Czterech Polaków trafiło na listę poszukiwanych przez kremlowski reżim. To były wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda, prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki, prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej, czy Jan Józef Hofmański, prezes Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. - Działanie Kremla ma wywołać strach na zasadzie „uważajcie, bo jeżeli wy będziecie robili coś przeciwko nam, wypowiadać się ostro, burzyć nasze pomniki, to my was na taką listę wciągniemy. Bójcie się, bo was wszędzie znajdziemy i możemy was zamordować, tak jak zamordowaliśmy wielu ludzi”. Groźby terrorystów trudno lekceważyć, natomiast należy podchodzić do sprawy ze spokojem – mówi Salonowi 24 generał Roman Polko, były dowódca Jednostki Specjalnej GROM.
Na liście osób poszukiwanych przez Kreml znalazło się wiele osób, w tym cztery z Polski. To były wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda, prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki, prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej, czy Jan Józef Hofmański, prezes Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Na liście znalazła się też premier Estonii, Kaja Kallas. Czy ci ludzie mają prawo obawiać się o własne bezpieczeństwo, w jakim stopniu realnie są zagrożeni?
Generał Roman Polko: Oczywiście Władimir Putin jest wrogiem, zbrodniarzem i terrorystą, ale żeby mordować ludzi nie musi tworzyć osobnej listy. Nie sądzę, żeby istniała jakakolwiek lista, na której znajdowali się ludzie, na których przeprowadzono zamach, dziennikarze, którzy źle pisali o Putinie, czy też różnego rodzaju oligarchowie, biznesmeni, czy nawet dawni przyjaciele Putina, którzy stali się niewygodni, jak na przykład Jewgienij Prigożyn. Putin, jeżeli chce kogoś zamordować, to nie wpisuje go na listę, tylko takiego człowieka likwiduje, uruchamiając do tego celu służby.
To jaki cel może mieć Kreml, by taka lista ujrzała światło dzienne?
Jeżeli powstają jakiekolwiek listy, nieoficjalnie, półoficjalnie, cel Kremla jest inny. Takie działanie ma wywołać strach na zasadzie „uważajcie, bo jeżeli wy będziecie robili coś przeciwko nam, wypowiadać się ostro, burzyćnasze pomniki, to my was na taką listę wciągniemy. Bójcie się, bo was wszędzie znajdziemy i możemy was zamordować, tak jak zabiliśmy wielu ludzi”. I oczywiście groźby terrorystów trudno lekceważyć, natomiast należy podchodzić do sprawy ze spokojem.
Czy ci ludzie powinni wystąpić o jakąś ochronę?
Takich środków nie należy nadużywać, ale działać w sytuacjach, kiedy rzeczywiście takie zagrożenie się pojawia. Niestety w polskiej praktyce politycznej bardzo często o wsparcie występują ludzie, którzy tak naprawdę wcale nie potrzebują ochrony, tylko podwózki. Bo jak jedzie samochodem z bombami, z asystą Służby Ochrony Państwa, a takie obrazki widzieliśmy w przeszłości, to gdzieś tam się dobrze prezentuje na spotach wyborczych, ale nie ma sensu. Prezydent miasta, czy szef instytutu nie jest w stanie ocenić, w jakim stopniu groźby, które padają pod jego adresem, są wiarygodne, w jakim stopniu mają jedynie mieć efekt psychologiczny.
Oni sami z siebie nie powinni występować o żadną ochronę, to służby powinny zapewnić dyskretną, ale skuteczną opiekę ludziom, którym w taki sposób próbuje się grozić. Niestety mieliśmy w historii wpadki naszych służb, na przykład wydanie na Białoruś osoby poszukiwanej przez reżim białoruski. To było kompromitujące. Jeszcze raz podkreślam, że taka lista tworzona jest przede wszystkim po to, żeby tym ludziom powiedzieć „bójcie się”. Trzeba więc wdrożyć środki ostrożności. Zrobić należy to jednak skutecznie i rozsądnie.
Ostatnio pojawiło się wiele analiz, że zagrożenie wojną jest całkowicie realne. Faktycznie Rosja może dokonać inwazji, chodzi jedynie o ostrzeżenie, czy może o wojnę hybrydową, działania np. w cyberprzestrzeni?
Faktycznie ostatnio znów mamy wysyp sensacyjnych doniesień, że oto za chwilę, w ciągu trzech lat Rosja zaatakuje Zachód, NATO potrzebuje dziesięciu lat, żeby się przygotować. Patrzmy na to ze spokojem, stąpajmy twardo po ziemi, analizujmy to, co się dzieje naprawdę i na tej podstawie wyciągajmy wnioski. Rosja prowadzi wojnę z Ukrainą. Jeżeli nawet produkuje ogromne ilości amunicji, to na bieżąco je zużywa i szczerze mówiąc - za dwa, trzy lata niewiele się zmieni. I ktoś mi chce wmówić, że Europa, która w tej chwili ma gigantyczną przewagę, bo PKB Niemiec jest dwukrotnie większe od PKB Rosji, miałaby stać na straconej pozycji?
Jest szansa, że już nie 1/3, ale wszystkie kraje NATO będą przeznaczać powyżej 2 proc. na uzbrojenie. Chociażby Turcja, która w ostatnim czasie mocno się zaniedbała, teraz znacząco podwyższa budżet na PKB. Jeżeli wzrost wydatków NATO na obronność przeliczy się na realne sumy, to jest kilkunastokrotnie więcej niż stać na to Rosję. Alarmistyczne głosy, które się pojawiają, służą zapewne temu, żeby nie skończyło się jak dziesięć lat temu jedynie na deklaracjach, ale żeby rzeczywiście państwa sojusznicze NATO, szczególnie te z zachodniej, bogatej Europy, jak Niemcy, Francja, Włochy, inwestowały we własne bezpieczeństwo. Trudno mówić o artykule piątym, jeżeli nie realizuje się artykułu trzeciego.
Inne tematy w dziale Polityka