Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wszystko, żeby zrazić do siebie potencjalne środowiska, z którymi mogłoby zawrzeć koalicję. W kadencji 2015 – 2019 nie wpuściło do prezydium Sejmu przedstawiciela PSL. Ostatnio nie wpuszczano Konfederacji do mediów publicznych. Trudno oczekiwać, żeby w sytuacji takiego przedmiotowego traktowania potencjalnych koalicjantów, ktokolwiek chciał z Prawem i Sprawiedliwością rozmawiać” – stwierdził w Salonie 24 socjolog polityki, Marcin Palade.
Marcin Palade był gościem Sławomira Jastrzębowskiego. Na wstępie odniósł się rozmowy w tygodniu poprzedzającym wybory, gdy wszystko wskazywało, że jeśli sondaże się potwierdzą, opozycja w nowym Sejmie będzie mieć 220 mandatów poselskich, Prawo i Sprawiedliwość 200, a wszystko zależeć będzie od Konfederacji. Wynik wyborów okazał się jednak inny. – Tak wyglądały preferencje w połowie tygodnia kończącego kampanię wyborczą. Natomiast istotny ruch dokonał się, moim zdaniem, między dwunastym a czternastym października – stwierdził socjolog polityki.
Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo
Jak uściślił, chodziło o zwiększenie frekwencji, której się nie spodziewano. – Chyba nikt nie przewidywał, że ta frekwencja nie tylko przekroczy 70 proc., ale przekroczy nawet 74 proc., co oznacza, że do urn poszło 20 proc. więcej wyborców niż w roku 2019. A już w 2019 roku frekwencja była wysoka, jak na polskie standardy – podkreślił gość Sławomira Jastrzębowskiego. Jak dodał, dodatkowo zmobilizowani wyborcy w większości poparli partie opozycyjne.
Odpłynęli z Konfederacji do Trzeciej Drogi
– Najistotniejsza rzecz, z punktu widzenia tej wyliczanki mandatowej, o której rozmawiamy, miała miejsce w ostatnich dwóch, trzech dniach. To był odpływ z Konfederacji i przepływ w kierunku Trzeciej Drogi – zaznaczył Marcin Palade. Przypomniał, że praktycznie żaden z sondaży nie wskazywał na tak dobrą pozycję Trzeciej Drogi. Sojusz PSL i Polski 2050 uzyskał 14,4 proc. poparcia. – Słabość Konfederacji spowodowała, że centrolewicowej koalicji udało się uzyskać większość mandatów – wyjaśnił.
Rozmówca Sławomira Jastrzębowskiego zgodził się, że ujawnione przez TVP nagranie prezesa NIK Mariana Banasia odebrało kilka punktów Konfederacji, nie dając nic Prawu i Sprawiedliwości, elektorat Konfederacji przepłynął do Trzeciej Drogi, a TVP „załatwiła PiS”. – W dużej mierze można tak powiedzieć. Wybory wygrywają ci, którzy popełniają mniej błędów. W końcówce ta skala błędów w przypadku Prawa i Sprawiedliwości była o wiele większa niż w przypadku partii opozycyjnych, tych centrolewicowych – zaznaczył Marcin Palade.
– Ten filmik miał duże znaczenie, dlatego że mieliśmy w kilku ostatnich miesiącach grupę wyborców, która krążyła gdzieś między Polską 2050, potem Trzecią Drogą, a Konfederacją. To byli ci, którzy nie zgadzali się na dyktat dwóch partii, czyli PO-PiS-u. Ci, którzy poszukiwali alternatywy dla tych dwóch dominujących partii. I oni byli przez dużą część pierwszej połowy tego roku „zaparkowani” przy Konfederacji, mającej notowania na poziomie 12, 13, 14 i więcej procent między czerwcem a lipcem. Od lipca zaczął się stopniowy zjazd Konfederacji. Ona się w pewnym momencie ustabilizowała, gdzieś w okolicach 9-10 procent. I to się przekładało na taką liczbę mandatów, która łącznie z tym, czego można było się spodziewać w przypadku Prawa i Sprawiedliwości, czyli około 200 mandatów, dawałaby większość w następnym rozdaniu. Natomiast ta część wyborców Konfederacji postanowiła na ostatniej prostej częściowo przerzucić swoje głosy w kierunku Trzeciej Drogi. I to się przełożyło na większość mandatową po stronie centrolewicy – zaznaczył Marcin Palade.
Najtrudniejsza koalicja od lat
Gość Sławomira Jastrzębowskiego przyznał, że będzie to najtrudniejsza koalicja po 1989 roku. Przed 2015 rokiem rząd tworzyły bowiem zazwyczaj dwie formacje – AWS z Unią Wolności, SLD z PSL, PO z PSL. Po 2015 roku była to jedna partia.
– Teraz będą w zasadzie cztery, bo Trzecią Drogę tworzą dwa środowiska polityczne, „a tak na dobrą sprawę, jakby dokładnie policzyć, to jest w sumie 11 partii, środowisk, które będą współtworzyły tę koalicję. Wypracowanie w wielu dziedzinach wspólnego stanowiska, będzie zadaniem niezwykle trudnym. W zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, że jak będzie taki stały komitet polityczny, z udziałem reprezentantów tych wszystkich formacji, które współtworzą, no to na dobrą sprawę, on powinien obradować niczym konklawe, non stop, bez żadnej przerwy, z dostarczanymi posiłkami i piciem. Bo przecież tych sytuacji, w których trzeba będzie wypracować jakieś wspólne stanowisko, będzie bardzo, bardzo dużo. I to bynajmniej nie dotyczy tylko sfery gospodarczej” – stwierdził Marcin Palade. Przypomniał, że Lewica mówi np. o związkach jednopłciowych, „jeśli porównamy to z tym, co mówią konserwatyści, którzy są w Trzeciej Drodze, no to mamy tutaj do czynienia z absolutną przepaścią” – zaznaczył.
PiS nie rozumie, dlaczego przegrał
Ekspert został też spytany o to, dlaczego, choć Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, nie jest w stanie zbudować większości w Sejmie. – Prawo i Sprawiedliwość zrobiło dokładnie wszystko przez 8 lat, żeby zrazić do siebie potencjalne środowiska, z którymi mogłoby zawrzeć koalicję” – podkreślił socjolog polityki. Jak podkreślił, liderzy PiS nie mają zdolności miękkich. „Ale dodatkowo to stanowisko zostało przez nich utwardzone po wynikach wyborów w roku 2015, kiedy przypomnę, po raz pierwszy była taka sytuacja po roku 1989 czy 1990, że zwycięska formacja dysponuje samodzielnie większością. Wcześniej to był Sejm i Senat w kadencji 15-19 potem Sejm. I to moim zdaniem spowodowało trwałe zmiany w myśleniu, że w zasadzie my się nie musimy z nikim dzielić, z nikim rozmawiać.
– Weźmy przykład kadencji 2015-2019, kiedy Polskie Stronnictwo Ludowe absolutnie dysponowało prawem do tego, żeby mieć swojego członka w prezydium Sejmu, dlatego, że miało swój klub parlamentarny. Co zrobiło Prawo i Sprawiedliwość? Nie dopuściło do tej sytuacji. Co robiło Prawo i Sprawiedliwość przez lata z Konfederacją? Nie wpuszczało jej polityków do mediów publicznych. […] Trudno oczekiwać, żeby w sytuacji takiego przedmiotowego traktowania potencjalnych koalicjantów, ktokolwiek chciał z Prawem i Sprawiedliwością rozmawiać” – stwierdził Marcin Palade. Jak podkreślił, aby PiS kiedyś wróciło do władzy, musi przejść bardzo dużą przemianę.
