Początek mroźnej zimy najprawdopodobniej oznacza koniec marzeń Ukrainy o udanej kontrofensywy. Obrońcom nie udało się odbić zagrabionych ziem, a teraz mierzą się z naporem wojsk Rosyjskich na kierunku wschodnim. O ostatnich poczynaniach ukraińskiej armii piszą dziennikarze "The Washington Post".
Klęska kontrofensywy. Rzeczywistość zweryfikowała plany
"The Washington Post" przypomina śmiałe plany Ukraińców. Zdaniem gazety, napór wojsk ukraińskich na początku czerwca miał już w ciągu jednej doby przynieść znaczne korzyści terytorialne.
"7 czerwca, kiedy ukraińskie siły zbrojne rozpoczęły kontratak w obwodzie zaporoskim, stratedzy wojskowi przewidywali, że w ciągu pierwszych 24 godzin uda się przesunąć front o około 14 km w kierunku rosyjskich pozycji i dotrzeć do miejscowości Robotyne. To miało stanowić początek natarcia na Melitopol i przerwanie linii zaopatrzeniowych wroga podczas operacji, której celem było dotarcie do wybrzeża Morza Azowskiego" - informuje "The Washington Post".
Rzeczywistość okazała się jednak brutalna dla Ukrainy. Wspomniana wcześniej przyfrontowa miejscowość została zdobyta dopiero po 12 tygodniach intensywnych walk. Te starcia poważnie uszczupliły siły Ukraińców.
Dlaczego Ukraina poniosła porażkę? Kilka decydujących czynników
Dziennikarze amerykańskiej gazety o przyczyny porażki postanowili zapytać ukraińskich żołnierzy. Ci wskazują, że przyczyny porażki są "skomplikowane".
Mowa m.in. o niedocenieniu roli dronów bojowych na froncie, niewystarczającym poziom doświadczenia bojowego ukraińskich żołnierzy, niewłaściwy sposób szkolenia, a także różnice zdań dotyczące priorytetowych kierunków operacji, które szybko ujawniły się w kontaktach strony ukraińskiej z Amerykanami.
Ponadto szkolenia na zachodnich wozach bojowych odbywały się na terenie innym od tego, na którym rozgrywały się decydujące bitwy. Sami żołnierze w kluczowych brygadach nie mieli też często doświadczenia bojowego.
Sami Rosjanie mieli też wyciągnąć wnioski z poprzednich porażek na froncie i bardzo sprawnie przygotowali ufortyfikowania oraz pola minowe na głównych kierunkach natarć sił ukraińskich.
"W czwartym dniu operacji generał Walerij Załużny, naczelny dowódca armii Ukrainy, miał już dość. Spalony zachodni sprzęt wojskowy - amerykańskie Bradleye, niemieckie czołgi Leopard, pojazdy do usuwania min - zaśmiecił pole bitwy. Liczba zabitych i rannych podkopała morale" - podkreślono w artykule.
Gazeta informuje, że Ukraińcy w obliczu wojskowej katastrofy postanowili zmienić taktykę.
"Wbrew sugestiom Amerykanów, którzy doradzali zmasowane natarcia sił zmechanizowanych, wspieranych przez artylerię, Ukraińcy zdecydowali się na działania małych oddziałów, liczących po około 10 osób i poruszających się pieszo. W sytuacji, gdy stało się oczywiste, że nie dojdzie do szybkiego przełamania pozycji wroga, Kijów postanowił oszczędzać życie żołnierzy i sprzęt wojskowy" - napisano na łamach "The Washington Post".
Kontrofensywa załamała się czwartego dnia
"TWP" informuje, że już czwartego dnia walk dowództwo ukraińskie zdało sobie sprawę, że kontrofensywa może zakończyć się niepowodzeniem. Impet nacierających wojsk został wówczas powstrzymany przez Rosjan.
Jakby tego było mało, Ukraińcy zaczęli się wzajemnie obwiniać z Amerykanami o niepowodzenia na froncie. Amerykanie zarzucali stronie ukraińskiej podstawowe błędy w dowodzeniu. Z kolei Kijów zarzucał swojemu partnerowi, że ten nie rozumie roli dronów na polu bitwy.
Wiara w młodych dowódców, którzy nie nabyli doświadczenia wojskowego w czasach ZSRR, również okazała się chybiona. Gazeta zwraca uwagę, że na czele jednej z brygad stanął 28-latek, a jego zastępcą został oficer w wieku 25 lat. Tak młode osoby nie miały doświadczenia w dowodzeniu dużym związkiem taktycznym.
Klęska ukraińskiej kontrofensywy oznacza, że wojna znalazła się w impasie.
MB
na zdjęciu: Czołg Ukraińskich Sił Zbrojnych w trakcie operacji. fot. Ministerstwo Obrony Ukrainy, Flickr, CC BY-SA 2.0 DEED
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka