Być może generałowie mają uzasadnione powody, by odejść ze stanowisk i zaprotestować. Jednak należało zrobić to wcześniej albo kilka dni zaczekać. Dymisja złożona pięć dni przed wyborami czy ktoś chce, czy nie chce, wpisuje się w kontekst polityczny, negatywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa Polaków. Tymczasem odejście dwóch generałów nie spowoduje tego, że armia się załamie, a nasi partnerzy wypiszą nas z sojuszu NATO. Armia będzie funkcjonować dalej normalnie – tłumaczy w rozmowie z Salonem 24 generał Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM.
We wtorkowy poranek Polaków zelektryzowała wiadomość o dymisjach dwóch z trzech najważniejszych dowódców sił zbrojnych. Rezygnacje złożyli szef Sztabu Generalnego, generał Rajmund Andrzejczak i dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. Tomasz Piotrowski. Co oznaczają te dymisje?
Gen. Roman Polko: Stało się coś bardzo niedobrego. Być może generałowie mają uzasadnione powody, by odejść ze stanowisk, zaprotestować. Jednak dymisje, jeżeli się składa, to albo robi się to wcześniej, albo można było kilka dni zaczekać. Odejście na pięć dni przed wyborami czy ktoś chce, czy nie chce, wpisuje się w kontekst polityczny. Niestety, niektórzy politycy już wykorzystują to wydarzenie do prowadzenia kampanii politycznej, co negatywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa Polaków.
Tymczasem odejście dwóch generałów nie spowoduje tego, że armia się załamie, a nasi partnerzy wypiszą nas z sojuszu NATO. Armia będzie funkcjonować dalej normalnie. Druga kwestia: jeżeli się już podejmuje taką decyzję, bo były jakieś uzasadnione powody, to należałoby te powody uczciwie podać opinii publicznej, która w takiej sytuacji powinna wiedzieć, co naprawdę się dzieje.
Tu mówi się, że powodem była sprawa rakiety, która spadła na teren Polski, oskarżeń ze strony MON wobec generała Piotrowskiego?
To jest pole do spekulacji. Czy któryś z generałów podał powody dymisji? Nie. Jeżeli oni tego nie powiedzieli, to my możemy spekulować. Temat rakiety był pod koniec kwietnia i w maju, a dymisja jest złożona w październiku. A zatem pytanie: dlaczego nie było takiej decyzji w czerwcu, ale ma ona miejsce akurat, teraz gdy mamy pięć dni do wyborów?
Wspomniał Pan, że nie ma większego zagrożenia dla bezpieczeństwa. Jednak opinia publiczna jest zaniepokojona faktem, że dwaj najważniejsi dowódcy nagle odchodzą z armii. W sytuacji wojny za wschodnią granicą, gdy temat bezpieczeństwa jest odmieniany przez wszystkie przypadki, nagle armia zostaje bez dowódców…
Możemy być spokojni. Armia jest taką strukturą, która ma ten "chain of command" zupełnie inny niż w strukturach cywilnych. Musi bowiem liczyć się z tym, że dowódca może zginąć na polu walki, jego zastępca także. A wojsko ma być dowodzone i to dobrze. Stąd też poszczególni dowódcy w poszczególnych strukturach są przygotowywani do tego, żeby natychmiast przejąć stanowisko. Oznacza to, że nie będzie zachwiania ani zdolności, ani gotowości bojowej polskiej armii.
Polega to na tym, że jeżeli jeden dowódca zginie, czy z jakichś innych powodów nie może pełnić funkcji, od razu jest osoba, która przejmuje jego zadania. I to się dzieje nie tylko na samej górze, ale wszędzie - od najwyższych do najniższych szczebli.
Nawet na poziomie drużyny ustawiony jest "chain of command". O tym wie każdy żołnierz. Dowódcy niższych szczebli doskonale wiedzą, na jakim etapie realizacji zadania sami są w stanie przejąć te obowiązki. Na polu walki na wyższych szczeblach, a przecież o takich mówimy, zorganizowane jest to tak, żeby utrzymać żywotność i ciągłość dowodzenia. Trzy stanowiska dowodzenia, główne, zapasowe, wysunięte stanowiska dowodzenia, także są właściwie trzy komplety ludzi, którzy jeżeli jedna taka struktura będzie zniszczona, przejmują dowodzenie i utrzymują ciągłość.
