W naszym kraju polityka poszła niestety w takim kierunku, że trzeba zaspokajać nie potrzeby publiczne, tylko potrzeby najbardziej skrajnych grup, wspierających daną partię. Przynajmniej tak politycy rozumieją media i potrzeby swoich wyborców. Niszczenie systemu państwowego w Polsce postępuje – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata były poseł i konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
Czas przedświąteczny zdominował spór wokół mediów publicznych. Pomijając argumenty stron zaangażowanych, wiele osób uważa, że o ile zmiany były konieczne, sposób ich przeprowadzenia był od strony prawnej dość wątpliwy (delikatnie mówiąc) . Jak ocenia Pan to jako prawnik?
Grzegorz Długi: Nie wiem, czy prawnik jest dobrą osobą do komentowania tej sytuacji, bo od lat coraz bardziej widzimy, że prawo jest traktowane w sposób instrumentalny, przez obie strony politycznego sporu. Ma służyć konkretnym celom politycznym. I po każdym takim działaniu znajdą się autorytety, które ogłoszą interpretację zgodną z potrzebą określonej strony sporu. Jednak autorytet prawa i prawników bardzo na tym cierpi. W sprawie mediów publicznych tak naprawdę rządzi hipokryzja, bo mówi się co innego, robi się co innego, nazywa się rzeczy nazwami innymi niż te rzeczy de facto są, i tak dalej. Faktem jest, że układ ustawowy był taki, że bardzo trudno było w sposób oczywisty i bez wątpliwości dokonać szybkich zmian w TVP. Wobec tego postanowiono to zrobić inaczej. Skądś to znamy. Bo w roku 2015 podobnie robił PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego.
Wtedy to PiS działał według wątpliwych podstaw prawnych, a PO ostro protestowała.
Osiem lat temu PiS chciał wprowadzić zmiany w Trybunale Konstytucyjnym po niekonstytucyjnym wyborze sędziów „do przodu” przez PO. Był problem, jak to zrobić, aby to było zgodnie z prawem, więc zrobiono tak, jak uważano, że da się zrobić i tyle. Oczywiście dziś zwolennicy PiS podnoszą argumenty, że wtedy to było jednak niuansowanie, a teraz to jest „na rympał”, jednak wyraźnie widoczna jest tu hipokryzja. 8 lat temu mówiono, że uchwałą Sejmu nie można unieważnić poprzedniej uchwały i to jest logiczne. A PiS uważał wtedy, że można. Dziś z kolei druga strona uważa, że można, a PiS ostro protestuje. Także to jest oczywista hipokryzja. Potwierdza się to, co opisał Sienkiewicz. Oczywiście nie Bartłomiej, ale jego pradziadek, Henryk w powieści w „Pustyni i w Puszczy”. Filozofia Kalego streściła się w jednym zdaniu. I to, że w Polsce wyznają ją elity polityczne, nie dziwi. Dotyczy to jednak też elit medialnych, a to już jest problem.
Również przeciwnicy PiS argumentują, że można było media publiczne przejąć inaczej, równie szybko, a bez wątpliwości prawnych?
Być może tak, być może nie. I nie wiem, czy szybko. Trzeba by to przeanalizować. Nic nie jest takie proste, jak czasami się wydaje. Przeważyły tu chyba jednak elementy polityczne. Trzeba było pokazać, „ja tu rządzę”. Od razu skoordynowano to czasowo z więzieniem dla dwóch czołowych polityków, PiS-u. Wobec tego, w ten sposób ta „potrzeba krwi” u nowej władzy, czy też u zwolenników nowej władzy, zaczyna być właśnie zaspokajana. Rządzący otrzymują oklaski od swojego elektoratu, a w naszym kraju polityka poszła niestety w takim kierunku, że trzeba zaspokajać nie potrzeby publiczne, tylko potrzeby najbardziej skrajnych grup, wspierających daną partię. Przynajmniej tak politycy rozumieją media i potrzeby swoich wyborców. Zgadzam się, że niszczenie systemu państwowego w Polsce postępuje. Dzieje się to jednak przy aprobacie sporej części mediów, ekspertów, dużej części elektoratu. Wobec tego będzie to narastać.
Czy w pewnym momencie może nastąpić moment, w którym dojdziemy do ściany i albo – w wariancie optymistycznym – znikną formacje, które nadają ton tej wojnie i zaczniemy budować coś od początku, albo – oby nie – pogodzą nas Rosjanie, którzy zaatakują i mordując Polaków, nie będą patrzeć, kto na kogo głosował?
Po pierwsze, to nawet gdyby doszło – nie daj Boże – do ataku na nasz kraj, to żadnej zgody nie będzie. Bo jak spojrzymy na naszą historię, to obce najazdy nigdy nas nie godziły, wręcz przeciwnie. Dalej walczyliśmy między sobą, godząc się jedynie w jednym – samej walce z okupantem. Nie wierzę również w to, że nastąpi jakaś próba pojednania, zbudowania czegoś od początku. Bo po co? Siły polityczne, które rządzą, obojętnie, PiS, czy PO, nie mają w tym interesu. A elektoraty, bardzo nakręcone w swoich bańkach, też nie odczuwają potrzeby zmian. Także myślę, że to nie nastąpi. Myślę, że ta polaryzacja, która jest bardzo głęboka, będzie nawet jeszcze bardziej pogłębiona. To, że to niszczy państwo prawa i bardzo szkodzi Polsce, nikogo spośród tych wrogich plemion już nie obchodzi.
Na zdjęciu ministrowie rządu Donalda Tuska przed posiedzeniem, fot. PAP/Leszek Szymański
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka