Faktem, że ludzie, winni i niewinni siedzieć będą pod celą bez wyroku, żaden z uczestników plemiennej wojny przejmować się nie będzie. Dopóki rzecz jasna sam, w wydobywczym areszcie bez procesu nie wyląduje.
Moralne wzburzenie
Wielkie moralne wzburzenie zapanowało w naszej ojczyźnie. Powodem jest sprawa Włodzimierza Karpińskiego. Były minister skarbu i sekretarz Warszawy, mający zarzuty w sprawie afery śmieciowej, zostanie eurodeputowanym i wyszedł z aresztu. Jedni oburzają się, że człowiek z poważnymi zarzutami „idzie z celi do Brukseli”. Inni widzą w byłym sekretarzu Warszawy „męczennika pisowskiego reżimu”. Niewiele głosów (choć na szczęście także na naszych łamach się takie pojawiły) dostrzega prawdziwy obraz.
Zwyczajne dręczenie
Patologią jest owszem to, że ktoś z poważnymi zarzutami może zasiąść w Parlamencie Europejskim. Patologią i potwornym zagrożeniem jest też jednak działanie tak zwanych aresztów wydobywczych. Czyli trzymanie ludzi za kratami miesiącami, czasem latami, bez procesu. Karpiński siedzi od 9 miesięcy. Nie wiem, czy jest winny, czy nie, ale powinien być już po procesie. Albo odsiadywać wyrok, albo cieszyć z uniewinnienia.
To nie jednostkowy przypadek – przypomnijmy, że za rządów PiS także wiele miesięcy siedział bez procesu Sławomir Nowak. Za czasów PO kibic Maciej Dobrowolski, a za czasów SLD kilku znanych przedsiębiorców, w tym Mirosław Ciełuszecki, którego sprawę opisywaliśmy dziesiątki razy. Po 21 latach Ciełuszeckiego prawomocnie uniewinniono. Wspomniany Maciej Dobrowolski w areszcie przesiedział – bagatela – 40 miesięcy, czyli trzy lata i cztery miesiące. Czas w celi miał wpływ na jego życie prywatne. Skrajne emocje budzą sytuacje, gdy chodzi o osoby niewinne bądź gdy sprawa budzi wątpliwości.
Nawet jednak w przypadku faktycznych przestępców automatyczne przedłużanie aresztu do pół roku, dziewięciu miesięcy albo i dłużej, bez procesu, jest zwyczajnym dręczeniem. W normalnym kraju każdemu, gdy stanie się podejrzany, powinien przysługiwać uczciwy proces. Jeśli jest winny, ma zostać skazany, jeśli przestępstwo jest poważne, szkodliwe społecznie, wyrok powinien być surowy (dyskusja o zaostrzeniu kar to osobny temat). Jednak proces ten musi odbyć się szybko, uczciwie i sprawnie. Państwo winne jest to samemu podejrzanemu – bo jeśli jest jednak niewinny, musi się móc obronić.
Winne jest też jednak społeczeństwu oraz osobom przez faktyczne bądź domniemane przestępstwa danego człowieka pokrzywdzonym. Może dojść do sytuacji, że ktoś wyrządził nam krzywdę, a podejrzany o przestępstwo wobec nas siedzi latami bez wyroku. Jeśli jest winny, wciąż de facto nie ma orzeczonej kary, trudno więc mówić o sprawiedliwości. Jeśli nie jest – nie tylko dzieje się niesprawiedliwość wobec niewinnie oskarżonej osoby, ale prawdziwy winowajca pozostaje na wolności.
To nie jest święte oburzenie
Działanie aresztów wydobywczych jest społecznie dostrzegane, było nawet tematem w popularnym serialu komediowym „Ranczo”. Jest też kolejnym, bardzo mocnym dowodem na to, że reforma wymiaru sprawiedliwości w Polsce była niezbędna. I dowodem na to, że w wydaniu ustępującego rządu została całkowicie schrzaniona, była przysłowiowym leczeniem dżumy wirusem ebola. Niestety, o ile w mediach w sprawie przedłużanych w nieskończoność aresztów jakieś głosy się pojawiły – w Salonie 24 mówi o tym była minister sprawiedliwości Barbara Piwnik, pisały o tym lokalne media w Warszawie, różni publicyści - to obie strony politycznego sporu, a przede wszystkim ich zacietrzewieni kibice, zdają się tematu nie zauważać. A w sprawie Włodzimierza Karpińskiego wrzeszczą niemiłosiernie, nie widząc prawdziwego problemu. PiS oburza się na fakt, że były minister skarbu może objąć mandat, co jest kontrowersyjne, ale zgodne z prawem. Formacja rządząca od ośmiu lat miała wszelkie możliwości, by kwestie tego typu prawnie rozwiązać.
To nie czasy rządu śp.Jana Olszewskiego, gdy gabinet był mniejszościowy, działał pół roku przy niesprzyjającym otoczeniu medialnym, wrogim prezydencie. Przez osiem lat PiS miał rząd, w pierwszej kadencji z niekwestionowaną większością, w drugiej wiszącą na włosku, ale jednak większością w Sejmie, media publiczne i życzliwego prezydenta. Jakoś o zmianie prawa w kwestii obejmowania opróżnionych mandatów przez osoby skazane, bądź podejrzane przez osiem lat, nie pomyślał. Teraz propisowska część internetu pała oburzeniem, celowo nie piszę świętym, bo do świętości temu oburzeniu zaiste daleko. Podobnie zresztą działaniu drugiej strony sporu, która z góry przesądza, że Włodzimierz Karpiński jest wręcz bohaterem walki z pisowskim reżimem.
Prawda jest taka, że polityk został zatrzymany i ma zarzuty w sprawie dużej afery, która – nie przesądzając o winie – była faktem. Oczywiście, może być w sprawie całkiem niewinny, może czegoś nie ogarniał, może jest nawet wrabiany, a może jest zgoła inaczej. Bez normalnego procesu nigdy się nie dowiemy, jak było.
Show musi trwać
Najbardziej smutne jest jednak to, co dzieje się wokół tzw. reformy sądownictwa. Jedna strona ją totalnie skompromitowała. Jeśli przyznaje, że się nie udało (trudno, żeby stwierdzić inaczej) zwala na veto prezydenta z 2017 roku. Jednak o areszty wnioskuje prokuratura, nad którą rządzący mieli pełną kontrolę, i na którą veto nie miało wpływu. Druga strona mówi o naprawie sądownictwa po PiS-ie. Wielu wyznawców antypisu rozumie ową naprawę jako powrót do status quo ante (łac. dawny stan rzeczy), czyli mówiąc wprost, „żeby było, jak było”. A, że i przed rządami PiS-u nie było dobrze, istnienie aresztów wydobywczych jest namacalnym dowodem. Trwać jednak musi medialne show.
Faktem, że ludzie, winni i niewinni siedzieć będą pod celą bez wyroku, a zmiany w wymiarze sprawiedliwości oznaczać będą prawdziwie wolne, bo ślamazarnie działające sądy, nikt z uczestników sporu przejmować się nie będzie. Dopóki rzecz jasna sam, w wydobywczym areszcie bez procesu nie wyląduje. Czego nikomu, nawet najgorszym wrogom, nie życzymy.
Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo