuje tanią energię, oczyszcza wodę, nasadza miliony drzew? Jak można mówić o dbałości o środowisko, gdy chce się doprowadzać do katastrofy ekologicznej? Jak można mówić o bezpieczeństwie energetycznym, skoro chce się nas zmusić do ściągania energii, Bóg wie od kogo, ale na pewno droższej i mniej ekologicznej niż ta z Turowa?
Źródło zdjęcia: Zamknięcie kopalni i elektrowni w Turowie budzi potężne emocje. Fot. PAP/Mateusz Marek
Inne tematy w dziale Społeczeństwo