Prokuratura Regionalna w Szczecinie po zmianach dokonanych przez ministra Adama Bodnara, wycofała wniosek o uchylenie immunitetu dla Tomasza Grodzkiego. Śledczy podejrzewali polityka KO o korupcję w Specjalistycznym Szpitalu im. prof. Alfreda Sokołowskiego w Szczecinie. W sprawie postawiono zarzuty 30 osobom.
Nie będą ścigać Grodzkiego
Jako pierwsze informację o kroku prokuratury podało radio RMF FM. Prokuratura Regionalna w Szczecinie odpuściła Tomaszowi Grodzkiemu, ponieważ dostrzegła "istotne niespójności tez w nim zawartych z tezami aktu oskarżenia w sprawie przeciwko Krzysztofowi K. i innym". Poza tym, oceniła, że materiał dowodowy i wniosek o uchylenie immunitetu opierał się na zbyt wątłych przesłankach, a w dokumentach stwierdzono... błędy proceduralne.
"Przywoływane są też zeznania świadków, które - według śledczych - wykluczają możliwość stawiania zarzutów senatorowi" - donosi RMF FM. Tym samym kończy się kilkuletnia historia z próbami uchylenia immunitetu Grodzkiemu.
Dwukrotnie próbowała to zrobić szczecińska prokuratura - ostatni raz już po nowym roku, gdy rząd objęła koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Niedługo potem Adam Bodnar odwołał Dariusza Barskiego ze stanowiska Prokuratora Krajowego, mimo braku pisemnej zgody ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Prokurator Generalny uznał powołanie Barskiego za niebyłe w świetle prawa, ponieważ - w jego opinii i autorów kilku opinii - Barski był w stanie spoczynku nieskutecznie przeniesiony do pracy.
O co chodziło w aferze?
Proceder korupcyjny polegał na żądaniu od pacjentów pieniędzy w kwocie po 10 tys. zł w zamian za przyjęcie ich do szpitala poza formalną listą oczekujących i wykonanie zabiegu, którego koszt refundowany był ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia. Wpłaty pacjentów przyjmowane były na rachunek Fundacji Pomocy Transplantologii w Szczecinie i za jej pośrednictwem przekazywane w części na rzecz lekarzy zatrudnionych w ww. szpitalu" - informowała prokuratura.
Gdy około roku 2005 chirurg Krzysztof K. zasygnalizował Tomaszowi G. potrzebę wykonywania w szpitalu zabiegów bariatrycznych, uzyskał informację, iż jest to możliwe tylko pod warunkiem uzyskiwania od pacjentów korzyści majątkowej. W trakcie prowadzonych następnie rozmów Tomasz G. wskazał podmiot, który miał przyjmować wpłaty, tj. Fundację Pomocy Transplantologii oraz wyznaczył wysokość wpłaty na 10 tys. zł. Polecił następnie Krzysztofowi K., aby żądał od pacjentów wpłaty ustalonej przez Tomasza G. kwoty jako niezbędnej do wykonania zabiegu bariatrycznego" - dodano.
Łącznie na rachunek Fundacji Pomocy Transplantologii trafiło od 217 pacjentów ok. 2,3 mln zł. Według prokuratury, proceder miał być prosty: kto wpłacił pieniądze, mógł liczyć na szybszy termin zabiegu. Inni pacjenci czekali na operacje np. dwa lata.
Już dwukrotnie śledczy o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej w Senacie, jednak bezskutecznie. Co na to Grodzki? Według niego, wszystkie ustalenia były nieprawdziwe. - To ostatni etap polowania na marszałka Senatu, którym byłem przez cztery lata, ku utrapieniu PiS. Ludzie, którzy są oskarżani, są całkowicie niewinni i ratowali życie ciężko chorych ludzi - ocenił kilka tygodni temu w rozmowie z "Wirtualną Polską".
Fot. Były marszałek Senatu Tomasz Grodzki
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo