Do portalu Gazeta.pl dołączają inne redakcje, które na znak protestu nie wezmą udziału w najbardziej znanym konkursie dziennikarskim. Jest to pokłosie reportażu Katarzyny Włodkowskiej, która w materiale napisała o działaniach przemocowych w redakcji "Press".
Wszystko zaczęło się pod koniec maja 2023 roku. Wtedy "Gazeta Wyborcza" opublikowała w "Dużym Formacie" reportaż: "W redakcji Andrzeja Skworza. Odliczam. Aż się rozryczysz i wyjdziesz". 40 osób opowiedziało autorce tekstu o przemocowych zachowaniach redaktora naczelnego "Pressa". Wiele osób z powodu warunków panujących w firmie Andrzeja Skworza musiało brać leki na uspokojenie, cierpiało na chroniczne bóle głowy, lęki czy tiki nerwowe.
Bojkot Grand Pressa
Ostatnio o bojkocie napisał w mediach społecznościowych dziennikarz śledczy Wyborczej Wojciech Czuchnowski: "Redakcje, które odmawiają udziału w konkursie Grand Press robią błąd. Przyznawana od 1997 roku nagroda integruje rozbite i skłócone środowisko dziennikarskie. Jest także ważna dla systemu demokratycznego w Polsce, którego fundamentem są niezależne media i wolność słowa. Bojkot Grand Press zniszczy to co jest. A nie ma żadnej gwarancji, że uda się nam stworzyć coś nowego na podobną skalę".
Czuchnowski napisał, że z jego ustaleń wynika, iż w kierownictwach kilku ważnych redakcji zapadła decyzja, by nie brać udziału w tegorocznej edycji konkursu Grand Press. Oprócz portalu gazeta.pl, który oficjalnie to napisał, inne poprzestały na poinformowaniu o tym zespołów. Reasumując, dochodzi do bojkotu prestiżowego konkursu, co osłabia jego znaczenie.
Kulisy mobbingu w "Press"
"Gazeta.pl nie weźmie udziału w tegorocznej edycji nagród dziennikarskich Grand Press. Oznacza to, że jako redakcja nie zgłosimy magazynowi "Press" swoich typów na dziennikarzy i dziennikarki roku, nie zgłosimy też żadnego z naszych świetnych materiałów dziennikarskich w żadnej z konkursowych kategorii. Nasi autorzy i autorki mają jednak pełną dowolność w swoich ewentualnych indywidualnych zgłoszeniach. Nie jestem feudalnym, wychowanym w polskiej "szkole" zarządzania szefem - nie mogę i nie chcę więc nikomu zabronić podejmowania własnych decyzji w tej sprawie. Z deklaracji naszych autorek i autorów wynika jednak, że nie zasypią tego akurat konkursu lawiną zgłoszeń" - napisał dwa tygodnie temu Rafał Madajczak, redaktor naczelny Gazeta.pl.
Artykuł Włodkowskiej wywołał duże poruszenie w środowisku dziennikarskim. Autorka miała się oprzeć na relacjach 40 osób. Ludzie z redakcji "Pressa" twierdzili, że z powodu warunków panujących w firmie Skworza musieli brać leki na uspokojenie, cierpieli na chroniczne bóle głowy, lęki.
Wyborcza cytowała m.in. takie relacje. – Po czasie zrozumiałam, że doświadczyłam przemocy psychicznej. I to się za mną ciągnie – wyznaje Anna. – Złożyłam wypowiedzenie. Potem przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem – mówi Monika.
Piotr Szaran, wówczas informatyk, opowiada: „Skworz widział Krzyśka i dostawał szału. Wyzywał od kretynów, kiedy nie było go w pobliżu. Albo gdy uznał, że źle zamiótł w kuchni, rzucił do Renaty (Gluzy; zastępczyni redaktora naczelnego): »Zobacz, co ten idiota zrobił, nawet nie potrafi posprzątać!«. Nikt nie reagował. Ja też. Chyba dlatego, że Krzysiek się nie skarżył”.
Zmiany w Pressie
Po publikacji Skworz opublikował swój tekst i zaczął dyskredytować zarówno Katarzynę Włodkowską, jak i jej warsztat. Weronika Mirowska poinformowała o zmianach, które mogą zwiastować nową transparentność w Grand Pressach. Jeśli zostaną realnie wprowadzone w życie, konkurs ma szansę odzyskać należną mu renomę.
Skworz zapowiedział też pozwanie autorki GW.
Na zdjęciu laureaci Grand Press 2022, fot. press.pl
Inne tematy w dziale Kultura