Jaką dokładnie zadania pełnią dowódcy, którzy złożyli właśnie dymisję?
Szef Sztabu Generalnego to jest przede wszystkim "planer", ten, który jest prawą ręką ministra obrony. Planuje, podpowiada i rzeczywiście funkcjonuje na styku z polityką. Dowódca operacyjny to ten, który w sytuacjach trudnych, krytycznych używa wojska do jakichś konkretnych działań. Czyli jak zabłąkana rakieta wleci na terytorium Polski, to on się nie pyta ministra, ale szuka jej i melduje ministrowi, co zrobił, żeby ją odzyskać, czy ją znalazł, jakie podjął kroki zaradcze, albo co mu jest potrzebne, żeby mógł w tej sprawie działać skutecznie.
Teraz gdy mamy ewakuację Polaków z Izraela i też wykorzystywane do tego celu jest wojsko, Dowódca Operacyjny czynić ma wszystko, ukierunkować 100 proc. swojego zaangażowania na to, żeby wspierać tę akcję ewakuacji Polaków z Izraela. I to rodzi kolejne pytanie, dlaczego ta dymisja składana jest akurat w takim momencie, kiedy dowódca operacyjny realizuje jednak kluczowe zadanie, w dodatku dzieje się to tuż przed wyborami. Trudno mi to zrozumieć, aczkolwiek dla uspokojenia podkreślam raz jeszcze, w armii jest ciągłość dowodzenia. Naprawdę w tej kwestii nie mamy się czego obawiać.
Kto teraz powołuje nowych dowódców, w jakim trybie to się odbywa?
Powołuje ich prezydent RP na wniosek ministra obrony narodowej. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest tym elementem, który powinien być zwornikiem stabilności przed wyborami. Mam nadzieję, że do nominacji dojdzie jak najszybciej po to, żeby uciąć wszystkie spekulacje, bo naprawdę pojawiło się szereg teorii spiskowych.
Mamy dramatyczną sytuację w Izraelu, do tego trwa wojna za naszą wschodnią granicę. Są informacje alarmistyczne, że właściwie zostajemy sami, bo Amerykanie teraz odpuszczą nasz region, do tego ta dymisja generałów ten niepokój potęguje.
Dymisja generałów już jest wykorzystywana i będzie wykorzystywana przez polityków. I to jest ten błąd, który ci generałowie w mojej ocenie popełnili. Bo może mieli słuszne powody, ale termin, w którym złożyli dymisję, był po prostu fatalny.
Nie ma jednak powodów do obaw – tu jak wspomniałem, armia funkcjonuje, dymisje na nią nie mają wpływu. Natomiast ta sytuacja geopolityczna rzeczywiście jest niepokojąca, bo wiele wskazuje na to, że źródłem tego ataku na Izrael mogła być Rosja, która współdziała z Iranem.
Istnieje obawa, że inspirowała Iran do wsparcia tych ugrupowań terrorystycznych, żeby ten atak przeprowadzić po to, by w jakiś sposób odwrócić uwagę Stanów Zjednoczonych od Ukrainy, żeby się koncentrowały na wspieraniu Izraela. Jestem jednak przekonany, że twarde demokracje, jak chociażby amerykańska, będą jednak konsekwentnie wspierać Ukrainę, choć nie będzie tam spektakularnej ofensywy w tym roku.
Ukraina potrzebuje czasu, żeby zbudować swoje zdolności bojowe, żeby wdrożyć sprzęt, który wciąż przyjmuje, bo przecież nie otrzymała jeszcze wszystkiego, co jej obiecano. Potrzebuje czasu, żeby doszkolić do załogi, zgrać, skoordynować. To nie jest tak, że na gwizdek po samym dostarczeniu sprzętu można ruszać do boju. To jednak wymaga czasu, którego nie da się tego przeskoczyć.
Fot. Roman Polko
Inne tematy w dziale Społeczeństwo