Przed komisją śledczą ds. afery wizowej stanął w poniedziałek były dyrektor w MSZ Jakub Osajda. Była to druga osoba, po byłym wiceszefie MSZ Piotrze Wawrzyku, która jesienią ub.r. straciła pracę w resorcie w związku z nieprawidłowościami przy wydawaniu wiz. Zeznania urzędnika sprawiły, że zebrani na sali osłupieli.
Były dyrektor w MSZ obwinia PiS za aferę wizową
Na dzisiejszej komisji zeznawał były dyrektor w MSZ Jakub Osajda. Mężczyzna został wyrzucony z pracy w zeszłym roku w związku z wybuchem afery wizowej.
Jak podkreślił Osjada, mamy wielowątkową aferę wizową, a oprócz tego mówił o "partactwie legislacyjnym i niedopełnieniu obowiązków przez wysokich politycznych funkcjonariuszy PiS".
- Powiem to wprost, matką wszystkich nieprawidłowości, a być może matką albo macochą wszystkich afer związanych z MSZ, była ustawa o służbie zagranicznej – ocenił.
- Ustawa o służbie zagranicznej miała być wielką reformą - i była tak reklamowana, która do tej pory nie weszła do końca w życie. Ustawa, która jest ze stycznia 2021 roku, była – do czasu kiedy byłem dyrektorem – nowelizowana sześć razy. Zapisy kosztowe powodują, że jeżeli ona teraz wejdzie w życie, ministerstwo, którym kieruje Radosław Sikorski zbankrutuje – powiedział świadek.
W jego ocenie próbowano go wrobić w aferę, choć nie był w nią zamieszany, a decyzje w tej sprawie "podejmowano na Nowogrodzkiej". Zdaniem Osajdy ówczesny szef sztabu wyborczego PiS Joachim Brudziński miał stwierdzić, że "jest w sztabie po to, żeby walczyć o Polskę i nie będzie umierał za MSZ".
Więcej przeczytasz o tym tutaj:
Sensacja na komisji. Bochenek trzymał migrantów na gospodarstwie?
Urzędnik w pewnym momencie stwierdził, że do Wawrzyka dzwonili politycy, którzy chcieli mieli rzekomo potrzebować migrantów do własnych celów.
Osajda mówił w poniedziałek w Sejmie, że w tym okresie do Piotra Wawrzyka "dzwonili politycy różnych opcji i prosili o interwencję". Wśród nich miał być ówczesny wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz, który kontaktował się w sprawie dotyczącej repatriacji.
- Wiem, że były też interwencje związane nie tylko z repatriacją. Pan minister Wawrzyk też wskazywał, że na przykład pan Rafał Bochenek dzwonił, żeby do jego, czy jego rodzinnego gospodarstwa, byli ściągnięci pracownicy z Filipin - zeznał Osajda.
Osajda zeznał też, że Edgar Kobos wskazywał, iż ściąga do swojego gospodarstwa pracowników, "a w związku z wojną na Ukrainie nie ma już tutaj możliwości pozyskania pracowników ze wschodu i trzeba sięgać po pracowników z Dalekiego Wschodu i tutaj wskazywał na Filipiny”. - Wskazywał, że podobno obywatele Filipin mają duży problem z opuszczeniem tego kraju i dlatego najprościej jest rekrutować pracowników, którzy już opuścili Filipiny i pracują w innych krajach Azji – mówił świadek.
- Chyba skończyło się tak, że ci pracownicy przyjechali - dodał.
Bochenek odpowiada byłemu urzędnikowi
Na słowa byłego dyrektora zareagował wezwany do tablicy Rafał Bochenek. Polityk PiS nie zamierza odpuścić i zagroził urzędnikowi podjęciem kroków prawnych przeciwko niemu.
- Nie wiem czego Pan Osajda się najadł, bo strasznie bredził dzisiaj przed komisją śledczą. Nigdy nie ingerowałem, nie dopytywałem, ani nie kontaktowałem się z nikim z MSZ ws. wydawania wiz dla jakichkolwiek obywateli państw azjatyckich ( zwłaszcza do jakiegoś "mojego gospodarstwa"). Wymienianie mojego nazwiska przez p. J. Osajdę w tym kontekście jest nadużyciem, konfabulacją i zwykłym kłamstwem. Zero wiarygodności! Oczekuję, że p. Osajda przeprosi mnie za tę wypowiedź w przeciwnym razie będę musiał rozważyć kroki prawne.
MB
Fot. Jakub Osajda. Źródło: PAP/Tomasz Gzell
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka