Określenie „neosędzia” po ludzku irytuje i oburza. Grupa ta liczy ponad 3 tysiące sędziów, którzy skończyli te same studia prawnicze, odbyli aplikację, zdali egzamin sędziowski, przeszli obowiązującą procedurę i zgodnie z prawem zostali mianowani przez Prezydenta RP. Ich jedyną „winą” jest to, że otrzymali rekomendację od obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Dobrze się stało, że wyrok TSUE zamyka tę sprawę, powinien studzić gorące głowy tych, którzy dla rzekomej naprawy polskiego sądownictwa chcieliby odsunięcia powołanych przez prezydenta sędziów tylko dlatego, że byli rekomendowani przez nową KRS – mówi Salonowi 24 profesor Genowefa Grabowska, ekspert prawa międzynarodowego i europejskiego.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) orzekł, że pytania prejudycjalne dotyczące procedury powołania sędziów z sądów powszechnych w Polsce są niedopuszczalne. Czy wyrok ten faktycznie stanowi przełom?
Prof. Genowefa Grabowska: Tak, wtorkowy wyrok to przełom. TSUE odmówił bowiem odpowiedzi na pytanie prejudycjalne o status prawny tzw. neosędziów, czyli sędziów powołanych przez Prezydenta na wniosek aktualnej Krajowej Rady Sądownictwa. Pytali o to sędziowie Iustiti Krystian Markiewicz i Waldemar Żurek, ale TSUE uznał, że ich pytania „nie odpowiadają wymogom procedury prejudycjalnej”. Ponadto, pouczył sędziów, że w tym przypadku odpowiedź TSUE nie jest polskim sądom potrzebna, skoro wyrokują w sprawach dotyczących kredytów.
Pewnie nie tego oczekiwali autorzy pytań, zwłaszcza że wcześniej rzecznik generalny TSUE rekomendował dopuszczenie tych pytań, a nawet sugerował odpowiedź, że udział „neosędziów” w wyrokowaniu stanowi zagrożenie dla niezawisłości sądów! Jednak TSUE, w pełnym, 15-osobowym składzie, odrzucił sugestię rzecznika, a pytania sędziów Krystiana Markiewicza i Waldemara Żurka uznał za niedopuszczalne! Wyraził także opinię, że rekomendacja przez nową KRS wcale nie świadczy o braku niezawisłości i nie może być wystarczającą przesłanką do negatywnej oceny kandydata na sędziego. W każdym przypadku ocena nowo powoływanego sędziego musi być wszechstronna, zindywidualizowana i oparta na wielu kryteriach. Analogiczne stanowisko reprezentuje także Komisja Europejska. Sam fakt powołania sędziego z udziałem nowej KRS nie jest zatem wystarczającą przesłanką, aby podawać w wątpliwość taką nominację. Takie stanowisko Trybunału powinno studzić gorące głowy tych polityków i sędziów, którzy dla rzekomej naprawy polskiego sądownictwa chcieliby odsunięcia powołanych przez prezydenta sędziów tylko dlatego, że byli rekomendowani przez nową KRS!
Prostym ludziom, niekoniecznie mającym wiedzę na tematy prawne nasuwa się jedno proste pytanie – czy neosędziowie są nadal sędziami, czy też zostali wybrani bezprawie i nie powinni orzekać?
Przyznam, że mnie po ludzku irytuje i oburza określenie „neosędzia”. Najczęściej jest ono używane w mocno negatywnym kontekście, a nawet wypowiadane z pogardą. Ten termin mocno różnicuje sędziów i dzieli sędziowskie środowisko. Są „starzy sędziowie”, którzy uważają się za mądrzejszych, lepszych, prawdziwie niezawisłych i są „neosędziowie”, którzy z politycznego założenia tych cech już na starcie są pozbawieni, z nimi się nie orzeka, ich się izoluje! To jest chory podział i — przykro to powiedzieć — jeszcze pogłębiany przez sędziowskie stowarzyszenia typu „Iustitia”. A przecież właśnie ci „neosędziowie” stanowią obecnie grupę liczącą ponad 3 tysiące sędziów. Skończyli te same studia prawnicze, odbyli aplikację, zdali egzamin sędziowski, przeszli obowiązującą procedurę i zgodnie z prawem zostali mianowani na stanowisko sędziego przez Prezydenta RP.
Ich jedyną „winą” jest to, że otrzymali rekomendację od obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, której skład – chociaż zgodny z obowiązującym prawem – jest politycznie kontestowany. Dlatego dobrze się stało, że wyrok TSUE zamyka tę sprawę. Ponadto TSUE sam przyznał, że nie ma kompetencji do oceny spraw związanych z organizacją wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich. A to oznacza, że kwestie organizacyjne i proceduralne, w tym procedury awansowe, są regulowane prawem wewnętrznym każdego państwa.
No tak, ale nie zmienia to faktu, że przeciwnicy zmian w sądownictwie zarzucali, że naruszona została równowaga władzy ustawodawczej i sądowniczej.
Chodzi pewnie o skład Krajowej Rady Sądownictwa. To jest właśnie kwestia organizacji wymiaru sprawiedliwości. Konstytucja ustaliła skład tego organu na 25 osób (art. 187 ust. 1). Wskazała, iż obok prezesów SN, NSA, ministra sprawiedliwości i przedstawiciela Prezydenta, zasiada w niej także czterech przedstawicieli wybranych przez Sejm i dwóch — przez Senat. Ponadto w skład KRS-u wchodzi 15 członków „wybranych SPOŚRÓD sędziów SN, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych”. Zwracam uwagę, że Konstytucja wskazuje tylko, spośród kogo wybiera się tę „piętnastkę”, nie mówi natomiast, kto tego wyboru ma dokonać. I dopiero w ust. 4 art. 187 Konstytucji znajdziemy wskazówkę, że te kwestie określa ustawa.
I właśnie ustawa z 2018 roku powierzyła wybór tych 15 sędziów-członków KRS Sejmowi, wzorując się zresztą na rozwiązaniach przyjętych w innych państwach europejskich. Wcześniej rzeczywiście obowiązywał system, w którym sędziowie sami wybierali 15 swoich przedstawicieli, ale okazało się, iż taki system nie zapewnia należytej reprezentacji sędziom np. z sądów rejonowych, czy okręgowych. Żeby dać równe szanse sędziom na wszystkich szczeblach, wprowadzono system wyboru piętnastu sędziów przez Sejm.
No i właśnie tu pojawia się argument o upolitycznieniu KRS?
To dziwny zarzut, skoro Sejm wybiera także sędziów do Trybunału Konstytucyjnego i to od początku jego istnienia. Przyjęcie argumentacji, że wybór sędziów przez posłów narusza równowagę pomiędzy władzą sądowniczą i ustawodawczą, oznaczałoby, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie byli – i to „od zawsze” - niezawiśli. To bzdura. W dyskusjach o wymiarze sprawiedliwości stosuje się argumentację, która w danym momencie jest politycznie wygodna dla poszczególnych ugrupowań.
Czy sytuacja nie dojrzała do tego, żeby dokonać jakiegoś zupełnie nowego otwarcia, określić wymiar sprawiedliwości w Polsce zupełnie na nowo, wprowadzić może zapisy w Konstytucji zdecydowanie bardziej precyzyjne, które nie dałyby pola do interpretacji?
O próbach zreformowania wymiaru sprawiedliwości częściej mówiono, niż je przeprowadzano. Problem polega na tym, że sam wymiar sprawiedliwości nie bardzo chce i daje się reformować. Pamiętamy pewnie wszyscy słynne słowa prof. Adama Strzembosza, że „wymiar sprawiedliwości sam się oczyści”. Na niechęć do jakichkolwiek reform Krajowej Rady Sądownictwa wskazywał też prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński.
Wydaje się jednak, że obecnie doszliśmy do ściany i dłużej z reformą wymiaru sprawiedliwości zwlekać już nie można. System działa za wolno, walka z przewlekłością postępowania ciągle trwa, ale jej skutków nadal nie widać. Obywatele także nie oceniają najlepiej funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Ludzie po prostu widzą, jak ten system działa, stąd zupełnie nie dziwi tak niska jego ocena, co więcej, powstają nawet stowarzyszenia osób poszkodowanych przez wymiar sprawiedliwości.
Do zmian potrzebna jest nie tylko determinacja i wola polityczna, ale także współdziałanie środowiska sędziowskiego. Pytanie, czy byłaby np. możliwa zmiana ustawy zasadniczej zwłaszcza, tam, gdzie tekst Konstytucji jest niejednoznaczny, zbyt lakoniczny lub niejasny, albo – z uwagi na upływ czasu – wymagający zmian. W praktyce zmiana Konstytucji w polskim parlamencie to sprawa szalenie trudna. Wystarczy przypomnieć, iż w ciągu 27 lat jej obowiązywania Konstytucja RP była zmieniana tylko dwa razy!
Fot. TSUE/Wikipedia
Inne tematy w dziale Społeczeństwo