Sprawa korepetytorki, która musi brać 200 złotych za lekcję, by opłacić podatki, pokazuje, dlaczego tak wiele osób wybiera szarą strefę, dzięki czemu może brać za lekcje mniej. Jeśli nowy rząd nie dotrzyma słowa i nie poprawi sytuacji drobnych przedsiębiorców, zapłaci za to ogromną cenę – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Ogromny szum wywołała sprawa nauczycielki, która bierze 200 złotych za godzinę korepetycji. Część osób jest oburzona tak wysoką stawką, sama nauczycielka tłumaczy, że ogromne środki musi oddawać na ZUS. Sprawa stała się na tyle głośna, że podjęły ją ogólnopolskie media, w tym Onet.pl. Czy sytuacja może być pewną lekcją, pokazującą, że jeśli przedsiębiorca chce uczciwie płacić podatki, to koszty są tak dotkliwe, że ma alternatywę – albo bardzo wysoka cena, albo praca w szarej strefie?
Dr Andrzej Sadowski: Faktycznie często dopiero w takich sytuacjach niektórzy uświadamiają sobie, że rozmiar obciążeń, czy przeciążenia podatkowego w Polsce, jest ogromny. A także fakt, że tzw. składka na ZUS jest czystym podatkiem od pracy, a nie żadną składką emerytalną, tak jak się wmawia obywatelom. To ewidentne wprowadzanie obywateli w błąd, co powinno być karalne tak, jak to ma miejsce w przypadku wielu innych obszarów gospodarki. Jest sankcja karna za wprowadzanie w błąd co do rozporządzania własnym mieniem.
Sytuacja samej korepetytorki uzmysławia też nam, dlaczego w Polsce usługi korepetytorskie w dużej mierze są w tak zwanej szarej strefie. Czyli tam, gdzie jednak następuje przepływ gotówki z ręki do ręki i nikt nie potrzebuje pośrednictwa rządu i ZUS-u do tego, żeby taką usługę korepetycji świadczyć. A ci, którzy chcą właśnie dodatkowych lekcji, nie proszą o wystawianie faktur czy wypisywanie rachunku, bo wtedy usługa byłaby dla jednej i drugiej strony nieatrakcyjna finansowo.
Wspomniana korepetytorka została zaatakowana, bo „u innych jest taniej”. Czyli tu przedsiębiorca bierze więcej, bo nie chce być w szarej strefie. Wielu w szarej strefie woli być bądź w ogóle daje sobie spokój z działalnością. Czy państwu nie opłacałoby się bardziej zmniejszenie składek, bo lepiej wziąć podatek niski od wielu osób, niż toczyć nierówną walkę z szarą strefą?
Warto zauważyć, że to, co mamy w Polsce najcenniejszego, czyli pracę, bo ciągle nie mamy wystarczająco dużo kapitału, państwo w sposób drastyczny opodatkowuje. U nas, o czym wielokrotnie mówiłem również w Salonie 24, praca jest opodatkowana właśnie tak, jak towary akcyzowe, czyli jak wódka, papierosy czy paliwa. Co rok te podatki są podwyższane, a od 1 stycznia nastąpi kolejna podwyżka tzw. składki na ZUS. To prowadzi do sytuacji, w której osoby wykonujące różne jednoosobowe aktywności wolą albo świadczyć je w szarej strefie, „na czarno”, albo właśnie likwidować i wyrejestrowywać swoje mikro firmy. Bo najzwyczajniej świadczenie usługi przy płaceniu tak wysokich obciążeń, byłoby dla nich nieopłacalne.
Niektórzy zarzucają, że ludzie krytykujący „składkę na ZUS” nie rozróżniają składki emerytalnej od zdrowotnej, która rośnie wraz z przychodem. Zdaniem autorów tych słów przedsiębiorcy „płacą więcej, bo więcej zarobili”. W rzeczywistości wielu ludzi to rozróżnia, po prostu łatwiej powiedzieć „płacę horrendalny ZUS” niż „płacę horrendalną składkę emerytalną, zdrowotną, ubezpieczenie wypadkowe” etc. I składka emerytalna jest stała, dla niektórych przedsiębiorców zbyt duża, bo trzeba płacić nawet, jak się nie ma przychodu. Składka zdrowotna faktycznie rośnie wraz z przychodem, ale właśnie – przychodem, a nie zyskiem. Jak są duże koszty działalności, dla przedsiębiorcy jest zabójcza…
Oburzające jest, że w Polsce zamiast od międzynarodowych, generujących miliardowe zyski korporacji, pobiera się pieniądze od mikro i małych przedsiębiorców, których w pewnym momencie nie stać już na prowadzenie działalności. Jedyną obroną na zwiększenie agresywnego fiskalizmu jest dla tych ludzi wyłącznie przejście do szarej strefy. Sytuacja, w której spada liczba zarejestrowanych przedsiębiorców, jest miarą nie tego, że się pogarsza sytuacja gospodarcza – bo relatywnie ona nie jest jednak najgorsza – ale tego, że wobec tych najmniejszych podmiotów zastosowano drenaż podatkowy, zwiększając jeden podatek, jakim jest tzw. składka emerytalna i drugi, jakim jest tzw. składka zdrowotna.
Czy widzi Pan szansę na zmianę podejścia państwa wobec małych firm i mikro przedsiębiorców?
Partie, które za chwilę stworzą rząd, złożyły jednoznaczne deklaracje zmian właśnie dla tych najmniejszych przedsiębiorców. To powinno skłaniać do optymizmu, z tym że podobne deklaracje składały poprzednie rządy. Każda zwycięska formacja obiecuje w okresie wyborczym poprawienie sytuacji polskich przedsiębiorców, ale po uzyskaniu władzy o deklaracjach zapomina. Sytuacja przedsiębiorców ewidentnie, z każdą kadencją się pogarsza.
Z tym że dziś doszło to już niemal do ściany i zmiany są coraz bardziej konieczne. Jeżeli nadchodzący rząd nie poprawi sytuacji tej grupy społecznej, zapłaci za to ogromną cenę. Przypomnę, co mówiłem u Państwa kilka tygodni temu – trzeba pamiętać, że to nie tylko młode pokolenie i większa frekwencja, ale właśnie mikroprzedsiębiorcy wraz ze swoimi rodzinami odreagowali na odchodzącym obecnie rządzie za tak dramatyczne pogorszenie warunków ich pracy. Wpłynęli na dużą frekwencję i zmianę władzy w Polsce. Cena za kolejne zlekceważenie tej grupy może być bardzo wysoka.
na zdjęciu: rozliczanie podatku na komputerze. fot. PAP/Marcin Bielecki
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka