W grudniu ceny w sklepach poszły w górę średnio o 5,6 proc. w porównaniu rok do roku, ale byłoby znacznie gorzej, gdyby sieci handlowe nie zdusiły podwyżek, bo wtedy ceny wzrosłyby nawet o 8-9 proc. Jednym z powodów było to, że sieci handlowe wystraszyły się tego, że Polacy nadal mocno trzymają się za kieszenie. Eksperci uważają, że taka sytuacja kolejny raz może się szybko nie powtórzyć, a już na pewno nie przed Wielkanocą, która w tym roku wypada pod koniec marca.
Ceny wciąż rosną, ale już nie tak szybko
Z najnowszej analizy pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, wynika, że w grudniu br. ceny w sklepach wzrosły średnio o 5,6 proc., w listopadzie - o 6,7 proc., a w październiku – o 8,1 proc. Wyraźne hamowanie tempa podwyżek cen powinno się utrzymać w kolejnych miesiącach, ale choć na spadki nie ma co liczyć.
- Dynamika maleje już od kilku miesięcy i ten trend będzie się utrzymywał w roku 2024, a przynajmniej w jego pierwszej połowie. Ceny wciąż będą rosły, ale wolniej, pozostając jednocześnie na bardzo wysokim poziomie. Spadku cen, przynajmniej w większości kategorii produktowych, nie sposób zakładać. Tym bardziej nie ma mowy o powrocie do poziomu sprzed wybuchu inflacji - mówi dr Robert Orpych z Uniwersytetu WSB Merito
Ekonomiści podkreślają, że ceny są wciąż jednak zbyt wysokie w stosunku do dochodów i stanowią poważny problem dla wielu rodzin. Siła nabywcza gospodarstw domowych maleje, co pociąga za sobą spadek ogólnego poziomu dobrobytu. Choć wskaźniki optymizmu konsumenckiego w ostatnim czasie poprawiają się, to nadal pozostają na tak niskim poziomie, że trudno mówić o końcu dekoniunktury w handlu. Dlatego podwyżki są ogromnym problemem, ale nie da się ich uniknąć.
- Wyraźnie mniejsze ceny surowców, w tym m.in. zboża, mleka, mięsa drobiowego czy oleju rzepakowego, przekładają się na niższe koszty produkcji, szczególnie wyrobów podstawowych. W konsekwencji sprzyja to osłabianiu dynamiki wzrostu cen żywności w skali roku i zapewne podobną tendencję będziemy mogli obserwować w pierwszym kwartale 2024 roku - przekonuje Paweł Wyrzykowski, starszy analityk sektora Food & Agri w Banku BNP Paribas.
Najbardziej drożejące produkty
Zmiany cen nie są zaskoczeniem dla ekonomistów, a dynamika ich wzrostu w sklepach kolejny miesiąc wyhamowuje, co jest zgodne z ogólnym trendem inflacyjnym. W grudniu najmocniej drożały dodatki spożywcze, bo o 15,3 proc., a o 14,1 proc. poszły w górę ceny chemii gospodarczej. Za produkty dla dzieci trzeba było zapłacić średnio o 12,7 proc. więcej niż przed rokiem. Zestawienie TOP5 najbardziej drożejących kategorii zamykają słodycze i desery ze średnim wzrostem na poziomie 11,8 proc.
- Wpadamy w pułapkę porównań obecnych cen z ich poziomem sprzed roku. Ta różnica jest wciąż duża, ale szybko spada, bo w ujęciu krótkoterminowym, np. w porównaniu do listopada, ceny już tak prędko nie rosną. Sądzę zatem, że roczna dynamika będzie dalej szybko spadała w kolejnych miesiącach. Wiele produktów bardzo mocno drożało w 2022 roku ze względu na wzrost cen surowców, np. pomidorów potrzebnych do produkcji ketchupu czy gorczycy używanej do wyrobu musztardy. Jednocześnie, dodatki są dość trwałymi produktami, więc w razie spadku popytu producenci mogą je dłużej składować, wcale nie musząc obniżać cen - twierdzi Marcin Luziński, analityk z Santander Bank Polska
Chemia gospodarcza to kolejny przykład produktu, którego ceny zostały mocno wywindowane na przełomie 2022 i 2023 roku w związku z drogimi surowcami i kosztami produkcji, np. energii, a mają długi czas przydatności do użycia.
Sklepy raczej nie powtórzą grudniowego scenariusza
Sytuacja w sklepach byłaby znacznie gorsza bez działań sieci handlowych i to pomimo ograniczenia przez nie akcji promocyjnych w grudniu. Zdaniem ekonomistów, gdyby nie te działania sieci handlowych, średni wzrost cen w sklepach w grudniu byłby na poziomie 8-9 proc. Eksperci zauważają, że spadek liczby promocji to efekt rosnących kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, które ograniczają sprzedawcom przestrzeń do stosowania nawet czasowych obniżek cen. Swoje zrobiła też unijna Dyrektywa Omnibus, nakazująca uwidacznianie najniższej ceny z 30 dni przed obniżką obok informacji o promocji ceny towaru lub usługi. A to sprawia, że wielu sprzedawców świadomie rezygnuje z akcji, bo nie miałyby one wówczas sensu i nie przekładałyby się na większą sprzedaż.
- Zmniejszenie liczby promocji nie zmieniło jednak faktu, iż w okresie przedświątecznym, czyli w czasie zwiększonych obrotów, sprzedawcy intensywnie konkurowali cenami - uzupełnia dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.
Dr Krzysztof Łuczak z Grupy BLIX zauważa, że w ubiegłym roku sieci handlowe wyjątkowo zwlekały z prezentowaniem nowych akcji rabatowych. Było to widać po gazetkach z promocjami, co również miało wpływ na liczbę promocji. – Przed samymi świętami sklepy mocno wyhamowały z podwyżkami cen, w zawiązku z obawą przed reakcjami klientów. To w konsekwencji doprowadziło do wyniku 5,6% . Gdyby retailerzy tak się nie zachowali, wówczas wzrost cen na pewno byłby wyższy – przekonuje dr Łuczak.
Koniec marca to początek Wielkanocy i ponowne „szaleństwo zakupowe”. Jak twierdzi dr Łuczak, sieci handlowe oraz producenci obserwują sytuację na rynku i na bieżąco reagują bądź będą to robić. Jednak eksperci z UCE RESEARCH twierdzą, że sklepy raczej nie powtórzą grudniowego scenariusza. Oznacza to, że nie będą próbować sztucznie hamować cen, bo prawdopodobnie w II i III kwartale czeka je rewizja strategii cenowych i wtedy musiałyby wprowadzać duże podwyżki, a to już by źle wyglądało w oczach klientów.
Tomasz Wypych
Źródło zdjęcia: MondayNews
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Gospodarka