Wszyscy jesteśmy świadkami zbiorowej hipnozy, którą Jarosław Kaczyński zbudował w środowisku PiS. On ich po prostu zahipnotyzował i moim zdaniem powrót na ziemię będzie strasznie bolesny. Oni po prostu brną w jakieś klimaty, kompletnie surrealistyczne. Cała ta misja służy oczywiście przetrwaniu rządu przez dwa tygodnie, natomiast moim zdaniem na koniec okaże się, że nie była warta skórka wyprawki – mówi Salonowi 24 profesor Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
Salon24: W poniedziałek decyduje się los nowego rządu Mateusza Morawieckiego, który nawet już zdaniem zwolenników i polityków PiS nie ma szans na zbudowanie większości. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?
Prof. Antoni Dudek: Ja bym to ocenił jako ruch na przetrwanie, zresztą dość groteskowy. Nieprzypadkowo poza Mariuszem Błaszczakiem, który został zmuszony, by się w rządzie tym znaleźć, większość poważnych polityków nie wzięła w tym udziału. Największą dla mnie zagadką jest to, dlaczego zrobił to Mateusz Morawiecki.
Sam szef rządu w rozmowie z Salonem 24 przyznał, że szansę na wygraną ma 10 proc., chodzi jednak o zasianie ziarna pod przyszłe działania obozu prawicy?
Jedyna odpowiedź, która się rysuje, jest taka, że premier ciągle wierzy, że ma szansę być głównym sukcesorem prezesa Kaczyńskiego. Tylko że w moim przekonaniu właśnie jest dokładnie odwrotnie. W oczach wielu pisowców Morawiecki ostatecznie traci tymi wszystkimi swoimi wypowiedziami o rozmowach z Konfederacją i PSL, ostatnio też wypowiedzią, że on był zawsze za in vitro. Gdy był przez sześć lat premierem, domagano się tego in vitro, a on nie zrobił w tej sprawie nic, a teraz mówi, że on właściwie też był za.
To wszystko jest po prostu surrealistyczne. Wszyscy jesteśmy świadkami zbiorowej hipnozy, którą Jarosław Kaczyński w tamtym środowisku zbudował. On ich po prostu zahipnotyzował i moim zdaniem ten powrót na ziemię będzie strasznie bolesny. Oni po prostu brną w jakieś klimaty, kompletnie surrealistyczne. Cała ta misja służy oczywiście przetrwaniu rządu przez dwa tygodnie, natomiast moim zdaniem na koniec okaże się, że nie była warta skórka wyprawki.
W rządzie znalazło się wiele nowych osób, z drugiego szeregu. Czy nominacje ministerialne nie są dla nich jednak szansą na zbudowanie pozycji w samym PiS?
Oczywiście można też domniemywać, że chodzi o odprawy, część z tych ludzi być może zrobiła to, żeby sobie wpisać w CV, że byli ministrami, że będą mogli po latach wnukom mówić, że babcia, czy dziadek byli w rządzie. W podręcznikach do historii ten rząd oczywiście się znajdzie, ale jako jeden akapit, taki dość komiczny. To jest rząd czternastodniowy, najkrótszy istniejący rząd w dziejach III RP. Oni pobili rekord gabinetu Jana Olszewskiego, który utrzymał się pięć miesięcy. Podejrzewam, że brak wotum zaufania dla rządu będą chcieli nazywać obaleniem rządu Morawieckiego i będą na tym budować narrację, że tak przed laty agenci obalili gabinet Olszewskiego, tak teraz niemieccy agenci obalili rząd Morawieckiego. Tu potwierdza się cytat Marksa, że historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie – za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa.
Mateusz Morawiecki ma szansę na bycie przyszłym liderem PiS?
Ta mityczna sukcesja wcale nie jest przesądzona, bo może się okazać, że Jarosław Kaczyński namaści Morawieckiego na następcę, ale partia tego nie zaakceptuje. To może być jak z piątką dla zwierząt. Kaczyńskiemu wydaje się, że on może coś przeforsować, ale są pewne granice i tak jak piątka dla zwierząt była nie do przeprowadzenia, tak moim zdaniem nie do przeprowadzenia może być sukcesja Morawieckiego z powodu jego majątku. Nawet jeśli plotki o milionach premiera są przesadzone, to dla wielu w PiS przesadzone nie są. Ludzie po prostu są potwornie zawistni. Mogą wybaczyć polityczne błędy, złe rzeczy, ale nie to, że dorobił się ktoś inny, nie oni.
Na zdjęciu Premier Mateusz Morawiecki na sali obrad Sejmu w Warszawie, fot. PAP/Tomasz Gzell
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo