Krytykował PiS, ale startuje z jego list. "Kluczowa jest nasza niepodległość i geopolityka

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
W polityce nie jest niczym dziwnym, że ktoś startuje z listy, z którą nie utożsamia się w stu procentach. Zastrzeżenia do szeregu decyzji rządu zostały, jednak zdecydowała geopolityka. Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, to, jakie zapadną decyzje, jak będziemy funkcjonować, jest kluczowe dla niepodległości, dalszego bytu Polski– mówi Salonowi 24 Andrzej Sośnierz, poseł i kandydat z listy PiS.

Zdecydował się Pan na start z listy Prawa i Sprawiedliwości. To pewne zaskoczenie, bo przecież w czasie kadencji były z Pana strony poważne zastrzeżenia do partii rządzącej…

Andrzej Sośnierz:
Różnice nie tylko były, ale są. W moim przypadku dotyczyły one głównie kwestii COVID-19 i polityki zdrowotnej, choć nie tylko. Nic nie zmieniłem w swoich poglądach.

Dlaczego więc zdecydował się Pan na start z formacji, do której było szereg zastrzeżeń i wątpliwości?

W polityce nie jest niczym dziwnym, że ktoś startuje z listy, z którą nie utożsamia się w stu procentach. Zastrzeżenia do szeregu decyzji rządu zostały, jednak zdecydowała geopolityka. Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, to, jakie zapadną decyzje, jak będziemy funkcjonować, jest kluczowe dla niepodległości, dalszego bytu Polski.


Uznałem, że to PiS gwarantuje zdecydowanie lepsze reprezentowanie polskiej racji stanu, niż tzw. totalna opozycja. Dlatego zdecydowałem się na start z listy Prawa i Sprawiedliwości.

Wyborca o poglądach prawicowych ma jednak kilka alternatyw – może głosować na Trzecią Drogę, Konfederację, Bezpartyjnych Samorządowców. Jeśli chodzi o kwestie geopolityczne, wszystkie formacje poza Konfederacją deklarują wsparcie dla Ukrainy w wojnie z Rosją, sceptycyzm wobec Rosji?

Co by o partii rządzącej nie powiedzieć, Prawo i Sprawiedliwość ma bardzo jasne stanowisko w sprawie emigracji, bezpieczeństwa, sojuszów wojskowych i sytuacji na Wschodzie. Można oczywiście uznać, że Koalicja Obywatelska, Lewica czy Trzecia Droga mówią o Unii Europejskiej, oparciu o struktury zachodnie.


Zachód jednak w kwestii stosunku do Rosji też nie jest jednolity. Państwa Unii Europejskiej w kwestii, chociażby Ukrainy były mocno podzielone. Deklarowanie prozachodniego nurtu oznaczać może zupełnie coś innego w przypadku Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, a co innego w przypadki PiS. Wizja partii rządzącej jest mi bliższa, uważam ją za bardziej zgodną z polską racją stanu.

Pod rządami PiS grupą, która mocno narzeka, są drobni przedsiębiorcy. Mocno ucierpieli najpierw na pandemii, lockdownach, a później także po wprowadzeniu Polskiego Ładu. Pan krytykował politykę partii rządzącej w tej sprawie. Zmienił Pan zdanie, czy widzi szansę na zmianę polityki?

Oczywiście, że widzę potrzebę zmian. Niestety wszystkie formacje polityczne, nie tylko PiS, wycierają sobie problemami przedsiębiorców usta. Wszyscy mówią o klasie średniej, wsparciu dla rodzinnych firm, a gdy przychodzi co do czego, klasę średnią niszczą. Na szczęście ona ma zadziwiającą wolę przetrwania. Nawet za komuny, klasa średnia, mali przedsiębiorcy, choć niszczeni, dawali radę. To dzięki nim społeczeństwo może się rozwijać, iść do przodu. To jest największa wartość społeczeństwa, ludzie przedsiębiorczy. Dzięki przedsiębiorcom społeczeństwo się rozwija. Właśnie przedsiębiorcy, w szczególności ci mali i średni, są największą wartością w państwie. Praktyka polityczna pokazuje jednak, że najwięcej się ich skubie i największe sprawia im trudności. Niestety dominuje fascynacja wielkimi korporacjami, które właściwie przypominają państwo socjalistyczne i gospodarkę socjalistyczną.


Miałem okazję przyglądać się bliżej niektórym wielkim firmom niby prywatnym, ale funkcjonującym wręcz jak państwa socjalistyczne, mające niestety wielkie wpływy. Dzieje się tak z prostej przyczyny. Przedsiębiorców małych jest bardzo wielu. W skali jednego miasta czasem tysiące. Żeby cokolwiek z nimi ustalić, trzeba zorganizować wiele spotkań. Z jednym oligarchą dogadać można się stosunkowo szybko, poza tym jednostkowo każdy mały przedsiębiorca nie ma siły przebicia, choć w niewielkim procencie porównywalnej do wielkiej firmy. Niestety większość polityków woli iść na łatwiznę.

Mimo deklarowanego poparcia dla małej i średniej przedsiębiorczości tworzy się prawo dla dużych. W kończącej kadencji nasze koło Polskie Sprawy wyrażało nieraz odmienne zdanie od partii rządzącej w sprawach dotyczących małych firm i dobrze. Wciąż jest tu jednak pole do działania, wiele do zrobienia, chciałbym być w kolejnej kadencji bardziej w tym zakresie skutecznym. Podobnie w kwestii ochrony zdrowia, którą od lat się zajmuję.

No dobrze, ale o przedsiębiorcach mówi się wiele, podobnie o ochronie zdrowia. I jakoś nikt jeszcze problemów tych nie rozwiązał, a wiele osób uważa, że jest wręcz gorzej?

Ja oczywiście mam program, mam jasną wizję tego, co należy zrobić. Niestety, w przypadku służby zdrowia bardzo często powtarza się scenariusz, o którym wspomniałem w sprawie przedsiębiorców. Tak, jak decydentom łatwiej jest spotkać się z szefami ogromnych korporacji niż wieloma drobnymi przedsiębiorcami, tak samo łatwiej jest rozmawiać z profesorami i szefami dużych placówek, niż z licznymi szefami małych przychodni i pacjentami. A to oni powinni być głównymi podmiotami.

Co należałoby zmienić w ochronie zdrowia?

Od dawna mam opracowany program, co należy zrobić. Niestety, to trudne i często niepopularne działania, natomiast wielu zadaje pytanie, co trzeba zrobić na już, jakie pierwsze dwa, trzy działania należy podjąć, aby szybko uzyskać poprawę. Nie ma takich dwóch, trzech działań, ale ponad sto trudnych do wdrożenia, niekoniecznie spektakularnych rozwiązań. Nie ma cudownego środka, który, gdy się go wdroży, szybko naprawi sytuację, szacuję, że to trzeba na to około dwóch lat.

Główne obszary koniecznych działań to całkowita zmiana sposobu zarządzania ochroną zdrowia (rola ministerstwa, ubezpieczyciela), konieczna decentralizacja płatnika, czyli NFZ, przedefiniowanie roli poszczególnych ogniw opieki zdrowotnej (przychodnie, szpitale, ośrodki leczenia krótkoterminowego), zwiększenie roli konkurencji, zmiana sposobu ustalania taryf. I to tylko część koniecznych działań.


Gdy zaczynam tłumaczyć politykom, co należy zrobić, po chwili interlokutorzy są znudzeni, spieszą się, nie wysłuchują do końca. Problemem jest niestety niezwykle niski poziom wiedzy na temat zarządzania ochroną zdrowia, wydawania na nią pieniędzy. Nie chodzi o jednorazowe dofinansowanie lub decyzję o refundacji kolejnego drogiego leku, ale o kwestie systemowe. Wiedza na temat źródeł i sposobów finansowania służby zdrowia stoi na krytycznie niskim poziomie.

Przykładem jest choćby dyskusja na temat bonu zdrowotnego. Ci, którzy pomysł potępili, kompletnie nie mieli pojęcia, co krytykują, ale głupoty na ten temat opowiadali też politycy Konfederacji, którzy byli pomysłodawcami tego projektu. Toczył się spór, którego uczestnicy nie bardzo wiedzieli, o czym dyskutują. Nie rozumieli też tego słuchacze. Poziom wiedzy jest więc dramatycznie niski. Bez wątpienia należy dążyć do trudnych, systemowych, mało spektakularnych i medialnych zmian w ochronie zdrowia.

Sondaże przewidują wynik wyborów zbliżony do remisu, w którym PiS będzie pierwszy, ale pod względem mandatów więcej „szabel” mieć będzie opozycja. Czy po wyborach większe szanse są na wyłonienie większości spośród obecnej opozycji, sojusz PiS na przykład z Konfederacją, czy może rację mogą mieć ci, którzy wieszczą, że rząd nie powstanie, a w marcu będą wcześniejsze wybory?

Na dziś przewidywanie wyniku to wróżbiarstwo, możemy mówić jedynie o przepuszczeniach. Moim zdaniem możliwe są trzy warianty. W pierwszym powstanie niestabilny rząd mniejszościowy. Drugi wariant przewiduje, że jednak któraś z formacji wejdzie w koalicję. Wreszcie trzeci scenariusz, że tylko część polityków jakiejś mniejszej formacji zdecyduje się poprzeć rząd. Jednak o tym, który scenariusz będzie prawdopodobny, będziemy mogli rozmawiać, gdy poznamy dokładne wyniki głosowania.


Jedno jest pewne, Polska potrzebuje stabilnej większości. Widzimy, do czego doprowadził brak stabilności w Izraelu. Niestabilna Polska to też jest ogromne marzenie naszych sąsiadów ze wschodu i zachodu. Oni będą piać z zachwytu, gdy po wyborach uda się doprowadzić w Polsce do chaosu. Myślę, że niektórzy nad tym usilnie pracują.

Emocje przed wyborami są ogromne, kłótnie toczą się w niektórych rodzinach, gronie przyjaciół. Czy po wyborach będziemy jeszcze w stanie jako Polacy ze sobą rozmawiać, czy też te podziały są już tak głębokie, że porozumienie jest niemożliwe?

To, co się dzieje, jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Oczywiście możemy się różnić, dyskutować. Nie ma jednak powodu, byśmy wyzywali się wzajemnie od PiS-iorów i Platfusów. Nie ma najmniejszego powodu, żebyśmy się tak nienawidzili. Szczególnie że, co dla osób zaślepionych trwającym konfliktem zabrzmi jak herezja, różnice programowe pomiędzy PiS-em i Platformą są naprawdę niewielkie. Młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać, ale przed 2005 rokiem formacje te ściśle ze sobą współpracowały, miała powstać koalicja rządząca PO-PiS.


Programy były tak podobne, że wiele osób nie widziało większej różnicy między głosowaniem na PiS a poparciem PO. Po wyborach prezydenckich 2005 roku formacje te zaczęły się nie lubić, zaczął się spór dwóch ugrupowań. Osobiście nie mam najmniejszego problemu w tym, żeby się z różnymi stronami, stowarzyszeniami, organizacjami dogadywać i porozumiewać, bo racja nie zawsze jest tylko po naszej stronie. Spór oczywiście można toczyć, jednak w Polsce poziom napięcia jest tak ogromny, że podejrzewam, iż konflikt między PO i PiS nie jest naturalny. Wywołały go siły zewnętrzne, źle życzące Polsce.

W Niemczech po wielu przesileniach i ostrych kampaniach nagle się okazało, że SPD i CDU, dwie zwalczające się partie utworzyły tzw. wielką koalicję. W naszym kraju raczej ciężko wyobrazić sobie, że jeśli nie uda się powołać rządu centrolewicowej opozycji ani PiS z Konfederacją, nagle sojusz nawiążą Platforma z PiS-em?

W sytuacji, gdyby od tego zależała stabilność państwa, mielibyśmy do czynienia z testem na to, czy większość polskiej klasy politycznej to ludzie, którzy myślą kategoriami polskiej racji stanu, żeby państwo było stabilne i bezpieczne, czy awanturnicy, którzy państwo to destabilizują, czy to z głupoty, czy w wyniku jakichś uwikłań, dziwnych powiązań. Stworzenie wielkiej koalicji z dnia na dzień byłoby bardzo trudne do zrealizowania.


Trzeba by było nad tym popracować, ale wcześniej trzeba by się było pozbyć całej agentury wpływu, która funkcjonuje w różnych stronnictwach. Ludzi, którzy destabilizują kraj, podsycają konflikt – jedni z niewiedzy, inni z perfidii. Co najbardziej niepokoi – obecna kampania przebiega inaczej. Jest bardzo skuteczna kampania agresywna, do której – obawiam się – zaprzęgnięto elementy sztucznej inteligencji, co jest przerażające, i w przyszłości trzeba będzie umieć się bronić przed tymi wpływami.

Koalicja dwóch zwalczających się obozów to jednak raczej science fiction. Bardziej realna jest niewielka różnica, krucha większość, a to sprawi, że kluczowa stanie się rola prezydenta. Druga kadencja Andrzeja Dudy kończy się w 2025 roku, kolejnej nie będzie. Politycy obu stron przekonują, że niedzielne głosowanie to najważniejsze wybory do wielu lat. Z tym że w Polsce to elekcje głowy państwa wytyczały cały cykl polityczny na wiele lat. W roku 1995 stworzyły podział postkomuna-postsolidarność, w 2000 były początkiem upadku AWS i Unii Wolności, a w 2005 zepchnęły SLD do drugiej ligi i stworzyły istniejący do dziś podział na PiS i PO. Z kolei w roku 2015 utorowały drogę PiS do władzy. Czy niedzielne głosowanie będzie jedynie preludium, a prawdziwe starcie rozegra się za dwa lata?

Oczywiście, choć to, co się wydarzy w najbliższą niedzielę, będzie miało ogromny wpływ na elekcję za dwa lata. Bez wątpienia wybory 2025 roku będą przełomowe. Szczególnie że kończy się ostatnia kadencja Andrzeja Dudy. Dziś jest za wcześnie, by cokolwiek wyrokować.

Inaczej sytuacja będzie wyglądać, jeśli dalej rządzić będzie PiS, inaczej, jeśli władzę przejmie opozycja. Wtedy kluczowe stanie się, jak będą wyglądać relacje pomiędzy prezydentem i rządem. Bo oczywiście wzajemna kontrola władzy jest wspaniałą rzeczą. Pod warunkiem, że obie strony mają na uwadze polską rację stanu. Tego i stabilnej Polski powinniśmy sobie w przededniu wyborów, w trudnej sytuacji międzynarodowej życzyć.

Fot. Andrzej Sośnierz/Youtube/rp.pl

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj20 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka