Nie należy bać się federacji jako takiej, ale trzeba pytać, jak ta federacja ma być zorganizowana. Żądać, by nasze prawa były respektowane. I to wymaga wysiłku, a nie tylko angażowania się w bieżącą walkę polityczną – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
Trwa ostry spór wokół Unii Europejskiej. Są głosy, że Wspólnota zmienia się na naszych oczach w federację, która odbiera nam niepodległość. Sam spór jest trochę demagogiczny – federacja nie musi odbierać niepodległości, wszystko zależy, jak taka wspólnota miałaby wyglądać. Nie brak jednak opinii, że proponowane przez Parlament Europejski zmiany wprowadzą coś więcej niż federację – powstanie wspólne państwo, mocno scentralizowane. Czy faktycznie jest takie zagrożenie?
Grzegorz Długi: Rzeczywiście, na początku warto zrobić zastrzeżenie, że federacja federacji nierówna. Może opierać się na równych zasadach współpracy tworzących federację państw. Propozycja Parlamentu Europejskiego faktycznie idzie bardzo daleko i proponuje zmianę traktatu w wielu dziedzinach w kierunku centralnie zarządzanego państwa. Tu można mieć obawy, natomiast otwarte pozostaje pytanie, ile z tych propozycji będzie zrealizowanych, bo na pewno nie wszystkie.
No właśnie, Prawo i Sprawiedliwość, Suwerenna Polska mówią o utracie niepodległości, nawet anihilacji państwa polskiego. Czy to uzasadnione, czy jednak lekka przesada?
Oczywiście, że są to głosy nie tylko lekko, ale mocno przesadzone. Jest tak z dwóch względów. Po pierwsze, wbrew pozorom i temu, co mówią alarmistyczne prognozy, do wprowadzenia zmian w traktatach droga jest dość daleka. Niewielka jest szansa, aby te radykalne pomysły znalazły pełne poparcie. Pamiętajmy, że aby tak się stało, musiałyby się zgodzić wszystkie państwa członkowskie. To bardzo mało prawdopodobne. Wiedzą o tym wszyscy, również twórcy tych nowych koncepcji.
Skoro wiedzą, to dlaczego je lansują?
To pewna strategia negocjacyjna. W negocjacjach często jest tak, że żąda się 100, żeby dostać 50, schodzi do 50, żeby ostatecznie uzyskać 25. W tym wypadku jest zapewne tak, że te liczne propozycje ograniczające rolę państw, likwidujące prawo veta w wielu sytuacjach, są mocno przesadzone. Chodzi jednak o to, że pomysłodawcy chcą jakąś część tych zmian wprowadzić.
W takim razie jednak jakieś elementy scentralizowanego państwa mogą się pojawić?
Według mnie problem nie polega nawet na tym, czy to jest centralizacja, tylko kto tę centralizację robi. A tu widzimy, że ewentualne zmiany w traktatach wzmocnią władzę biurokratów europejskich. Wiemy, że jest to rosnąca biurokracja, zupełnie oderwana od rzeczywistości. To nie jest nawet biurokracja w stylu pruskim, ale taka, która coraz bardziej „odpływa”, odrywa się od rzeczywistości.
I powiększenie jej kompetencji jest bardzo niebezpieczne. Natomiast nawet w razie wprowadzenia zmian w traktacie większość najważniejszych spraw i tak zostałaby w ręku głów państw. Zmieniłby się sposób głosowania, miałoby być zlikwidowane veto. No i tu oczywiście, jeśliby takie zmiany przeszły, istnieją niebezpieczeństwa, że interesy niektórych państw mogą zostać złożona na ołtarzu interesu większości.
Tu pada argument, że to trzeba zrobić, bo w niektórych sprawach, jak na przykład sankcje wobec Rosji, zasada veta może sprawić, że wobec Moskwy nie będzie żadnych konsekwencji?
Może to zadziałać w drugą stronę. Nie chciałbym, żeby moje słowa zabrzmiały jak straszenie, które stosuje PiS, jak mówienie o anihilacji państwa. Podam więc przykład trochę przesadzony. W teorii można wyobrazić sobie sytuację, że w interesie państw Unii będzie za wszelką cenę zawarcie pokoju z Rosją. I państwa Unii uznają, że dla zawarcia pokoju konieczne będzie oddanie Federacji Rosyjskiej Przesmyku Suwalskiego. Państwa uznają, że trzeba to przegłosować, bo dzięki temu nastanie pokój. A to, że zapłacą za to Polska i Litwa, to już trudno.
To oczywiście przykład skrajny i oby nigdy takiej sytuacji nie było. Jednak istnieje ryzyko, że przy głosowaniu większością głosów czyjeś interesy będą poświęcane na rzecz większości. Więc oczywiście ważną kwestią jest to, czy uda się utrzymać prawo veta. Ewentualnie czy, i w jakim stopniu, uda się wypracować inny mechanizm obrony mniejszości.
Jednak właśnie tu mamy odwrócenie pojęć – eurosceptycy straszą federacją, podczas gdy federacją była też Rzeczpospolita Obojga Narodów. Teoretycznie Polska i Słowacja mogą sobie założyć federację na jasnych i czytelnych zasadach, w interesie obu stron. Problem w tym, że zmiany w traktatach mają promować jedne państwa kosztem innych?
Świetnym przykładem federacji są przecież Stany Zjednoczone. Kompetencja władz federalnych jest określona w Konstytucji. Jednak jak się spojrzy na tych 200 lat, to widać, że kompetencje władzy federalnej ciągle poszerzano. I w gestii władz federalnych są dziś sprawy, o których 200 lat temu nikt by nie uwierzył, że mogą być w kompetencji władz w Waszyngtonie. W USA rząd federalny stosuje różne chwyty. Powiedzmy, że zależy mu na wprowadzeniu ustawy „X”. Nie może formalnie zmusić stanu, aby ją poparł. Rozdział federalnych pieniędzy jest jednak w gestii władzy federalnej. Więc rząd w Waszyngtonie może powiedzieć: nie musicie tego zrobić, tylko jak tego nie zrobicie, to nie wypłacimy Wam środków. I skąd my to znamy? W federacjach naturalne jest dążenie do poszerzania swoich kompetencji. Tak samo będzie w Europie.
Potrzebne są mechanizmy blokujące przesadę. Oczywiście wielu z nas, Polaków, ze względu na to, że jesteśmy wychowani trochę w naszych kompleksach, uważa, że lepiej dać większe kompetencje Unii, bo będziemy żyli tak jak ci Francuzi, Niemcy czy Belgowie. Tymczasem nie jest tak do końca. W Stanach Zjednoczonych jest potężna różnica, na przykład w standardzie życia pomiędzy poszczególnymi stanami. I naprawdę standard ten w Zachodniej Wirginii jest zupełnie inny niż w Massachusetts. To są dwa różne światy. Oczywiście federalnej Europie też grozi, że mogą utrwalić się dwa różne światy. Nie należy jednak bać się federacji jako takiej, ale trzeba pytać, jak ta federacja ma być zorganizowana. Żądać, by nasze prawa były respektowane. I to wymaga wysiłku, a nie tylko angażowania się w bieżącą walkę polityczną.
Źródło zdjęcia: Trzeba żądać, by nasze prawa w sfederalizowanej Europie były respektowane. Fot. PAP/OLIVIER HOSLET
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka