Radość na twarzy pani Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej oraz lidera EPL pana Manfreda Webera podczas ostatniej wizyty Donalda Tuska, mówi bardzo wiele. Oni jak powietrza potrzebowali zmiany władzy w Polsce. Moim zdaniem, jeżeli Niemcy cieszą się z tego, że Tusk wygrał w Polsce, to Polacy będą z tego powodu za jakiś czas płakać – mówi Salonowi 24 Zbigniew Kuźmiuk, poseł PiS.
PiS twierdzi, że jeśli władzę przejmie dotychczasowa opozycja, to nie będzie bronić polskiego interesu w Brukseli, tymczasem przedstawiciele opozycji podnoszą, że to Prawo i Sprawiedliwość tak naprawdę nie broniło polskiego interesu w Unii Europejskiej. Przypominają, że rząd PiS z lat 2005-2007 wynegocjował Traktat Lizboński, a gabinet Mateusza Morawieckiego zgodził się na uwspólnotowienie długu. Jeśli nawet rząd PiS się stawiał, nie umiał zdobyć poparcia dla swoich działań?
Zbigniew Kuźmiuk: Kampania wyborcza się skończyła, wyniki wyborów są znane, więc kompletnie nie widzę celu, jaki przyświeca dziś opozycji, by powielać tego typu wypowiedzi. Tak naprawdę twardo broniliśmy polskiego interesu. Dopiero teraz, po ewentualnej zmianie władzy okaże się, czy ten interes będzie broniony równie zdecydowanie. Na stole leży prawie już gotowy pakiet migracyjny. My od 2015 roku rzeczywiście w różnych sytuacjach broniliśmy tego, aby nielegalna imigracja do Polski nie trafiała. Teraz zobaczymy, jak zachowa się nowa władza – wielu europejskich polityków Lewicy i Zielonych głosowało za paktem migracyjnym. Drugim testem będzie podejście do federalizacji Unii Europejskiej.
Powstać może super państwo pod przywództwem niemiecko-francuskim. Na razie jest to na etapie komisji konstytucyjnej, ale budowę takiej federacji popierają te grupy w Parlamencie Europejskim, do których należą Koalicja Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe i Lewica. Oczywiście nie wiemy na pewno, jak zachowają się polscy europosłowie, gdy przyjdzie do głosowania, jednak zarzucanie nam, że niewystarczająco broniliśmy polskiego interesu w sytuacji, gdy samemu ma się wśród europejskich partnerów zwolenników federalnego państwa, jest bardzo nie fair.
Wielu komentatorów i polityków podkreśla jednak, że budowa jednego państwa europejskiego to mrzonki, że do tego jeszcze bardzo daleka droga?
Wcale nie bardzo daleka. Parlament Europejski przyjmie to stanowisko, a przyjmie je miażdżącą większością głosów. Później będzie konwent i posiedzenie międzyrządowe. Zwolennicy federacji chcą to skończyć już w kwietniu, wtedy, kiedy kończy się praca tego europarlamentu. Naprawdę do tego jest bardzo blisko. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że koniec końców przyjęcie zmian w traktatach musi zapaść jednomyślnie, ale moim zdaniem prawnicy brukselscy pracują nad tym, żeby to jakoś obejść. Rząd Tuska nie będzie się raczej temu przeciwstawiał. Ta radość na twarzy pani Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji Europejskie oraz lidera EPL pana Manfreda Webera podczas tej ostatniej wizyty Tuska, mówi bardzo wiele. Oni jak powietrza potrzebowali zmiany władzy w Polsce. Moim zdaniem, jeżeli Niemcy cieszą się z tego, że Tusk wygrał w Polsce, to Polacy będą z tego powodu za jakiś czas płakać.
Federacje w historii bywały jednak różne, Unię tworzy 27 państw, do tego Parlament Europejski jest wybrany demokratycznie, są różne partie polityczne od lewa do prawa. Unię można kształtować od środka i nie musi być chyba tak, że jedno, czy dwa państwa całkowicie ją zdominują?
To jest już przesądzone. Jeśli zwycięży koncepcja federacji to, co będą chciały Niemcy i Francja będzie po prostu święte. Przypomnę, że w ostatnich latach dwukrotnie polityka Niemiec przyczyniła się do poważnych strat. Po pierwsze kanclerz Angela Merkel przyczyniła się do otwarcia granic unijnych, szczególnie tych na południu. Konsekwencje tego właśnie ponosimy teraz. Ten mechanizm rozdziału nielegalnych imigrantów jest konsekwencją tamtej decyzji. I rzecz dla mnie oczywista – to niemiecka polityka przyczyniła się do agresji Rosji na Ukrainę. Gdyby nie NordStream Rosja nigdy by Ukrainy nie zaatakowała. Przez jej teren przesyłała ponad 55 miliardów metrów sześciennych gazu. Zaatakowanie Ukrainy nie było opłacalne, aż powstał Nord Stream, dzięki któremu Roja ma rozwiązane ręce. Kraj, który pomylił się nie tylko w tych, ale w tych dwóch fundamentalnych sprawach, forsuje dziś centralistyczną wizję Unii Europejskiej ze swoją dominacją. I Platforma chętnie do tego przełoży rękę.
Jak jednak ta federacja ma konkretnie wyglądać?
W federacjach ich członkowie mają zazwyczaj zachowane rozległe prawa, tu jednak wszystko wskazuje na dominację jednego – dwóch państw. Skoro przekazujemy kompetencje z kolejnych dziesięciu obszarów na poziom unijny, w dwóch całkowicie, a w ośmiu łączone, no ale to z dominacją unijną, likwidujemy weto w 65 obszarach, pozostaje w jakichś nielicznych, suwerenność stanie się pozorna. Widzę, że będą próby obejścia zasady jednomyślności, aby jeszcze w tej kadencji Parlamentu Europejskiego sprawę przeforsować. Jeśli zmieni się rząd w Polsce, na placu boju pozostanie jedynie premier Węgier, Viktor Orban. Myślę, że są różne sposoby, by przymusić go do zmiany decyzji.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka