Sprawą pani Joanny z Krakowa żyła cała Polska. Kobieta była wstrząśnięta interwencją policji podczas badania w szpitalu. Z wewnętrznego śledztwa policji wynika, że funkcjonariusze nie naruszyli dyscypliny służbowej.
Wzięła tabletkę poronną, osaczyła ją policja
Sprawę pani Joanny opisano w materiale “Faktów” TVN. Do dramatycznego zdarzenia doszło w jednym z krakowskich szpitali kilka miesięcy temu.
Policjanci w trakcie badania mieli zacząć przesłuchiwać kobietę. – Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?!" – wspominała kobieta w rozmowie z TVN24.
– Czterech mężczyzn pilnowało jednej, przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana – relacjonował lekarz oddziału ratunkowego Szpitala Wojskowego, do którego trafiła pani Joanna.
Policjanci skonfiskowali kobiecie laptopa i telefon. Sąd stwierdził, że zabezpieczenie komórki odbyło się bezprawnie.
Kontrowersje po interwencji policji
Jak później tłumaczono, interwencja policji była potrzebna, ponieważ było podejrzenie próby samobójczej. Jak jednak wskazała Naczelna Izba Lekarska, gdy funkcjonariusze zbadali sprawę i nie było nic podejrzanego, to powinni się wycofać i zakończyć interwencję. Tak jednak się nie stało.
"Gazeta Wyborcza" poinformowała, że zakończyło się wewnętrzne śledztwo policji, w którym sprawdzono, czy funkcjonariusze podczas interwencji w sprawie pani Joanny z Krakowa naruszyli prawo. – W prowadzonych czynnościach wyjaśniających nie stwierdzono, by policjanci odpowiedzialni za sformułowanie i opublikowanie przedmiotowego komunikatu prasowego dopuścili się naruszenia dyscypliny służbowej. Jednocześnie zauważono, że doszło do pewnych nieprawidłowości przy opracowaniu treści komunikatu – powiedziała gazecie rzecznika prasowa KWP w Krakowie Katarzyna Cisło.
Policja może jeszcze odpowiedzieć za swoje błędy
Wynik wewnętrznego śledztwa skomentowała w "Gazecie Wyborczej" Kamila Ferenc, mecenaska Joanny, która nie jest zdziwiona wynikiem. – Policjanci od samego początku nie dostrzegali błędów w swoich działaniach. Nie przyznawali, że cokolwiek mogli zrobić nie tak. Mówimy jednak o wewnętrznym postępowaniu wyjaśniającym w obrębie jednej instytucji. Sprawę równolegle i niezależnie od policji bada prokuratura, która może pociągnąć policjantów do odpowiedzialności prawno-karnej. Zawnioskowałyśmy też o odszkodowanie za bezprawne zarekwirowania Joannie mienia. Nie jest więc tak, że policja nie odpowie za swoje błędy – wytłumaczyła.
Sprawę Joanny bada też Urząd Ochrony Danych Osobowych - po tym, jak podczas konferencji prasowej oraz w oświadczeniu prasowym policjanci wbrew kobiecie przedstawili publicznie jej dane medyczne.
MP
Źródło zdjęcia: Pani Joanna w Sejmie. Fot. Twitter.com
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo