Żandarmeria Wojskowa i służby sprawdzają, kto rozpowszechniał w sieci zdjęcia z ujawnienia zwłok poszukiwanego Grzegorza Borysa. 44-letni zabójca swojego sześcioletniego syna został wyłowiony ze zbiornika wodnego Lepusz 6 listopada po godz. 10. Niedługo potem zdjęcia z akcji - wraz ze zbliżeniem na twarz denata - trafiły do serwisów społecznościowych.
Jak pisaliśmy w Salonie24, od wczoraj internauci doszukują się przyczyn śmierci Grzegorza Borysa. Jedni wskazują na "zbyt dobry" stan zwłok na podstawie fotografii, które "wypłynęły" do Internetu. Inni nie wierzą, że policja odnalazła w poniedziałek szczątki poszukiwanego mieszkańca Gdyni, podejrzewanego ws. zabójstwa sześcioletniego dziecka.
Zdjęcia nieżyjącego Borysa w sieci
Do sieci trafiły dwa zdjęcia zwłok Borysa. Jedno zostało uchwycone przez kogoś na łodzi, biorącego w akcji poszukiwawczej. Drugie to zbliżenie na twarz zmarłego. Fotografie zamieścił portal Trójmiasto.pl, użytkownicy X oraz Wykop.pl.
Rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk przekazała, że czynności w sprawie ujawnienia zdjęć w sieci ciała i twarzy Grzegorza Borysa podjęła Żandarmeria Wojskowa. - Śledczy zajmują się tą sprawą - dodała.
Badania sekcyjne, które trwają we wtorek w Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku wykażą m.in. co było bezpośrednią przyczyną śmierci poszukiwanego oraz kiedy zmarł.
Mężczyzna był poszukiwany przez służby od 20 października, kiedy w jego mieszkaniu znaleziono ciało 6-letniego syna. 44-letni żołnierz marynarki wojennej Grzegorz Borys był podejrzany o zabójstwo dziecka. Jego ciało znaleziono po ponad dwóch tygodniach poszukiwań ok. 400 metrów od domu, gdzie doszło do zbrodni.
Borys się sam postrzelił?
Według wstępnych ustaleń śledczych, poszukiwany do 6 listopada zabójca prawdopodobnie przed śmiercią wszedł do wody i postrzelił się z broni czarnoprochowej. Na to mają wskazywać obrażenia głowy. Broń byłego wojskowego nie została jeszcze odnaleziona.
Fot. Akcja poszukiwawcza Grzegorza Borysa/PAP/canva
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo