Z trzech ukraińskich ciężarówek, które znajdowały się na przejściu w Dorohusku już po polskiej stronie, protestujący rolnicy wysypali w niedzielę na jezdnię część zboża. Wywołało to stanowczą reakcję ukraińskich urzędników. Mer Lwowa napisał wręcz o "prorosyjskiej prowokacji".
Incydent na przejściu granicznym w Dorohusku
Sprawę wysypania zboża wyjaśnia policja. - Trzy ciężarówki, których kierującymi byli obywatele Ukrainy, wjechały po odprawie na teren Polski. Uczestnicy protestu nie przepuścili dalej tego transportu i w pewnej chwili otworzyli naczepy, co spowodowało częściowe wysypanie się zboża na jezdnię. Kierujący zawrócili w kierunku Ukrainy - przekazała kom. Ewa Czyż z Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
Dodała, że poza tym nie nie doszło do żadnych rękoczynów lub niebezpiecznej sytuacji. Funkcjonariusze gromadzą obecnie materiał dowodowy w tej sprawie, a następnie – być może jeszcze w poniedziałek – zostanie on przekazany do prokuratury w celu oceny prawno-karnej.
Uważnie obserwujemy przebieg dochodzenia, oczekujemy szybkiego ustalenia winnych i ukarania ich. Rozumiemy, kiedy polscy rolnicy bronią swoich interesów w sposób cywilizowany. Ale ten przypadek zniszczenia ukraińskiej pszenicy nie ma nic wspólnego z pokojowym protestem ani z prawnego, ani z moralnego punktu widzenia" – napisano w komunikacie ukraińskiego resortu rolnictwa, który przytoczyła agencja Interfax-Ukraina.
Zaznaczono w nim również, że ukraińscy rolnicy od dwóch lat pracują w warunkach wojny, a czasami ceną za tę pracę jest ich życie.
W poniedziałek w Studiu PAP wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Michał Kołodziejczak zapowiedział, że wszystkie transporty ukraińskiego zboża przejeżdżające przez Polskę będą sprawdzane.
- Przeforsuję te przepisy. To jest być albo nie być Polski, polskiego rolnictwa i mojej osoby, bo nie będę współpracował z urzędnikami, pracownikami, którzy będą mi stawiali swoje warunki - zapowiedział.
Więcej przeczytasz o tym tutaj:
Kaczka nawiązuje do zabójstwa Adamowicza
"Brak reakcji polskich władz na zniszczenie ukraińskiego zboża na granicy doprowadzi do wzrostu ksenofobii i przemocy politycznej" – oświadczył z kolei wiceminister gospodarki i handlu Taras Kaczka.
Według wiceministra, którego wypowiedź na Facebooku przytoczyła agencja Interfax-Ukraina, Polska i Ukraina znalazły się na rozdrożu, a jedynym ratunkiem może być "usunięcie wszystkich blokad i zapewnienie bezpieczeństwa ukraińskich ładunków w Polsce".
"Albo będziemy się bać przemocy, która niszczy już nie tylko handel polsko-ukraiński, ale i Trójkąt Lubelski - bo zniszczono zboże, które miało trafić na Litwę - albo w końcu zreflektujemy się i zaczniemy rozmawiać jak dorośli" – napisał Kaczka.
"W przeciwnym razie jutro Mekler (chodzi o Rafała Meklera, jednego z liderów protestujących rolników) i jego banda zaczną zabijać Ukraińców za to, że są oni Ukraińcami. Niestety, nie jest to spekulacja. Miesiąc temu Polska wspominała zabójstwo prezydenta Gdańska z powodu nienawiści na tle politycznym – napisał Kaczka.
Kaczka oświadczył również, że jeśli utrzyma się "obojętność" wobec niszczenia ukraińskich towarów, to nie zdziwi się, jeśli dojdzie do agresywnych działań wobec polskich ciężarówek z serem czy towarów na półkach w sklepach.
Mer Lwowa pisze o prorosyjskich prowokatorach
Jeszcze bardziej dosadnie skomentował ten incydent mer Lwowa, który nazwał uczestników protestu "prorosyjskimi prowokatorami".
Samorządowiec zamieścił w swoich mediach społecznościowych zdjęcie, na którym widać zboże rozsypane na drodze. "Nazwijmy rzeczy po imieniu. To zdjęcie ukazuje ukraińskie zboże wysypywane z ciężarówek przez polskich, ale w rzeczywistości prorosyjskich prowokatorów. Pseudoblokada na granicy trwa" - napisał Andrij Sadowy.
"Ukraińcy dosłownie przelewają krew na polach, na których rodzi się to ziarno. Zbieranie pszenicy na polu, które widziało wojnę, jest jak praca sapera. Takie działania (Polaków - red.) to małość i hańba" - dodał.
ja
Na zdjęciu wysypane zboże w Dorohusku, fot. Facebook/Rafał Mekler
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka