Bez powstania Instytutu Pamięci Narodowej historia Polski byłaby taka sama, ale wiedza na jej temat byłaby zupełnie inna. Uderzenie w instytut oznaczałoby, że likwidujemy, zakazujemy badań na tematy związane z najnowszą historią. To są rzeczy niedopuszczalne – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista w okresie PRL, w latach 2006-2013 kierownik projektu badawczego Encyklopedia Solidarności.
Wśród licznych zapowiedzi ekipy, która szykuje się do przejęcia władzy, była też likwidacja Instytutu Pamięci Narodowej. Jak Pan ocenia na przestrzeni niemal ćwierćwiecza (IPN istnieje od 1999 roku) rolę tej instytucji, co oznaczałaby jej likwidacja?
Przemysław Miśkiewicz: Instytut Pamięci Narodowej powinien być powołany w 1990 roku, niestety, nie udało się, powstał dopiero w roku 1999. I to był moment przełomowy w badaniach nad powojenną historią Polski, ponieważ wcześniej do wielu akt nie można było w ogóle dotrzeć. Co prawda, poszczególni badacze mogli próbować, ale to było prawie nierealne. Bez powstania Instytutu Pamięci Narodowej historia Polski oczywiście byłaby taka sama, ale wiedza na jej temat byłaby zupełnie inna. Po pierwsze, IPN spełnił funkcję badawczą. To są książki, prace naukowe, które przez blisko ćwierć wieku powstały i setki tysięcy lekcji w szkołach, które przez blisko ćwierć wieku miały miejsce. Po drugie są archiwa, które są przeczesywane przez historyków. Dzięki nim ludzie mogli dowiedzieć się, co bezpieka wytworzyła na ich temat. Trzeci element to kwestia przywracania pamięci o polskich bohaterach. Ta cała akcja, której twarzą jest profesor Krzysztof Szwagrzyk, odnajdywanie bezimiennych grobów, zwłok, szczątków bohaterów walki o niepodległość Polski. To są rzeczy nie do przecenienia. Oczywiście możemy się spierać, czy można pewne rzeczy zrobić lepiej, czy gorzej, ale nie można tego nie robić. Ja sobie po prostu nie wyobrażam wolnej Polski bez Instytutu Pamięci Narodowej.
Zwolennicy likwidacji IPN argumentują, że im nie chodzi o zaniechanie badań, czy ukrywanie akt SB. Chodzić ma o to, żeby część badawczą przenieść do Polskiej Akademii Nauk. Jeśli chodzi o kwestie lustracyjne, wszystkie materiały miałyby być po prostu ujawnione i upublicznione, co skończyłoby temat lustracji.
Być może za 25 lat będzie możliwe, że akta i badania trafią w inne miejsca, choć nie bardzo wiem, czemu miałoby tak być. IPN to dziś jest już także instytucja badawcza. Więc uderzenie w instytut oznaczałoby, że likwidujemy, zakazujemy badań na tematy związane z najnowszą historią. To są rzeczy niedopuszczalne. Sam fakt, że o tym się mówi, świadczy, że z komuny, czy postkomuny, nie wyszliśmy do tej pory. To jest bardzo smutne, bo od odzyskania, bardzo hasłowego, niepodległości w 1989 roku, minęło bardzo dużo czasu. Jeżeli do tej pory ktoś kwestionuje sens działania Instytutu Pamięci Narodowej albo jest człowiekiem złej woli, albo człowiekiem umoczonym w tamtych czasach. Ewentualnie najzwyczajniej w świecie jest człowiekiem bardzo głupim, nierozumiejącym tego, co się dzieje. I to mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością. W interesie Polski jest to, żeby poznać swoją przeszłość, żeby móc w jakikolwiek sposób odnieść się do tego, kto jest prawdziwym bohaterem, a kto jest zdrajcą, no i to być może jeszcze niektórych boli, aczkolwiek ja nie wiem dlaczego, bo przecież ci ludzie, którzy są dziś w Sejmie, w większości są przedstawicielami już młodszego pokolenia.
Tu jednak podnoszony jest argument, że IPN „służy jednej partii politycznej”, a przeniesienie części badawczej do PAN odpolityczniłoby te badania, nie wpływając na nie negatywnie.
Papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie. Wstawienie tego do PAN jest najgłupszym pomysłem, jaki może być. Coś, co jest statutową działalnością dużej, działającej instytucji, stałoby się jednym z iluś tam działów, a historia najnowsza byłaby jednym z wielu działań, które są przez PAN realizowane. Uważam, że to pomysł głupi, nie ma sensu i nic z tego dobrego nie będzie. Co do zarzutów, że to firma działająca politycznie, trudno się tego doszukać. Oczywiście ludzie mają swoje poglądy, to jest jasne. Poznając historię i widząc, ile zła komunizm uczynił, siłą rzeczy będą mieć poglądy jednoznacznie antykomunistyczne. Bezstronność polega na tym, że nie wchodzi się w bieżącą politykę. Nie może polegać jednak na tym, że zamiast opowiadać się po stronie ofiar, wyważamy rację ich i katów. Wymaganie tak rozumianej bezstronności byłoby kompletną bzdurą. Dodam, że IPN to instytucja, w której jest masa naukowców, którzy zaczynali jako magistrowie, a teraz są doktorami, doktorami habilitowanymi i profesorami oczywiście mając taką wiedzę, również mają swoję zdanie na temat PRL.. Jest działająca instytucja, kadra, jej rozwalenie byłoby rzeczą straszną, a skutki byłyby niewyobrażalne. Oczywiście nad samą działalnością można dyskutować.
Badania o tym, jak wyglądał ruch oporu na przykład w gminie Mszczonów po 1945 roku prowadzić trzeba, na tym polegać powinna praca badawcza. Osobną sprawą jest to, czy wydawać wynik tych badań w formie książkowej. Same badania prowadzić jednak trzeba. Najpierw badać wszystko od góry, a potem schodzić coraz niżej. Ja bym bardzo chciał, żeby powstawały monografie poszczególnych zakładów pracy. Też nie mówię, że one muszą być wydawane, ale mogą być w internecie. Mam do tego tematu ogromny sentyment, ja się zajmowałem Solidarnością. Dobrze, żeby powstawały opracowania jak wyglądała Solidarność, w każdym zakładzie pracy, czy było tam podziemie, czy nie było i tak dalej. Te badania powinny być prowadzone. Dzięki temu możemy pielęgnować pamięc o wielu bohaterach, których całkowicie by zapomniano. Gdyby nie Instytut Pamięci Narodowej, nigdy by nie powstała Encyklopedia Solidarności. Pamiętalibyśmy, że było kilkudziesięciu bohaterów, którzy coś tam robili, a reszta by była zapomniana. W najbliższym czasie wychodzi piąty tom Encyklopedii Solidarności. Wiemy, że rewolucji nie przeprowadził samotnie Lech Wałęsa z salonami warszawskimi, ale zrobił to ruch 10 milionów ludzi, z których kilkanaście tysięcy, umiemy nazwać bardzo konkretnie.
Wróćmy do zapowiedzi likwidacji IPN. Już Sojusz Lewicy Demokratycznej idąc do władzy w 2001 roku, zapowiadał likwidację instytutu. Wygrał wybory w cuglach, ale IPN przetrwał. Nie zlikwidował go rząd PO – PSL. W jakim stopniu dziś te słowa o likwidacji są realne?
Moim zdaniem nie dojdzie do likwidacji. Natomiast (wyrzucone słowa) zostanie obcięty budżet IPN. I okaże się, że nie ma na przykład środków na poszukiwania szczątków polskich bohaterów. Mieliśmy już do czynienia z sytuacją, gdy Instytut, za rządów PO, PSL za kadencji Prezesa Łukasza Kamińskiego musiał szukać partnerów, którzy pozyskiwali dotacje i środki pozabudżetowe, gdyż inaczej nie można byłoby prowadzić badań przez Profesora Szwagrzyka. Również wcześniejszy Prezes Janusz Kurtyka, który dziś jest ikoną i moim zdaniem był najlepszym szefem Instytutu, nie miał łatwego zadania po zmianie władzy w 2007. Otwarte jest pytanie czy obecny prezes poradzi sobie w niesprzyjającej sytuacji, gdy zaczną być obcinane środki. Życzę mu wszystkiego najlepszego.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo