To właśnie krzywda małych i mikroprzedsiębiorców była jednym z dwóch – obok ogromnej mobilizacji najmłodszych wyborców – powodów odsunięcia od władzy dotychczasowej ekipy. I politycy powinni zdawać sobie z tego sprawę – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Głośno jest o wypowiedzi pani Magdaleny Biejat z Lewicy, która w rozmowie z WP.pl stwierdziła, że nie będzie zgody jej formacji na powrót do składki zdrowotnej sprzed Polskiego Ładu, uderzyła też w część samozatrudnionych: „jeżeli ktoś chodzi do pracy, spełnia zasady etatu, a jednocześnie udaje, że jest jednoosobową działalnością gospodarczą, by unikać podatku, to jest to oszustwo”. Słowa te wywołały dość duże poruszenie, niektórzy podnoszą jednak, że do nadużyć przy zatrudnieniu faktycznie dochodzi?
Dr Andrzej Sadowski: Od ponad dwóch dekad mówimy, że praca na etacie jest opodatkowana tak wysoko, jak paliwa, wódka czy papierosy, że łączne opodatkowanie z ZUS-em, podatkami, składkami, jest na poziomie opodatkowania akcyzowego. Stąd nic dziwnego, że nasi obywatele szukają dla siebie korzystniejszych form opodatkowania. A takie dzisiaj zgodnie z prawem dają inne formy opodatkowania w Polsce. Coraz częściej też polscy obywatele wybierają arbitraż innych państw Unii Europejskiej, nie muszą opuszczać dzisiaj fizycznie Polski, aby z tego arbitrażu skorzystać.
Stąd logicznym wnioskiem, popartym zresztą raportami kolejnych rządów, jest to, że po prostu ten rozdźwięk między opodatkowaniem pracy na etacie a innymi formami opodatkowania po prostu jest taki, że ogranicza się formę zatrudnienia na etacie. To jest efekt nie żadnego oszustwa, ale obciążeń nałożonych na pracę. Gdyby nie dramat związany z demografią, to mielibyśmy dramaty związane z bezrobociem. Jednak już dziś skutki nadmiernego opodatkowania pracy są dramatyczne. W przypadku mikro- i małych firm zbyt wysoka tak zwana składka zdrowotna sprawia, że te firmy ulegają likwidacji. W efekcie rząd, zamiast mieć z tytułu wyższych podatków korzyści, ma tytuł do wypłacania świadczeń dla bezrobotnych. Główny Urząd Statystyczny publikuje coraz bardziej alarmujące dane dotyczące likwidacji właśnie mikro- i małych firm.
Zarzut polegał na tym, że niektórzy samozatrudnieni nie będąc na etatach „udają przedsiębiorców”, by płacić niewielkie podatki.
Trudno oczekiwać, żeby obywatele sami, z dobrej woli chcieli płacić wyższe podatki. Doskonałym przykładem był efekt debaty w Norwegii, gdzie przez kilka lat niemal wszyscy twierdzili, że są za niskie podatki i skończyło się wprowadzeniem możliwości płacenia dobrowolnie wyższych podatków. Uznano, że skoro wszyscy uważają, że płacą za niskie podatki, chętnie zapłacą dobrowolny wyższy podatek. Okazało się, że w całej Norwegii ten wyższy dobrowolny podatek zapłaciło 5 osób.
5 procent społeczeństwa?
Nie 5 procent, ale dosłownie 5 osób. Oczekiwanie, że w Polsce, gdzie obywatele widzą, jak na co dzień marnowane są ich pieniądze z podatku, a skala marnotrawstwa jest czasami szokująca, będą akceptować płacenie wyższych podatków na służbę zdrowia, z której nie mogą korzystać, jest naiwnością. Skrzywdzenie tych mikro- i małych przedsiębiorców prowadzi często do krzywdy wielu osób, nie tylko osoby fizycznie występującej w rejestrze działalności gospodarczej.
To także współmałżonek, dzieci, które pomagają w prowadzeniu rodzinnej firmy. Co więcej – to właśnie krzywda małych i mikroprzedsiębiorców była jednym z dwóch – obok ogromnej mobilizacji najmłodszych wyborców – powodów odsunięcia od władzy dotychczasowej ekipy. I politycy powinni zdawać sobie z tego sprawę.
Inne tematy w dziale Gospodarka