Ogromną rolę odgrywają względy emocjonalne, nastrojowe, psychologiczne. Boże Narodzenie dokonywało się w bardzo specyficznej aurze zimowej – pełnej kontrastu bieli i czerni. Przede wszystkim jednak zawierają te Święta bardzo bogatą obrzędowość - pod pewnymi względami bardziej, niż Wielkanoc. Opłatek, choinka, przepiękne kolędy, obdarowywanie się prezentami, drobne szczegóły, jak sianko pod obrusem czy pusty talerz na stole – wszystko to ma swój sens i tworzy ogrom wrażeń. Bardzo dobrze, że tak się dzieje i z pewnością nie ma sensu żartobliwa, acz bezsensowna debata nad wyższością jednych świąt nad drugimi – mówi Salonowi 24 ksiądz, profesor Paweł Bortkiewicz (TChR).
Tradycyjnie jak co roku po adwencie świętujemy Boże Narodzenie. Oprócz tego zaraz potem będzie Objawienie, czyli Trzech Króli. Jakie jest znaczenie przyjścia na świat Jezusa Chrystusa i późniejsze jego objawienie się?
Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz: Chrystus jest jedynym Zbawicielem świata. Jest Bogiem, który zaangażował się dogłębnie w życie człowieka. Prawda o Bogu chrześcijan jest prawdą absolutnie unikalną. Żadna ludzka idea, żadna teoria nie prezentuje prawdy o Bogu, który „ma granice – nieskończony”, który jest „wzgardzony, ale okryty chwałą”, który będąc „Królem nad wiekami”, stał się śmiertelny. Ta prawda pochodzi od Boga samego i jest ogromną tajemnicą. Bóg zaangażował się w ludzkie dzieje i w dzieje
konkretnego człowieka. Średniowiecze stawiało sobie pytanie, dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Tak pytał choćby święty Anzelm z Canterbury - "cur Deus homo"? A odpowiadając, wskazywał, że po to stał się Bóg człowiekiem, by człowiek mógł zostać ubóstwiony, by mógł stać się uczestnikiem Bożego życia. Bóg, który angażuje się w życie człowieka, nie zawęża tego zaangażowania do jednego narodu, czy jednej klasy społecznej. Przekonuje o tym objawienie Chrystusa nowo narodzonego. Pierwszymi, którym się objawił, oprócz Rodziców, są pasterze - przedstawiciele narodu wybranego. Zaraz potem są jednak Mędrcy ze Wschodu, a więc poganie. Jego objawienie jest uniwersalne.
Święta Rodzina musiała zmierzyć się z szeregiem przeciwieństw, począwszy od braku miejsca, po konieczność ucieczki do Egiptu. Przez lata dominował też pogląd, że rodzina Maryi, Józefa to byli ludzie niezwykle biedni, prawie nędzarze. Ostatnio coraz częściej słychać opinie ekspertów wskazujące, że Święta Rodzina byli to ludzie po prostu normalni – tacy jak każdy z nas, jak na tamte czasy zachowując wszelkie proporcje klasa średnia. Jakie jest znaczenie faktu, że Syn Boży urodził się w normalnej rodzinie?
Cała tajemnica Bożego Narodzenia zawiera w sobie rzeczy na wskroś niezwykłe i pełne tajemnicy. Sama święta Rodzina jest niewątpliwie nietypowa, ale zarazem – co trzeba podkreślić – jest to rodzina normalna, zbudowana na małżeństwie kobiety i mężczyzny. Pokazująca charakterystyczne cechy macierzyństwa i ojcostwa. Jest to rodzina, która zmaga się z konkretnymi trudnościami i wykazuje w tym wszystkim dużą przedsiębiorczość. Nade wszystko jest to rodzina, którą obserwujemy we wspólnocie wzajemnej i we wspólnocie z Bogiem – w świątyni w czasie ofiarowania, w świątyni podczas pielgrzymki określonej tradycją. To ważne przesłanie potwierdzające, że narodzenie Boga-Człowieka przy całej swojej cudownej nadzwyczajności, jest wejściem Boga w normalny świat normalnych ludzi.
Tak czy inaczej Jezus nie pochodził z rodziny królewskiej. Skąd tak wielka determinacja Heroda, by zgładzić Go?
Tutaj bym nieco polemizował co do kwestii pochodzenia Jezusa. Kiedy wczytujemy się w rodowód Jezusa zawarty w Ewangelii według Mateusza, czyli genealogię Jezusa, to już na samym wstępie pojawia się nazwanie Jezusa „synem Dawida” podkreślające jego królewskie pochodzenie. Jest też określenie Jezusa jako „syna Abrahama”, co podkreśla przynależność do narodu żydowskiego. Oba określenia są fundamentalne i przewodzą na myśl obietnice Boże dane Abrahamowi i Dawidowi.
Jeśli do tego dodamy wiadomość przekazaną przez mędrców ze Wschodu Herodowi, że przybywają oddać pokłon nowo narodzonemu królowi, kierowani nadzwyczajnymi znakami i że miejscem tych narodzin jest Betlejem, określone przecież w pismach prorockich, Herod mógł poczuć się zaniepokojony. Mogło zrodzić się w nim skojarzenie tych subtelnych znaków – miejsca urodzin, nadzwyczajnych znaków i słowa „król żydowski”. Można chyba jednak powiedzieć, że całość tej sytuacji pokazuje już na wstępie dziejów Jezusa z Nazaretu, jak radykalnie skontrastowana jest władza Boga i władza człowieka. Jak bardzo różni się królestwo Boże od królestw i systemów politycznych tej ziemi. Herod pokazuje, że niejednokrotnie sensem władzy ziemskiej jest zawistna gra o tron, gotowa posunąć się do zbrodni.
Wigilia, Boże Narodzenie to szereg tradycji, do których przywiązani są także ludzie, którzy zatracili wiarę, przestali praktykować. O ile w Wielkanoc raczej świętują ci, którzy naprawdę wierzą, tak opłatkiem dzielą się wszyscy. Skąd tak duża popularność tych świąt?
Myślę, że ogromną rolę odgrywają tu względy emocjonalne, nastrojowe, psychologiczne. Boże Narodzenie dokonuje się czy też dokonywało w bardzo specyficznej aurze zimowej – pełnej kontrastu bieli i czerni. Przede wszystkim jednak zawierają te Święta bardzo bogatą obrzędowość - bogatszą pod pewnymi względami niż obrzędowość wielkanocna. To dotyczy nie liturgii, która bezwzględnie jest najbogatsza w okresie Triduum paschalnego, poprzedzającego święta Zmartwychwstania, ale obrzędowości świeckiej, rodzinnej, podkreślającej klimat właśnie rodzinnych świąt.
Opłatek, choinka, przepiękne kolędy, obdarowywanie się prezentami, drobne szczegóły jak sianko pod obrusem czy pusty talerz na stole – wszystko to ma swój sens i tworzy ogrom wrażeń. Bardzo dobrze, że tak się dzieje i z pewnością nie ma sensu żartobliwa, acz bezsensowna debata nad wyższością jednych świąt nad drugimi. Święta Zmartwychwstania Pańskiego stanowią niejako szczyt roku liturgicznego, ale dobrze, że święta Bożego Narodzenia przeżywamy tak bardzo emocjonalnie. Ważne, tylko abyśmy te emocje potrafili przekształcić na postawę życiową.
Obok wspomnianych tradycji pojawiła się też nowa, albo raczej odżyła – chodzi o święto Trzech Króli. Są w miastach wielobarwne orszaki. Tak, jak w Wigilię spotykają się rodziny, tak 6 stycznia coraz więcej osób organizuje spotkania ze znajomymi, obdarowuje prezentami. Do tego coraz więcej wśród nas osób obrządków wschodnich, którzy właśnie wtedy obchodzą Boże Narodzenie. Widzi Ksiądz tu szansę dla wzmocnienia tradycyjnej, choć zróżnicowanej Wspólnoty?
Myślę, że to są mimo wszystko dwie różne sprawy. Orszaki Trzech Króli stanowią wspaniałą okazję do przeżycia jeszcze jednego elementu rodzinnych świąt. Stanowią zarazem okazję do budowania wspólnoty pośród tych, którzy aktywnie uczestniczą w tych orszakach. Trzeba przecież pamiętać, że przygotowanie scenografii, strojów, zaplanowanie całego pochodu to ogromne dzieło i ogromna praca. To zarazem tworzenie wspólnoty. W tym czasie myślę że mimo wszystko niejako obok - przeżywane są święta Bożego Narodzenia w obrządkach wschodnich.
Oczywiście sam fakt przeżywania tych dwóch uroczystości w bezpośredniej bliskości czasu i przestrzeni może tworzyć rzeczywistość spotkania. Sądzę wszakże, że właściwszym jest właśnie słowo „spotkanie”, które prowadzi do wspólnoty. Na pewno jest to okazja do tego, aby w tym spotkaniu odkryć wzajemną tradycję i czerpać z tego, co cenne.
Jest też inne zjawisko – w zasadzie po Wszystkich Świętych mamy reklamy z motywami świątecznymi, kolędy można usłyszeć na każdym kroku kilka tygodni przed Wigilią. Czy bardziej Ksiądz Profesor widzi szansę na upowszechnienie tradycji, czy zagrożenie banalizacją, komercjalizacją świąt?
Jest to zjawisko w moim przekonaniu z wielu względów złe, aczkolwiek mam świadomość, jak trudno z nim walczyć. Jest złe dlatego, że zabija w nas wrażliwość, zabija naturalny proces oczekiwania, który jest ważny od strony psychologicznej. Z punktu widzenia chrześcijaństwa jest ważny także od strony teologicznej, bo uzmysławia nam wartość nadziei. Człowiek jest istotą w drodze, jest istotą motywowaną nadzieją.
Nadzieja jest wielką siłą naszego życia i czas Adwentu tę siłę pielęgnuje. Niestety, presja komercji i konsumpcjonizmu sprawia, że ta nadzieja zostaje, jeśli nie wyrugowana, to przynajmniej zbanalizowana. Zamiast oczekiwania na Boga - Człowieka jesteśmy bombardowani nadzieją otrzymania gadżetów, upominków, napojów czy słodyczy. Spoglądając na te dwie rzeczywistości – Nadziei, która zawieść nie może i tych oczekiwań, które są banalne i niejednokrotnie żałosne, można zastanawiać się nad tym, co jest nam zabierane i ile tracimy.
Raz jeszcze podkreślam, że mam świadomość trudności walki z tym zjawiskiem, ale mimo wszystko powinniśmy przynajmniej uświadamiać sobie, że nadzieja przyjścia Boga - Człowieka, Zbawiciela świata jest naprawdę czymś nieporównywalnym z nadzieją otrzymania gadżetu pod choinkę. Chyba że obojętne jest nam ironizowanie z powagi ludzkiego życia.
Czas Bożego Narodzenia od kilku lat jest dla wszystkich nieco trudniejszy – kolejno pandemia, wojna za wschodnią granicą, teraz też kryzys migracyjny i na Bliskim Wschodzie, też prześladowania ludzi Kościoła. Szczególnie trudne są święta dla tych, którzy utracili w danym roku bliskie osoby. Jak czerpać radość z narodzenia Jezusa, skoro mamy tyle tragedii, cierpienia, musimy mierzyć się z utratą osób bliskich?
W odpowiedzi cisną mi się naturalną siłą skojarzenia słowa przepięknej „Kolędy dla nieobecnych”. Myślę, że nic więcej ponad to, co jest tam zawarte, nie jestem w stanie wyrazić. Przytoczę zatem jeden fragment:
„Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są, dobrze im jest
Bo są z nami, choć w innej postaci
I przekonaj, że tak ma być
Że po głosach tych wciąż drży powietrze
Że odeszli po to by żyć
I tym razem będą żyć wiecznie”.
Zawsze, kiedy zastanawiam się nad tajemnicą cierpienia, uświadamiam sobie, że Bóg nie wyjaśnia nam do końca, dlaczego jest cierpienie? On staje pośród nas, by przeżyć z nami cierpienie i dlatego warto rzeczywiście prosić Go:
„Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są, dobrze im jest
Bo są z nami choć w innej postaci”.
Inne tematy w dziale Kultura