Prawo i Sprawiedliwość nie ma szans na wygranie wyborów nie tylko w dużym, ale i w żadnym średnim mieście. Niech się modli, żeby utrzymać władzę w Stalowej Woli, Chełmie, czy Zamościu – stwierdził w Salonie 24 socjolog polityki Marcin Palade.
PiS w wyborach samorządowych straci bardzo wiele
Marcin Palade, socjolog polityki, był gościem Sławomira Jastrzębowskiego. Pytany o wybory samorządowe stwierdził, że PiS najprawdopodobniej straci władzę w większości sejmików, w których do tej pory rządził, choć utrzyma twardą bazę wyborczą. – Musimy brać pod uwagę, że przecież jest pewien punkt odniesienia. Są nim wybory w 2018 roku, gdzie PiS dokonało bardzo dużej progresji, bo przypomnę, że z jednego tylko województwa podkarpackiego nie tylko przeciągnął na swoją stronę większość województw centralnej i wschodniej Polski (z wyjątkiem Mazowsza) ale przejął też władzę jednym głosem na Śląsku, a do dzisiaj rządzi w województwie dolnośląskim – przypomniał Marcin Palade.
Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo
Zdaniem socjologa, jeśli PiS utrzyma w skali kraju poparcie na poziomie 30-32 proc., to do utrzymania jest władza na Podkarpaciu, cień szansy ma na wygraną w województwach lubelskim i świętokrzyskim. – W Białymstoku możemy mieć pat, albo PiS może przegrać jednym mandatem większość. PiS nie ma też szans na utrzymanie Śląska, Dolnego Śląska, pewna jest utrata województwa łódzkiego i duże prawdopodobieństwo utraty małopolskiego. – To by oznaczało bardzo duży regres w stosunku do tego, co było w 2018 roku.
„Niech się PiS modli o władzę w Stalowej Woli”
Gość Sławomira Jastrzębowskiego stwierdził, że PiS nie ma żadnych szans na przejęcie władzy w jakimkolwiek nie tylko dużym, ale nawet średnim mieście. – PiS musi się modlić, żeby utrzymać Stalową Wolę, Chełm, Zamość”, podkreślił Marcin Palade. Jego zdaniem nie ma szans na poszerzenie elektoratu o wielkomiejskich wyborców, skoro nie udało się to w 2018 roku, gdy PiS był na fali po 2015 roku jako formacja „bardzo szerokiej centroprawicy, z możliwością oddziaływania także na wyborców mniej prawicowych" – stwierdził.
– Im dalej od wyborów w 2015 roku, tym PiS się zawęża wyłącznie do tego, żeby komunikować się z twardymi wyborcami. Tym bardziej po wyborach po 15 października widzimy, że PiS jest zamknięty w bańce i trafia wyłącznie do najtwardszych wyborców – kontynuował Marcin Palade. Jak dodał, najtwardszy elektorat w dużych miastach nie wynosi 30, czy 32 proc. jak w całym kraju, ale jak w Warszawie wynosi 20, może 22 lub 23 proc. poparcia. – I na takie poparcie może liczyć kandydat PiS-u w wyborach w dużych miastach.
W Unii możliwe trzęsienie ziemi?
Marcin Palade odniósł się też do zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w czerwcu. Zwrócił uwagę na dwa elementy. Centrolewicowa koalicja, która rządzi Europą, złożona z euro-chadeków, euro-socjalistów, euro-liberałów, dziś ma ponad 60 proc. miejsc w Parlamencie Europejskim, większość tę może jednak stracić. W siłę mogą bowiem rosnąć dwie konkurencyjne frakcje – jedna złożona z ugrupowań narodowców, druga konserwatystów, w której jest między innymi Prawo i Sprawiedliwość. Najprawdopodobniej centrolewica dokooptuje kogoś czwartego, np. Zielonych, i nadal większość będzie mieć centrolewica.
Po raz pierwszy od bardzo dawna pojawia się też alternatywa. Już w tej kadencji, gdyby euro-chadecja zdecydowała się wrócić do prawicowych korzeni, prognozowane mandaty dla euro-chadecji, dla suwerennistów, konserwatystów i wolnych elektronów prawicowych typu Fidesz, który jest niezwiązany z żadną frakcją, to centroprawica miałaby ponad 50 proc. mandatów. – Czyli jest alternatywa do tego, żeby zrobić coś na prawo, ale kluczem są euro-chadecy, którzy moim zdaniem absolutnie nie pójdą na żaden układ z prawicą – podsumował Marcin Palade. Dodał, że taka zmiana byłaby „rewolucją i trzęsieniem ziemi”, ale szansa na nią jest niewielka.
Maks
Marcin Palade Fot. Salon24
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka