Gdy w lutym ubiegłego roku Rosja bestialsko napadła na Ukrainę, zmieniając wojnę hybrydową w pełnoskalową inwazję, większość Polaków ten akt potępiła i wykazała daleko idącą solidarność, przyjmując pod dach wojennych uchodźców. Byli jednak i tacy (całkiem wielu), którzy zaczęli tak zachwycać się współpracą z Ukrainą, że oczyma wyobraźni widzieli budowę wspólnego państwa. Pojawiły się w sieci (całkiem na serio) głosy ludzi, mówiących, że nie czują się Polakami, ale „Rzeczpospolitanami”, bo ich dziedzictwem jest Rzeczpospolita Obojga Narodów. Przypominających o zbrodni wołyńskiej nazywali pogardliwie „wołyniopamiętaczami”.
Wsparcie nie wyklucza pamięci i obrony interesów
Tymczasem wsparcie dla Ukrainy w wojnie z Rosją, która jest cywilizacyjnym i egzystencjalnym zagrożeniem dla całego naszego regionu, nie musi wykluczać pamięci o zbrodni wołyńskiej, domagania się ekshumacji jej ofiar. Niegodziwe jest mówienie, że współcześni Ukraińcy, mordowani w Buczy, uciekający przed bombami, odpowiadają za Wołyń. Haniebne jest też jednak obrażanie tych, którzy o straszliwej zbrodni na Polakach przypominają. Naszym obowiązkiem jest pomóc cierpiącym ludziom, ale też upamiętnić i godnie pochować ofiary zbrodni sprzed lat.W naszym interesie jest to, by Rosja przegrała wojnę. Jest też nim jednak twarda obrona bieżących interesów. Piękne są nawiązania do monarchii Jagiellonów i I Rzeczpospolitej. Budowanie jednak jakiejś kategorii „Rzeczpospolitan”, zamiast Polaków i Ukraińców, nie jest nawiązaniem do wielokulturowego państwa, ale do sowieckiej urawniłowki. Ci komentatorzy, którzy gardłowali za jednym państwem z Ukrainą, nie mieli nawet pojęcia, jakie w kijowskim parlamencie zasiadają partie, jak wygląda polityka Ukrainy. Brakuje rozsądnego podejścia, na zasadzie "ok, wspieramy Ukrainę w wojnie z Rosją, ale są sprawy, gdzie mamy różne interesy". Przyjmujemy uchodźców, pomagamy im. Twardo domagamy się jednak prawdy o Wołyniu, ekshumacji i pochówków ofiar. Niestety, u nas albo się wrzeszczy o jednym państwie, albo o wrogu gorszym niż Rosjanie.
Utopione w kremówce encykliki
Temat Ukrainy nie jest jedynym. Popadanie ze skrajności w skrajność dotyczy szeregu tematów historycznych, społecznych, religijnych. Jan Paweł II przez lata był niekwestionowanym autorytetem. Niestety, zamiast człowieka media (również te lewicowe, Kościołowi nieprzychylne) lansowały postać sympatycznego i kochanego starszego pana, który zaklinał deszcz i jadł kremówki. Jego pielgrzymki sprowadzały do sentymentalnych podróży, trzymania się za ręce i wspólnego śpiewania. Władze lokalne ścigały się w budowaniu pomników. Na plan dalszy schodziły oczywiste (również dla niewierzących) zasługi Jana Pawła II, choćby przy obaleniu komunizmu. A już całkiem schowane było papieskie nauczanie.Gdy w jednej ze stołecznych parafii proboszcz zorganizował msze z przypominaniem nauk papieża-Polaka chodziła na nie garstka wiernych. W efekcie, gdy przyszły ataki na Jana Pawła II, młodzi, kojarzący go tylko z cukierkowym (a raczej kremówkowym) przekazem, chętnie w atakach tych uczestniczą. Najpierw mieliśmy postać pomnikową, teraz mamy modę na pomnika obalanie. Tymczasem święci – co wyraźnie widać na kartach Ewangelii – to ludzie z krwi i kości. Mający zalety, ale i wady. W przypadku papieża-Polaka nie ma dyskusji, bo ważniejsza od przesłania stała się kremówka, pomnik. A potem pomnika tego burzenie.
Skrajności nawet wokół futbolu
Skakanie ze skrajności w skrajność widać też w kwestiach „luźniejszych”, jak choćby w przypadku rzeczy najważniejszej z nieważnych, czyli piłki nożnej. Robert Lewandowski przez lata kreowany był na guru w każdej niemal sprawie. Chwalony nie tylko za osiągnięcia sportowe, ale wręcz przedstawiany jako człowiek bez skazy. Wyglądało na to, że wspólnie z małżonką staną się niekoronowaną parą królewską w Polsce. Nie było lodówki, z której nie wyskakiwałby „Lewy”, a kibice traktowali go nie jak człowieka, a wręcz herosa, który jest w stanie sam wygrywać mecze.To się zdarzało, jednak mało kto brał poprawkę, że RL9 to nie genialny technik w stylu Messiego czy Maradony, ale sprawny, niezły piłkarz, bazujący na fenomenalnej fizyczności i zdrowiu. Ciężką pracą doszedł na szczyt. Był najlepszym piłkarzem świata w roku 2020 i może 2021. W szczytowej formie wygrywał nawet mecze reprezentacji, jak ten z Albanią za kadencji Paulo Sousy, gdzie „strzelał gole Krychowiakiem”. „Lewy” to jednak nie maszyna, a człowiek, i tak dobry jak dwa, trzy lata temu już nie będzie. Miał najgorszy rok w karierze, powoli się podnosi, może być jednak „co najwyżej” bardzo dobrym napastnikiem. Na szczyt ze swojego najlepszego okresu nie wróci.
To się może skończyć katastrofą
W sporcie łaska kibiców jedzie na pstrym koniu, swego czasu atakowany był nawet Adam Małysz. Jednak kluczowe w tym wszystkim jest właśnie to, jak bardzo królują u nas skrajne emocje. Jak łatwo najpierw budujemy komuś pomniki, potem z równą łatwością z cokołów zrzucamy. Szokuje, że ktoś mógł najpierw wpaść na pomysł, żeby Polaków zastępować „Rzeczpospolitanami” i Polskę łączyć z Ukrainą, a potem bredzić, że ten Putin nie jest taki najgorszy.Wkurza, że z wybitnego papieża-Polaka robiono cukierkowy, kremówkowy pomnik, by po latach zapomnieć o wszelkich zasługach. A ze świetnego piłkarza najpierw robiono herosa, by potem na niego pluć. Jednak to chodzenie ze skrajności w skrajność w kwestiach zarówno istotnych, jak i istotnych mniej, wskazuje, że jest z nami naprawdę źle. Niestabilne społeczeństwo łatwo rozgrywać. A łażenie od ściany do ściany skończyć się może rozbitym łbem. I narodową katastrofą.
Przemysław Harczuk
(Na zdjęciu: Polacy podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie, fot. PAP/Paweł Supernak)
Czytaj także:
- Mamy to! Nasz żużlowiec po raz czwarty mistrzem świata
- Ukraina zorganizowała forum przemysłu obronnego. Zabrakło Polski
- Joanna z Krakowa nie została zaproszona na Marsz Miliona Serc
Komentarze
Pokaż komentarze (135)