Joanna z Krakowa, której pierwotnie zadedykowano Marsz Miliona Serc organizowany 1 października przez Donalda Tuska, nie przyjdzie na demonstrację do Warszawy. Jak mówi, nikt jej nie zaprosił.
"Marsz Miliona Serc" 1 października w Warszawie
W niedzielę 1 października ulicami Warszawy przejdzie organizowany przez Koalicję Obywatelską "Marsz Miliona Serc". Marsz rozpocznie się o godz. 12.00 na Rondzie Dmowskiego, następnie przejdzie ulicami Marszałkowską, Świętokrzyską, Jana Pawła II, a zakończy się na Rondzie Radosława.
Na oficjalnej stronie Platformy Obywatelskiej do udziału w marszu zaprasza przewodniczący PO Donald Tusk. "Stajemy do walki ze złem, twarzą w twarz rozliczyć tę władzę, żeby Polska znowu była wolna od kłamstwa, od nienawiści i złodziejstwa. To jest nasz czas. 1 października w samo południe spotkamy się w Warszawie. Tu jest Polska" - zachęca w specjalnym spocie lider PO.
Tusk dedykował marsz Joannie z Krakowa, ale jej nie zaprosił
Donald Tusk ogłosił datę październikowego marszu w lipcu, kiedy w mediach było głośno o historii Joanny z Krakowa. Kobieta zażyła tabletki poronne w obawie, że ciąża może zagrażać jej zdrowiu, źle się czuła i pojechała na SOR. W międzyczasie zadzwoniła do lekarki, a ta powiadomiła policję w obawie o stan psychiczny pacjentki. W szpitalu pojawiła się policja i przeprowadziła z Joanną szereg upokarzających czynności i skonfiskowała jej laptopa i telefon.
Lider Koalicji Obywatelskiej zapowiedział, że Marsz Miliona Serc skierowany będzie przede wszystkim do tej części społeczeństwa, która czuje się zbulwersowana wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku, uniemożliwiającym przeprowadzenie aborcji z przyczyn wad płodu. – To nie tylko pani Joanna została upokorzona i ugodzona w samo serce – mówił wówczas dedykując ten marsz Joannie i innym kobietom, które doświadczyły podobnych historii.
Radio TOK FM zapytało Joannę z Krakowa, czy weźmie udział w niedzielnej demonstracji. Ta odpowiedziała, że na Marsz Miliona Serc się nie wybiera, nie została też zaproszona na demonstrację ani przez Donalda Tuska, ani przez organizatorów marszu.
Joanna z Krakowa walczy o prawo do aborcji dla wszystkich kobiet
Kobieta uważa, że jej historia stała się jedynie pretekstem w grze politycznej. – Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (…) Mam wrażenie, że w momencie kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em – powiedziała.
Działaczka stwierdziła, że w pewnym sensie "gest Tuska jej pomógł", ponieważ zależało jej, aby jej historia dotarła do jak największej liczby osób, za co zapłaciłam za to wysoką cenę, bo "spadło na nią szambo hejtu ze strony prawicowych mediów". - Ale z drugiej strony, wszyscy, łącznie z politykami i polityczkami z PiS-u przyznali, że w Polsce można legalnie przeprowadzić aborcję farmakologiczną. I to jak sądzę jest największy sukces, ale oczywiście, to nie koniec walki o prawa kobiet – przyznała.
Jak dodała, 1 października będzie demonstrować, ale na manifie w Warszawie, która odbywa się pod hasłem: "Aborcyjna koalicja, a nie Kościół i policja". – Nie interesują mnie połowiczne rozwiązania, które w praktyce ograniczałyby dostęp do aborcji. Dążymy do sytuacji, w której aborcja będzie możliwie dostępna dla wszystkich kobiet. Nie tylko tych uprzywilejowanych – podsumowała rozmówczyni TOK FM.
ja
(Zdjęcie: Marsz Miliona Serc Donald Tusk zadedykował pani Joannie, ale nikt jej nie zaprosił. Fot. PAP/Tomasz Waszczuk i screenshot z materiału TVN)
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka