W Australii odbyło się pierwsze od 24 lat referendum. Obywatele byli pytani o zgodę na utworzenie przy parlamencie ciała doradczego dla przedstawicieli ludności rdzennej - Aborygenów i Wyspiarzy z Cieśniny Torresa. Większość głosujących zdecydowała, że takie zmiany nie są potrzebne.
Australia powiedziała "Nie"
W sobotę w Australii zorganizowano referendum, w którym proponowano uznanie dla ludności tubylczej w konstytucji i utworzenia organu, który doradzałaby rządowi w zakresie polityk, która jej dotyczy. By mogło ono być wiążące, była wymagana większość w całym kraju oraz w czterech z sześciu stanów.
Z ponad 70 proc. zliczonych głosów wynika, że Australijczycy nie chcą zmian. Odpowiedzi "Nie" na kartach referendalnych udzieliło 60 proc. głosujących, a "Tak" - 40 proc.
Wielka porażka rządu
Jeszcze przed referendum minister ds. rdzennych Australijczyków Linda Burney uznała je za historyczne wydarzenie. Australijski rząd uważał z kolei, że wprowadzenie ciała doradczego, zajmującego się sprawami dotyczącymi rdzennej ludności stanowi szansę na naprawę wyrządzonych w przeszłości krzywd, spowodowanych kolonializmem.
Premier Anthony Albanese, który popierał referendum w sobotnim przemówieniu oświadczył, że jego rząd w dalszym ciągu angażuje się w poprawę życia Aborygenów i mieszkańców Cieśniny Torresa. – Ten moment różnicy zdań nas nie definiuje. I to nas nie podzieli. Nie jesteśmy wyborcami na tak lub na nie. Wszyscy jesteśmy Australijczykami – wyznał.
Wedle rządowych statystyk Aborygeni i Wyspiarze z Cieśniny Torresa cierpią z powodu znacznie gorszego zdrowia, wyższej śmiertelności i słabszych wyników ekonomicznych w porównaniu z resztą populacji Australii.
Referendum będzie miało trwałe konsekwencje
Zdaniem ekspertów referendum będzie miało trwałe konsekwencje dla całego narodu. Dla Aborygenów i Wyspiarzy z Cieśniny Torresa może być postrzegane jako odrzucenie pojednania przez nierdzenną większość Australii i milcząca akceptacja status quo, które, jak się powszechnie uważa, zawodziło ich przez dwa stulecia.
Senator Pat Dodson, specjalny wysłannik rządu ds. pojednania jeszcze przed głosowaniem powiedział, że niezależnie od tego, czy kraj wygra, czy przegra, będzie musiał przejść "ogromny proces gojenia”. – Musimy rozważyć wpływ głosowania na "nie” na przyszłe pokolenia, młodych ludzi. Wiemy już, że wśród młodzieży aborygeńskiej w tym kraju występuje wysoki wskaźnik samobójstw. Dlaczego? To nie są źli ludzie. To dobrzy ludzie. Dlaczego nie widzą przyszłości? – dodał.
MP
Referendum w Australii. Fot. EPA/RICHARD WAINWRIGHT AUSTRALIA AND NEW ZEALAND OUT
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka