Mijają dwa lata od momentu pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę. Wtedy wielu Polaków rzuciło się z bezinteresowną pomocą, przyjmowało ludzi uciekających przed wojną pod swój dach. Pana stowarzyszenie do dziś organizuje wsparcie dla uchodźców, ale też wysyła pomoc na Ukrainę. Jednak nastawienie Polaków się zmienia. Jak porównałby Pan sytuację dwa lata temu i dziś?
Mamy demonstracje rolników i myśliwych przeciwko sprowadzaniu ukraińskiego zboża, pojawiają się na tych protestach skandaliczne napisy, choćby słynny transparent wzywający Putina do zniszczenia Ukrainy, czy Brukseli. Pana zdaniem to rozpacz rolników, którzy znaleźli się w fatalnej sytuacji, czy prowokacje strony rosyjskiej?
Tu jest kilka kwestii. Po pierwsze same protesty nie biorą się znikąd, my nie jesteśmy wyrwani z kontekstu, to się dzieje w całej Europie, w Polsce skala protestów jest stosunkowo mała w porównaniu z tym, co ma miejsce na Zachodzie. Demonstracje są efektem pewnych decyzji, które zapadają w Brukseli. Jedną z nich było właśnie wpuszczanie zboża i innych produktów z Ukrainy. Wiadomo, że jeżeli była jakaś luka, to sprytni ludzie z niej skorzystali. Rolnicy się burzą, to jest zrozumiałe, tylko weźmy też pod uwagę, że często wyjeżdżają traktorami, które kosztują setki tysięcy czy nawet ponad milion złotych. Więc to nie jest tak, że oni umierają z głodu.
No tak, ale zarobili na to, trudno kogoś winić za dorobienie się...
Ja im nie żałuję. Co więcej, w interesie polskiego państwa jest to, żebyśmy się mogli sami wyżywić, a importowali jedynie to, bez czego i tak możemy sobie poradzić. Co bardzo istotne, u nas są gospodarstwa dwudziesto, pięćdziesięcio czy nawet stuhektarowe, największe to chyba około 10 tysięcy hektarów. Na Ukrainie są ogromne latyfundia-przedsiębiorstwa, częstokroć zarejestrowane na Cyprze czy w innych rajach podatkowych, często zagranicznym kapitałem. Państwo ukraińskie praktycznie nic z ich działalności nie ma, koncerny te nie zostawiają tam podatków.
Trzeba jednak patrzeć na szerszy kontekst. Od kilku dni mój kolega, którego poznałem w 2014 roku podczas Majdanu, Ukrainiec polskiego pochodzenia mieszkający we Lwowie przysłał mi zdjęcia, które dostaje od kogoś, również jakieś teksty z rosyjskojęzycznych kanałów. Na przykład demonstracje przeciwko NATO, która nie jest mistyfikacją i rzeczywiście miała miejsce, kiedy nie wiem. Więc warto te kropki połączyć. Jeżeli do mojego kolegi spływają codziennie takie zdjęcia i filmiki, jeżeli zaobserwujemy co się dzieje wokół tych protestów rolniczych u nas, ile skrajnie prorosyjskich osób tam się pojawia, dołożymy do tego relacje, które są w rosyjskiej telewizji, to układa nam się to w logiczną całość.
Pana stowarzyszenie od początku pomagało uchodźcom, organizowaliście też zbiórki dla Ukrainy, pomoc wysyłaną na front. Ta trwa, co więcej, są przecież przypadki osób niegdyś mocno antyukraińskich, które po wybuchu wojny zmieniły podejście, same wsparcie się angażują. Więc chyba te skandaliczne transparenty są jedynie krzykliwym marginesem?
Kilka dni temu wrzuciłem w mediach społecznościowych zdjęcie wspomnianego skandalicznego transparentu. Wywiązała się pod nim bardzo długa dyskusja. Co dla mnie szczególnie przykre, również moi koledzy z Ligi Republikańskiej, jeszcze niedawno bardzo proukraińscy, dziś prezentują zupełnie inną postawę.
Tylko że po dwóch latach wojny możemy mieć też do Ukraińców poważne pretensje – i o brak pochówków ofiar Wołynia, i zachowania niektórych Ukraińców wobec Polaków, wreszcie działania samych władz w Kijowie.
Dla mnie to tłumaczenie, że skoro Zełeński coś tam skandalicznego powiedział, mam zmieniać mój stosunek do tego, co dzieje się na Wschodzie, jest bez sensu. Bo wciąż trwa wojna, która jak wspomniałem, jest naszą wojną. Sam też mam duże pretensje do Ukraińców o różne rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że obraz jest prosty.
Pojawiły się w internecie alarmujące wpisy, że przez protesty pomoc dla Ukrainy została całkowicie wstrzymana, nie trafia za naszą wschodnią granicę. To prawda, czy fake newsy?
Na pewno jest ona utrudniona, to nie ulega wątpliwości. Jest tu też jednak inny problem. Rzeczywista skala korupcji na Ukrainie spowodowała dużą niechęć do pomagania, na zasadzie wysyłamy pomoc na przykład do Charkowa, a Ukraińcy niech się podzielą. Dlatego bardzo wiele grup, które do tej pory pomagały, ma swoje konkretne miejsca, do których ta pomoc trafia. Jednocześnie coraz trudniej te pieniądze jest ściągnąć, bo wiadomo, że entuzjazm nie może trwać wiecznie.
Dawniej w celu zebrania 10 tysięcy złotych wystarczył jeden wpis w internecie. Teraz ten wpis musi być powtórzony, obdzwonieni znajomi, wysłane ileś SMS-ów i wtedy się udaje cokolwiek zebrać. Tu jest jednak też kwestia pewnej atmosfery, która się zmieniła. Ja jednak za każdym razem powtarzam, że jeśli my nie pomożemy, to nam trzeba będzie pomagać w przyszłości. To, gdzie jest racja i słuszność, nie ulega żadnej wątpliwości.
Oczywiście, że nas może bardzo wiele rzeczy irytować. Mój syn jest menadżerem klubu, w którym odbywają się dyskoteki. Tam co jakiś czas 300, 400 młodych chłopaków bawi się na ukraińskiej imprezie. Mogliby być w wojsku, ale nie są. Tu jest też kwestia wielu zaniechań, które państwo ukraińskie zrobiło. Biją się za nas, mamy obowiązek im pomagać, ale nie może być tak, że nie możemy powiedzieć ani słowa skargi, bo wiele rzeczy nam się nie podoba i musimy o nich mówić głośno i dobitnie.
Natomiast absolutnym policzkiem, napluciem w twarz jest dla mnie stwierdzenie, że Putin miałby rozwiązać nasze problemy. To jest niedopuszczalne i człowieka, który jechał tym traktorem, należałoby prześwietlić na wszystkie strony, dowiedzieć się, czy była to tylko jego głupota, czy agentura. Okazuje się, że władze sprawą się już zajęły i mimo że nie jestem zwolennikiem obecnie rządzących, w tej sprawie mogę im podziękować, powiedzieć, że bardzo się cieszę. W kwestii bezpieczeństwa państwa musimy się wznieść ponad podziały.
Źródło zdjęcia: Młoda Ukrainka przygotowuje się do walki za swój kraj. Fot. PAP/EPA/MYKOLA TYS
Komentarze
Pokaż komentarze (247)