Afera Collegium Humanum. W całej Polsce studenci i absolwenci tej uczelni boją się o swoją przyszłość. Nic dziwnego. Pięć lat więzienia grozi tym, którzy posługiwali się lewymi dyplomami uczelni, a nawet 8 tym, którzy zostaną uznani za członków zorganizowanej grupy przestępczej.
Kilka tysięcy osób umoczonych w aferę Collegium Humanum
Kilka dni temu agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali rektora Collegium Humanum Pawła Cz. i kilku innych jego współpracowników. Trzy osoby, z szefem uczelni na czele, trafiły do aresztu. Zarzuty: korupcja, fałszowanie dokumentów i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
Więcej przeczytasz o tym tutaj:
Salon24.pl poznał szczegóły toczącego się śledztwa. Przestępczy rozmach, z którym działało Collegium Humanum był niesłychany, a umoczonych w aferę może być… kilka tysięcy osób! Teraz pojawiają się pytania, co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy mogą pochwalić się dyplomem MBA. Dariusz Wieczorek, minister nauki, zapowiedział szczegółowe kontrole. Zdradził też, że dokumenty mogą być unieważnione.
Teraz trudno stwierdzić, kto może spać spokojnie. Nawet jeśli student miał dobre intencje, przykładał się do nauki, uczęszczał na zajęcia i w dobrej wierze przystąpił do egzaminu, to i tak może mieć kłopoty. Z naszych informacji wynika, że egzaminy (nie wiadomo na razie ile) były ustawiane przez informatyków na rozkaz rektora: nieważne jak się odpowiadało, zawsze dostawało się piątkę.
Były pracownik: inna sprawa, że poziom był żałosny. To było 30 pytań, nie było nic po angielsku. Licealista by sobie poradził.
Oczywiście trudno oczekiwać, żeby takie same konsekwencje ponosiła osoba, która nie miała złych zamiarów i taka, która wiedziała, że egzamin jest lewy, a jeszcze później czerpała korzyści majątkowe posługując się nim. W każdym razie górna granica więzienia wynosi 5 lat.
Jak działała grupa Collegium Humanum?
Głową – jak chce CBA – gangu był rektor Paweł Cz., który wraz z najbliższymi współpracownikami zawiadywał „biznesem” z warszawskiej centrali uczelni. Ale Collegium Humanum miało swoich ludzi także w wielu innych miastach Polski. - Na terenie całego kraju pracowało nawet 80 osób. Ich zadaniem było naganianie klientów – mówi nam osoba, która bardzo dobrze poznała mechanizmu działające w lewym biznesie. - Rekruterzy najczęściej prowadzili działalność gospodarczą. Za swoją pracę dostawali pieniądze. Bardzo duże pieniądze, bo nawet 3 tysiące od głowy – dodaje nasz inny rozmówca.
Skontaktowaliśmy się z mężczyzną, który zajmował się tym w jednej z miejscowości w centralnej Polsce. Jego (i jego żony) nazwisko przejawia się w zeznaniach. - Nie mamy sobie nic do zarzucenia. To prawda, że zarabialiśmy bardzo duże pieniądze. Ale klientów pozyskiwaliśmy legalnie. Nie wykorzystywaliśmy żadnych zależności służbowych – zapewnia nas mężczyzna.
Były pracownik Collegium Humanum: - Rekruterów wynajdywał sam rektor. Szukał wśród rodzin ważnych samorządowców, polityków, czy też angażował naukowców. Przykładał do tego bardzo dużą wagę, bo kontakty takich ludzi pozwalały rekrutować armię studentów i dzięki temu zarabiać wielkie pieniądze.
Osoba znająca doskonale szczegóły śledztwa: - Powiem tak - rekruterzy nie narzekali. Rocznie zarabiali nawet 500 tysięcy złotych.
We Wrocławiu Collegium Humanum zarabiało fortunę
Ciekawie jest we Wrocławiu. Tu Collegium Humanum zarabiało prawdziwą fortunę. Nie tylko na studentach. Przypomnijmy, że kilkadziesiąt osób (liczba może wzrosnąć) z samego magistratu, jak i miejskich spółek uzyskała tytułu MBA tej uczelni, a – co jest najbardziej oburzające – urząd miejski refundował chętnym nawet 80 procent kosztów! (tj. ponad 8 tysięcy złotych). Czyli urzędnicy Jacka Sutryka (on sam też ma taki dyplom MBA i dzięki niemu zasiadał w trzech radach nadzorczych, w których zarobił setki tysięcy złotych) kształcili się w podejrzanej uczelni za pieniądze wrocławskich podatników!
Jeśli okaże się, że dyplomy zostaną unieważnione, to problemy będą miały wszystkie samorządy, które zatrudniały absolwentów MBA w swoich radach nadzorczych. A sami absolwenci będą musieli oddać pieniądze.
Co w całej sprawie bulwersuje jeszcze bardziej to to, że wrocławskim pracownikiem uczelni była żona Damiana Żołędziewskiego – dyrektora departamentu prezydenta Jacka Sutryka, która zajmowała się tam rekrutacją i czerpała z tego tytułu zyski! Mamy więc do czynienia z niewątpliwie oburzającą sytuacją, która budzi zainteresowanie nie tylko wrocławskich podatników.
We Wrocławiu Collegium Humanum zarabiało też duże pieniądze w inny sposób. Na przykład prowadziło szkolenia 25… motorniczych w MPK! I nie chodziło o poprawę umiejętności jazdy tramwajem, a o edukację w zakresie zostania menedżerem. Dotarliśmy do umowy uczelni z przewoźnikiem, z której wynika, że miejska spółka zapłaciła za to 60 tysięcy złotych.
CBA apeluje: W celu skorzystania z klauzuli niekaralności, wynikającej z art. 229 § 6 Kodeksu karnego, osoby uczestniczące w przestępczym procederze nielegalnego handlu dyplomami powinny niezwłocznie zgłosić się do Śląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach lub Delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Rzeszowie.
Marcin Torz
Na zdjęciu jedna z sal w budynku warszawskiego Collegium Humanum, fot. Collegium Humanum Warszawa
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo