Piłkarski klasyk Brazylia-Argentyna na historycznej Maracanie został przerwany na pół godziny po odśpiewaniu hymnów. Wszystko przez zachowanie kibiców, którzy zaczęli się bić z policją. Ostatecznie "Albicelestes" wygrali 1:0, ale niesmak z powodu postawy fanów na trybunach wyraził Leo Messi.
Messi: Brazylijczycy nas prześladują
- Widzieliśmy, jak policja biła ludzi, także część z naszych rodzin. Zdarzyło się to również w finale Libertadores. Jesteśmy rodziną. Zdecydowaliśmy się zagrać, żeby sytuacja była spokojniejsza - tłumaczył po spotkaniu eliminacji do mistrzostw świata zawodnik Inter Miami. Leo Messi, tak jak inni piłkarze z murawy z drużyny argentyńskiej, zszedł z boiska jeszcze przed pierwszym gwizdkiem z powodu zamieszek na trybunach. W tym czasie kibice starli się między sobą i z policją. Brazylijczycy pozostali na boisku, wyczekując decyzji o rozegraniu meczu.
- Wieczorem stworzyliśmy historię, ale ważne jest, żeby powiedzieć, że znowu była naznaczona represjami Brazylijczyków wobec Argentyńczyków. Nie można tego zaakceptować. Obłęd. Trzeba było to natychmiast przerwać - komentował Messi. W ruch poszły krzesełka, pięści i policyjne pałki.
Gol na wagę zwycięstwa
Ostatecznie w hicie Argentyna wygrała 1:0 na wyjeździe po golu Nicolasa Otamendiego. Dobre rozegranie rzutu rożnego pozwoliło na precyzyjny strzał głową obrońcy. Dla Brazylijczyków była to pierwsza porażka przed własną publicznością w historii eliminacji do mundialu.
Więcej jednak niż o zwycięstwie mistrzów świata mówi się w mediach o burdach na stadionie.
Fot. Zamieszki podczas meczu Brazylia-Argentyna/PAP/EPA
GW
Inne tematy w dziale Sport