Światło dzienne ujrzała afera związana ze znalezieniem lokalizatora w aucie należącym do Kancelarii Prezydenta RP. Według "Rzeczpospolitej" trwa postępowanie, w których rozważana jest wersja o podłożeniu urządzenia przez obce służby specjalne.
Prezydent Duda był śledzony?
Jak podał portal tvn24.pl, w samochodzie należącym do Kancelarii Prezydenta RP funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa znaleźli lokalizator latem br. podczas rutynowej kontroli, autorzy artykułu dodali, że urządzenie pozwala śledzić pozycję samochodu w czasie rzeczywistym. Portal zaznaczył, że prezydent Andrzej Duda nie podróżował pojazdem, pod którym znajdował się lokalizator, co nie znaczy, że potencjalnie nie mógł z niego korzystać.
Odkrycia mieli dokonać pirotechnicy SOP, którzy zgodnie z procedurami sprawdzali samochody - wchodzące w skład kolumny prezydenckiej - pod kątem podłożenia materiałów wybuchowych. Wówczas wykryli podczepiony lokalizator – informował portal tvn24.pl.
Wątek obcych służb
"Rzeczpospolita" podała jednak, że lokalizator został wykryty na lotnisku w Katowicach przez Straż Graniczną, a nie jak wcześniej twierdziły media Służbę Ochrony Państwa.
Zdaniem dziennika, śląski wydział Prokuratury Krajowej, który prowadzi śledztwo, rozważa w jednym z wątku wpływ obcych służb. Dziennikarze dowiedzieli się, że "tropy prowadzą na wschód". Ta sytuacja poważnie obciąża funkcjonariuszy SOP.
– Jeśli potwierdzi się w śledztwie wątek wschodni, to znaczy, że zainstalowali go np. Rosjanie i ich służby. Gdyby to była prawda, to mielibyśmy niezwykle groźną sytuację – ocenił oficer związany ze służbami w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Bardziej optymistyczna wersja jest taka, że lokalizator po prostu nie został zdemontowany. Jeszcze kilka lat temu w pojazdach przewożących niższych rangą pracowników takie urządzenia były zainstalowane.
MP
Prezydent Andrzej Duda. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka