Mam sygnały z jednego powiatu na Mazowszu, w którym PiS miało ponad 50 proc. poparcia. Dziś ma problem ze skompletowaniem listy kandydatów do rady powiatu. Pytanie, czy PiS zdąży oprzytomnieć – o polityce i błędach PiS, oraz liście prof. Andrzeja Nowaka o sytuacji największej partii opozycyjnej mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
Dużym echem odbił się list Profesora Andrzeja Nowaka o koniecznych zmianach w PiS-ie. Głos słuszny, przesadzony, czy rację mają ci, którzy uważają, że diagnoza jest trafna, ale zaproponowana terapia – wybór Patryka Jakiego lub Przemysława Czarnka na liderów partii już niekoniecznie?
Prof. Jarosław Flis: To nie pierwszy i nie ostatni sygnał, że również po konserwatywnej stronie jest refleksja, że PiS powinien się zmienić. Nie zgadzam się jednak z opiniami, że jedynie proponowana terapia jest nieprawidłowa, a diagnoza właściwa. Moim zdaniem również diagnoza jest bardzo wątpliwa. Opiera się na założeniu, że PiS straciło władzę, bo było zbyt łagodne. Zresztą propozycja, żeby postawić na Przemysława Czarnka, lub Patryka Jakiego dobitnie to zdanie autora potwierdza. Bo pomijając kwestie ich zdolności organizacyjnych i przywódczych, to temat na inną rozmowę, uczynienie ich twarzami PiS na pewno nie posłuży złagodzeniu przekazu, pójściu w kierunku wyborców środka. Będzie raczej służyło jasnemu podkreśleniu, że PiS przegrało, bo było zbyt łagodne, jak zaostrzy przekaz, to zyska. Jednak to odpływ wyborców umiarkowanych spowodował utratę władzy przez Zjednoczoną Prawicę.
Padają argumenty, że dzięki utwardzeniu przekazu partia utrzyma głównie twardy elektorat, za parę lat przejmie władzę?
To jest to przejście do wariantu przetrwalnikowego. Opierać się ma na założeniu, że tak jak w 2007 roku teraz trzeba odczekać, najmocniej utwierdzając twardy elektorat, a za 8 lat uda się dojść do władzy. Tylko że tym razem to raczej nie zadziała. List profesora Nowaka opiera się na założeniu, że mamy w Polsce dramat, a to wymaga nadzwyczajnych rozwiązań. Ta opowieść to „kaczyzm” w wersji czystej. Sugeruje, że polityka PiS-u powinna być jeszcze bardziej nadzwyczajna niż to, co robiono przez 8 lat.
Mówienie o nadzwyczajnej sytuacji, do której trzeba się nadzwyczajnie sprężyć, sugeruje też podejmowanie nadzwyczajnych działań. Biorąc pod uwagę to, co się dzieje w sprawie Pegasusa, wokół Trybunału Konstytucyjnego czy prokuratury, takie wezwania działają na wyborców jak przysłowiowa płachta na byka. Bo raczej wydaje mi się, że głównym problemem dramatu w Polsce jest to, że ktoś właśnie nadużywa nadzwyczajnych środków, a nie to, że używa ich za mało.
Tyle że ten elektorat zdecydowanie konserwatywno-niepodległościowy też mógł być w wielu sprawach rozczarowany. Chociażby w pewnym momencie obrońcy życia byli przez niektórych polityków PiS ostro krytykowani, a potem dopiero był słynny wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Apelowanie o to, by skierować jakąś ofertę programową do strony bardziej konserwatywnej, nie musi chyba oznaczać wzywania do wątpliwych konstytucyjnie rozwiązań, czy ostrych ataków na przeciwników politycznych?
Cała polityczna opowieść PiS jest pełna sprzeczności, podobnie jak w przypadku Lewicy, która ma przekonanie, iż ma 100 proc. racji, ale nie ma 10 proc. poparcia. A są po tej stronie próby pohukiwania na III Drogę, żeby zrozumiała, że musi zgodzić się na postulaty Lewicy. Z PiS-em jest to samo, ale w większej skali.
Jeśli chodzi o obrońców życia, to rozumiem argumenty etyczne. Można dać świadectwo, ale próba przeforsowania całkowitego zakazu aborcji zostanie przykryta czapkami przez tych, którzy mają inne zdanie. Doskonale wiemy, że w 2020 roku sprawa aborcji została postawiona na ostrzu noża, w celu ratowania sytuacji PiS po piątce dla zwierząt, ale PiS się przeliczyło.
Po wprowadzeniu piątki dla zwierząt, a wcześniej szeregu rozwiązań społecznych nie brakowało opinii, że PiS szykuje sobie przyszłą koalicję z Lewicą. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku chyba na wiele lat zamknęło dyskusję o takiej współpracy?
Skutki werdyktu aborcyjnego wpłynęły na nastroje społeczne w ten sposób, że wcześniej podział między elektoratem konserwatywno-solidarnościowym a liberalno-lewicowym wynosił 3:1, a teraz wynosi 1:1. Doktor Jacek Sokołowski doskonale opisał to, dlaczego są takie skutki. Otóż dawniej przez długi czas obowiązywał pewien układ między społeczeństwem a Kościołem. Że Kościół ma prawo pouczać, ale nie egzekwować. Ten stosunek obrazowali trochę znani mi z dzieciństwa „katolicy spod dzwonnicy”. Chodzi o ludzi, którzy szli z rodzinami na mszę, kobiety z dziećmi udawały się do środka, a mężczyźni stali pod dzwonnicą. Podchodzili do Kościoła z respektem, ale dystansem. I taki był stosunek społeczeństwa do Kościoła.
Werdykt Trybunału Konstytucyjnego sprawił, że ta obowiązująca przez dekady niepisana umowa społeczna, została złamana. I stąd różnica w elektoratach, która wynosiła 3:1 dla konserwatystów, po ośmiu latach rządów PiS wynosi 1 do 1. To można porównać do tego, co zrobiło SLD. W 2001 roku przewaga sił lewicowych nad prawicowymi była duża, wszystko się odwróciło po aferze Rywina. Następnie ukształtował się zupełnie nowy podział polityczny.
Wróćmy do analizy sytuacji w PiS. Profesor Nowak wzywa prezesa Jarosława Kaczyńskiego do rezygnacji. Na razie jednak to prezes dokonuje czystek. Szok w środowiskach konserwatywnych wywołała zmiana na listach do Europarlamentu – partia ma zrezygnować z prof. Ryszarda Legutki, doświadczonego eurodeputowanego i lidera frakcji EKR, intelektualisty, filozofa, na rzecz wyniesienia wyżej Dominika Tarczyńskiego, który jest politykiem dość kontrowersyjnym.
Jeśli ktoś nie jest w stanie przyznać się do błędu, to robi błędy jeszcze większe. Pytanie, czy PiS zdąży oprzytomnieć jak przed wyborami kopertowymi w 2020 roku, gdy zatrzymał się przed ścianą i uniknął naprawdę wielkiej kompromitacji. Czy też okaże się, że na opamiętanie jest już za późno, tamta lekcja nie została zrobiona i w tym sensie, i teraz już się nie zatrzyma. Mam sygnały z jednego powiatu na Mazowszu, w którym PiS miało ponad 50 proc. poparcia. Dziś ma problem ze skompletowaniem listy kandydatów do rady powiatu. Być może po wyborach samorządowych nastąpi wielkie oprzytomnienie, gdy się okaże, że tak dalej się nie da, a obrana ścieżka prowadzi donikąd.
Platforma też robiła błędy, wróżono jej koniec, a dziś ponownie rządzi.
Tak, historia Platformy mogłaby być pewną nadzieją PiS, ale pamiętać należy, że to był jednak trójgłowy smok. To znaczy, udało się przejąć władzę dlatego, że nie było jednej listy, wyborcy wybrali albo KO, albo Lewicę, albo Trzecią Drogę. Gdyby Tuskowi udało się doprowadzić do wspólnego startu ugrupowań przeciwnych PiS-owi, dziś mielibyśmy prawdopodobnie wicepremiera Sławomira Mentzena, a premierem być może byłby dalej Mateusz Morawiecki. Opozycja jednak była w stanie zagrać na kilku fortepianach i wygrać wybory. Czy tak będzie z PiS, trudno powiedzieć.
List profesora Nowaka jest sygnałem w kierunku największej partii opozycyjnej, że czas oprzytomnieć. Na pewno wypada się zgodzić, że pacjent jest chory, trudno zaprzeczyć, że potrzeba zmian. A jeszcze niedawno była narracja o wygranych przez PiS wyborach i braku jakichkolwiek błędów. Profesor Nowak zauważa też, że problemem jest Jarosław Kaczyński. To prawda, bo po prostu wszyscy podpowiadali prezesowi to, co chciał usłyszeć. Trudno się natomiast zgodzić z diagnozą, że PiS przegrało, bo było zbyt łagodne. Ani z proponowaną terapią, polegającą na zaostrzeniu kursu.
Czy jeśli to otrzeźwienie nie nastąpi, PiS straci pozycję i po prostu osłabnie, czy też rozpadnie się, a na jego miejscu wyrośnie coś zupełnie nowego?
Jeśli popatrzymy na naszych południowych sąsiadów, to teoretycznie nasza scena polityczna jest uporządkowana. Największym atutem PiS-u, jeśli chodzi o perspektywy przetrwania tej partii, jest to, co się zdarzyło z Platformą i z PSL-em. Wielokrotnie składano te partie do grobu, a teraz mają premiera i wicepremiera. Więc może w polityce warto poczekać. Prawda jest też jednak taka, że tu może się pokazać jakieś zniecierpliwienie.
Niewykluczone, że jak PiS popadnie w marazm i nieco się zmarginalizuje, to PSL zrobi nowy podział, zacznie rozwijać w tę stronę, przygarniać wyborców PiS i stanie się partią ludową jak w Hiszpanii, a PiS może zejdzie do poziomu Voxu, chyba że rolę tę przejmie Konfederacja. Aczkolwiek można sobie też wyobrazić, że jak na Słowacji czy w Czechach będzie potężne zamieszanie, a PiS pójdzie w rozsypkę. Na pewno jednak ktoś tych wyborców będzie musiał zagospodarować, ktoś musi wygrywać wybory na Podkarpaciu. Kto to będzie, Bóg raczy wiedzieć.
Źródło zdjęcia: "Partia PiS znalazła się na rozdrożu". Fot. PAP/Radek Pietruszka
Inne tematy w dziale Polityka