PiS utrzyma władzę? Rojenia ludzi, niemogących się pogodzić z werdyktem suwerena
Gość Sławomira Jastrzębowskiego odniósł się też do plotek mówiących o tym, że PiS-owi wystarczy wyciągnąć jedynie 18 posłów – obojętnie z Trzeciej Drogi, Lewicy, czy KO – żeby koalicja nie miała większości. – To są urojenia ludzi, którzy nie potrafią się pogodzić z przegraną, z werdyktem Suwerena. To jest dokładnie taka sama sytuacja, jaka miała miejsce z Platformą Obywatelską w 2015 roku. Przypomnijmy sobie, jak to wyglądało, że oni przez długie miesiące nie przyjmowali do wiadomości, że jednak jest polityczna zmiana, że zostali odstawieni na boczny tor do ław opozycyjnych, a rządzi inna większość. To jest dokładnie taka sama sytuacja – zastrzegł. Na pytanie, czy rząd centrolewicowej koalicji będzie w stanie przetrwać przez cztery lata w sytuacji, gdy złożył szereg trudnych obietnic wyborczych, Marcin Palade podkreślił, że duże znaczenie mieć będzie sytuacja międzynarodowa" „Mamy absolutne do czynienia z sytuacją niepewności, jeśli chodzi o geopolitykę. Nie wiemy, w którym kierunku pójdzie konflikt, który jest za naszą południowo-wschodnią granicą”.
– Kolejny, wielki konflikt rozgrywa się na Bliskim Wschodzie. Mamy po drodze wybory prezydenckie w 2025 roku w Polsce, w listopadzie przyszłego roku wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. To też bardzo ważne z punktu widzenia tego, co się będzie działo w polskiej polityce. I z całą pewnością to, co będzie miało miejsce do połowy 2025 roku, to będzie jakaś forma koabitacji, współpracy między prezydentem Dudą, wywodzącym się z Prawa i Sprawiedliwości, i centrolewicową większością rządowo-parlamentarną. Natomiast istotne jest to, co się wydarzy po wyborach prezydenckich. Bo jeśli będzie sytuacja taka, że zmieni się lokator (Pałacu Prezydenckiego) w tym sensie, że ten nowy będzie związany z tą większością sejmowo-rządową, to z całą pewnością Donald Tusk i jego rząd przejdą od etapu w dużej mierze administrowania, pełni władzy – stwierdził Palade.
Jak dodał, w wariancie skrajnym może jednak nastąpić sytuacja, gdy prezydentem zostanie kandydat niezwiązany z centrolewicową większością parlamentarną. To jednak zdaniem socjologa bardzo mało prawdopodobne, gdyż w PiS nie nastąpi raczej refleksja, co się stało, że partia ta straciła władzę.
Zamknięty fundusz emerytalny PC i PiS
Gość Sławomira Jastrzębowskiego w dość ponurych barwach widzi też przyszłość PiS-u.
– Podstawowy problem tej reprezentacji PiS, która została wyłoniona, sprowadza się do tego, że to jest w dużej mierze zamknięty fundusz emerytalny notabli Porozumienia Centrum i Prawa i Sprawiedliwości. To są w większości politycy, którzy nie są zainteresowani zmianami. Część z nich właśnie wejdzie w wiek emerytalny, część już jest w wieku emerytalnym. Oni są zainteresowani trwaniem. Bo to, co jest na ich horyzoncie, to jest jeszcze ta, może jeszcze jedna kadencja. Nawet w opozycji, ale z perspektywą wypracowania sobie lepszego wskaźnika emerytalnego. W mniejszości są ci młodsi głównie politycy PiS-u, którzy postrzegają konieczność zmian, bo wymuszają je zmiany cywilizacyjne, które się dokonują w Polsce. My nie jesteśmy zamknięci w skorupie. Przecież to, co widzimy na progresjach, szczególnie światopoglądowa, ona przecież do nas dociera. Co coraz bardziej jest widoczne. I teraz ktoś, kto to pomija, kto tego nie uwzględnia w kalkulacjach, jeśli chodzi o strategię wyborczą, a tak zrobiło Prawo i Sprawiedliwość, przegrywa i będzie dalej przegrywał – podsumował Marcin Palade.
Inne tematy w dziale Polityka