Sebastian Majtczak, sprawca śmiertelnego wypadku na A1 pod Piotrkowem Trybunalskim, ścigany jest listem gończym w Europie. Prawdopobnie mężczyzna przebywa w Niemczech, mają o tym świadczyć dane z logowania się jego telefonu.
Trwa śledztwo internatów. Majtczak może przebywać w Niemczech
W piątek Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim wydała list gończy za Sebastianem Majtczakiem, podejrzanym o spowodowanie wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina.
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", mężczyzna ma przebywać w Niemczech, a świadczyć mają o tym dane z logowania się jego telefonu. – Ma również nieważny od 2016 r. paszport, więc nie może wyjechać poza Schengen. Dlatego ENA (Europejski Nakaz Aresztowania) został wydany na Europę – mówi informator portalu.
Dodajmy, że od opublikowania wizerunku sprawcy, sprawa nabrała nowego życia w sieci. Internauci podają koneksje rodzinne mężczyzny, a dotarli do firmy, którą prowadzi jego żona. Jeśli chodzi natomiast o profil Majtczak, to zniknął on z Facebooka.
Wypadek na A1
Do wypadku doszło 16 września po godz. 19 na autostradzie A1 w Sierosławiu (pow. piotrkowski, woj. łódzkie). Zginęła w nim trzyosobowa rodzina, w tym 5-letnie dziecko. W pierwszym komunikacie policji mogliśmy przeczytać, że "kierujący pojazdem kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się. W wyniku tego wypadku śmierć poniosły trzy osoby podróżujące tym pojazdem". Nie było nawet mowy o kierowcy BMW.
Sytuacja się zmieniła, gdy do sprawy weszli internauci, którzy dotarli do nagrań, jak w Kię uderzyło rozpędzone bmw. Na nagraniach mogliśmy zobaczyć, że kierowca pędzi ponad 200 km/h.
Wówczas na stronie KWP w Łodzi zamieszono nowy komunikat, w którym podano, że na drodze było również BMW. "Na chwilę obecną wiadomo, że brały w nim udział dwa pojazdy: BMW oraz KIA. Policjanci zabezpieczyli szereg śladów, przesłuchali świadków. Na miejscu obecny był również prokurator, który nadzorował pracę funkcjonariuszy. Dotarliśmy również do szeregu nagrań z kamer, które mamy nadzieję pozwolą wyjaśnić, co było przyczyną tej ogromnej tragedii" - wyjaśniała KWP w Łodzi.
"Przedmiotem tego śledztwa jest również wyjaśnienie, czy zachowanie kierującego bmw miało bezpośredni wpływ na zaistnienie przedmiotowego zdarzenia" - oświadczono.
Pojawiły się również medialne doniesienia, że sprawca wypadku miał być funkcjonariuszem policji lub krewnym policjanta, ale policja zaprzeczyła tym pogłoskom.
Sprawca mógł jechać znacznie więcej
Z ustaleń biegłego wynika, że samochód bmw, który uczestniczył w wypadku na A1, jechał z prędkością co najmniej 253 km/h. Innego zdania są jednak eksperci oraz strażacy.
Rafał Bielnik z firmy Crashlab, która zajmuje się badaniem wypadków drogowych przekazał Wirtualnej Polsce, że Majtczak mógł jechać ponad 300 km/h. – Z pomiarów przeprowadzonych przez Crashlab na miejscu zdarzenia wynika, że długość śladów hamowania wynosi ok. 168 metrów. Do tego trzeba dodać co najmniej kilkanaście metrów, zanim pojazd osiągnął maksymalną wartość opóźnienia i zaczął znaczyć ślady. Jeśli 253 km/h byłaby prędkością w chwili kolizji, to na początku hamowania mogło to być nawet ponad 300 km/h – wyjaśnił.
Również strażak obecny na miejscu zdarzenia ma podobne zdanie co ekspert. – Prędkość 253 km/h, z jaką miało poruszać się BMW, była na liczniku w momencie hamowania auta, kiedy widział już na swoim pasie auto KIA. Wcześniej jechał grubo ponad 253 km/h. Służby już na miejscu wypadku wiedziały i przekazywały sobie te informacje – stwierdził rozmówca portalu.
MP
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Fot. PAP/Marian Zubrzycki, Facebook
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo