Siłowe przejęcie TVP. Ekspertka łapie się za głowę: "Sejm uchwałą dał rządowi pretekst"

Redakcja Redakcja Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 184
Uchwały nie mają żadnej mocy wiążącej. Przykładem jest tu Zgromadzenie Ogólne, czyli można powiedzieć „Parlament” Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tam są podejmowane rezolucje, że na przykład należy uczynić wszystko, żeby zapewnić pokój, zlikwidować klęskę głodu, ale to jedynie deklaracje bez siły sprawczej. Natomiast tu jest inaczej. Bo Sejm poprzez tę uchwałę dał rządowi pretekst, a nawet pozwolenie, żeby pójść dalej, aż do załamania prawa. W państwie praworządnym tak się nie robi – mówi Salonowi 24 profesor Genowefa Grabowska, ekspert od prawa, była dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.

Trwa awantura wokół Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, Polskiej Agencji Prasowej. Kluczowe są nie tyle same zmiany, ile to, w jakim stopniu zostały one przeprowadzone zgodnie z obowiązującym prawem, ewentualnie czy i gdzie zostało ono naruszone. Najbardziej niepokojące byłoby zmienianie prawa uchwałami, ale nie brak opinii, że tak naprawdę uchwała była jedynie opinią, stanowiskiem Sejmu. Sama zmiana nastąpiła na podstawie innych przesłanek.

Prof. Genowefa Grabowska:
Gdyby tak było, to uchwała byłaby w ogóle niepotrzebna. Oczywiste jest, że stanowiła pewien katalizator, miała zastąpić rozwiązania ustawowe, ponieważ w świetle obowiązującego prawa nie było możliwe dokonanie tego, co właśnie zrobiono. Uchwała Sejmu stwierdziła, że konieczna jest naprawa obecnego systemu i wezwano między innymi ministra kultury, żeby właśnie się tym zajął. Po tym, co się stało, niemal wszyscy prawnicy złapali się za głowy, z wyjątkiem tych nielicznych, którzy tkwią w prawnej niewiedzy bądź znajdują się bardzo blisko decydenta.


Wystarczy przeczytać artykuł 87. Konstytucji RP, gdzie jako źródła prawa wskazane są - obok konstytucji, ustawy i rozporządzenia jako wiążące akty prawa. Uchwałą można przegłosować wszystko, nawet to, że ma być ładna pogoda i wszyscy mają się uśmiechać. Z tym że uchwały nie mają żadnej mocy wiążącej. Przykładem jest tu Zgromadzenie Ogólne, czyli można powiedzieć „Parlament” Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tam są podejmowane rezolucje, że na przykład należy uczynić wszystko, żeby zapewnić pokój, zlikwidować klęskę głodu, ale to jedynie deklaracje bez siły sprawczej. Natomiast tu jest inaczej. Bo Sejm poprzez tę uchwałę dał rządowi pretekst, a nawet pozwolenie, żeby pójść dalej, aż do załamania prawa. W państwie praworządnym tak się nie robi.

Tylko tu można się zastanawiać, czy faktycznie to uchwała była początkiem zmian. Sam Marszałek Sejmu Szymon Hołownia przyznawał, że ona nie ma mocy prawnej. A i komentatorzy bardzo krytyczni wobec zmian w mediach publicznych twierdzili, że nie należy się przejmować uchwałą jako taką, bo ona była jedynie „gestem wobec gawiedzi”, aby jakoś zmiany wytłumaczyć. A kluczowe były decyzje ministra i tu należy zbadać, czy były zgodne z prawem?

To byłoby bardzo przykre, gdyby faktycznie politycy traktowali społeczeństwo jako „gawiedź”, wobec której trzeba przygotowywać uchwały, by objaśniać działania władz. Z tym że także rozporządzenie nie może zmienić ustawy. Rozporządzenia muszą być wydawana również na podstawie ustaw, w których musi być zawarte upoważnienie, adresowane do określonego ministra albo do rady ministrów. Więc nie ma co się czarować, te działania były, najdelikatniej mówiąc, podjęte i przeprowadzone z pogwałceniem prawa.

Rząd tłumaczy jednak, że po pierwsze – działał na podstawie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego sprzed lat, który uznał Radę Mediów Narodowych za niekonstytucyjną. Po drugie, działania samej TVP były też niekoniecznie zgodne z konstytucyjnym rozumieniem misji mediów publicznych?

Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok wiele lat temu. Na jego podstawie miała nastąpić zmiana prawa, ale jak zwykle przy orzeczeniach TK, przeprowadzona drogą ustawową, a nie poprzez uchwałę Sejmu! Powoływanie się na odległy wyrok, to szukanie usprawiedliwienia na siłę! Niestety, z prawnego punktu widzenia ta sprawa wygląda jednoznacznie, a przeprowadzona „akcja” jest nie do obrony! To jest przykre, bo przecież jako prawnicy uczymy studentów, aplikantów szacunku do prawa. I jeżeli od Sejmu idzie teraz taki przekaz, to wniosek jest prosty: skoro Sejm, premier dają taki przykład, to znaczy, że tak można.


Trudno wyobrazić sobie kolejne przesilenie rządowe, czy wtedy będzie można zrobić już wszystko, To, co się stało, to niestety zachęta do tego, aby nie liczyć się z prawem, rozwiązywać trudne sytuacje po linii najmniejszego oporu, bo tak jest wygodnie i skutecznie, bo „przecież mamy większość”. Jest to jednak rozwiązanie szalenie krótkowzroczne. Nawet jeśli w tej chwili zadziałało, to nie może tak działać non stop, bo państwo, jeśli ma być demokratyczne, to wszystkie władze muszą szanować prawa, działać praworządnie, tzn. w granicach prawa i na jego podstawie.

Patryk Słowik w WP pisał, że w TVP zmiany były konieczne, ale można je było przeforsować poprzez na przykład usunięcie przewodniczącego Rady Mediów Narodowych, tam chodziło o kwestie współpracy z prywatną stacją, co było podstawą do odwołania.

Nie znam tej sprawy, ale jeśli było podejrzenie o złamanie prawa, należało wszcząć normalne, przewidziane prawem procedury, a nie likwidować Telewizję publiczną. To nie do zaakceptowania. Wydawało się, że jak władzę opozycja, która przez lata szermowała pojęciami praworządność, czy konstytucja, to jednak te podstawowe standardy będą szanowane. A jeżeli można pogwałcić konstytucję, to jak jest gwarancja, że będą szanowane prawa obywatelskie, czy prawa kobiet?

https://www.salon24.pl/newsroom/1339365,bruksela-powie-ile-zaplacisz-o-co-chodzi-ze-zmiana-unijnych-traktatow

To smutne! To był bardzo zły dzień dla Polski. Uchwała zamiast ustawy! Nigdy jednak z uchwały nie wynikają skutki prawne, nie można uchwałą zmieniać ustawy. To niedopuszczalne, że ustawa obowiązuje, a posłowie przyjmują uchwałę, która zakłada coś innego. Ten przypadek przejdzie do historii polskiego parlamentaryzmu jako bardzo zły przykład. Takich rzeczy nie robił nawet Lech Falandysz przy prezydencie Wałęsie, a falandyzował prawo zdrowo.

Prawo i Sprawiedliwość bardzo chciało odwołać Małgorzatę Gersdorf z funkcji Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Nie udało się, bo w Konstytucji stoi jasno – kadencja trwa sześć lat. Czy powodem tych wszystkich problemów nie jest zbyt duże pole do interpretacji niektórych przepisów, tam, gdzie są one jednoznaczne, nawet gdy jest wola jakichś zmian, politycy tej granicy przekroczyć nie są w stanie?


Faktycznie chciano odwołać Małgorzatę Gersdorf, wprowadzając do ustawy o SN obniżony wiek przejścia w stan spoczynku, co skracałoby jej kadencję. Konstytucja przewiduje sześcioletnią kadencję prezesa SN, a ustawa nie może ignorować lub podważyć zapisu Konstytucji. Nie może tego czynić tym bardziej uchwała Sejmu, która nie ma żadnej mocy prawnej i nie wywołuje skutków prawnych, zatem nie może stać wyżej od ustawy, a tym bardziej – od Konstytucji.

Pojawiły się uwagi, że to Konstytucja nie pozwala na szybkie, pożądane przez obecny rząd zmiany, ale przecież właśnie taką Konstytucję posłowie, członkowie rządu zobowiązali się szanować i ją stosować. Można ją też zmienić, ale do tego nie wystarczy obecna większość sejmowa.


Fot. Minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz/PAP 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj184 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (184)

Inne tematy w dziale Polityka