Jarosław Kaczyński wziął udział w przedwyborczym spotkaniu członków i sympatyków PiS w Elblągu. Prezes partii rządzącej już na początku wydarzenia zadziwił i rozbawił zebranych działaczy. Powiedział, że otrzymuje on telefony od "mniej więcej połowy klubu KO".
Jarosław Kaczyński: Połowa klubu KO do mnie dzwoni
Prezes PiS zaczął rozpoczął spotkanie nietypowo. Kaczyński przyznał, że w ostatnim czasie przydarza mu się coś "niezwykłego".
- Spotyka mnie coś niezwykłego. Otóż mówią mi, że mniej więcej połowa klubu PO do mnie dzwoni - powiedział wicepremier, na co sala zareagowała śmiechem.
- Od ośmiu lat krzyczą o dyktaturze, a teraz ciągle do mnie. Zupełnie ich nie rozumiem. To tylko taki żart, po bardzo udanym spocie z moim kotem - dodał Kaczyński, ponownie rozbawiając uczestników spotkania w Elblągu.
W jakiej sprawie politycy opozycji mieliby dzwonić do swojego politycznego wroga? Tego prezes nie raczył już zdradzić zgromadzonym sympatykom.
Prezes PiS na spotkaniu w Elblągu. Mówił o referendum
W innym etapie swojego przemówienia Kaczyński odniósł się do referendum, którego przeprowadzenie planowane jest w dniu wyborów 15 października.
Mamy dwie sytuacje - wybór między szeroko rozumianym bezpieczeństwem, a tymi, którzy nie chcą go zapewnić, bo mają dysponentów poza Polską - mówił w Elblągu prezes PiS Jarosław Kaczyński. Podkreślił, że referendum organizowane jest po to, by zapewnić Polakom możliwość decydowania o ich sprawach.
Prezes PiS poruszył na środowym spotkaniu wyborczym m.in. temat bezrobocia, które według niego "spadło niewiele mniej niż dwukrotnie w ostatnim okresie". Podkreślił, że przez wiele lat bezrobocie wiązało się w ogromnej mierze z likwidowaniem zakładów pracy, jak mówił, "z wielką prywatyzacją, z wyprzedażą". - My jesteśmy jednoznacznie przeciw, a oni? Kiedy zadać im to pytanie, to nie chcą wyraźnie powiedzieć "nie", a na sumieniu mają tu bardzo dużo - mówił.
Podkreślił, że to kolejna ze spraw, która "jest poruszana" w referendum, które - jak zaznaczył - "jest najwyższą formą demokracji, demokracji bezpośredniej". - I ci "demokraci" twierdzą, że nadużyciem jest łączenie referendum z wyborami. Przecież chodzi o to, by była jak najwyższa frekwencja, ludzie w Polsce mieli pewne kłopoty z decydowaniem w referendach i trzeba było te referenda przedłużać do dwóch dni, jak w wypadku wejścia do UE, żeby ta konieczna liczba głosujących była uzyskana. My po prostu chcemy te dwie rzeczy połączyć - mówił. Jak zaznaczył, jest to zgodne z prawem.
- Czyli krótko mówiąc my mamy tutaj dwie sytuacje: wybór między bezpieczeństwem i to szeroko rozumianym a tymi, którzy tego bezpieczeństwa nie chcą zapewnić, bo oni po prostu mają dysponentów poza Polską. Jeżeli ktoś dotąd w to nie wierzył i mówił, że to nasza propaganda, to jeżeli oglądał ostatni odcinek, wczorajszy filmu "Reset", tego cyklu filmu, to mógł zobaczyć, że nawet sprawa emerytur była uzgadniana z panią Merkel. Proszę państwa, chcecie takiej Polski, w której decyzje odnoszące się do całkowicie wewnętrznych spraw, do spraw Polaków, będą uzgadniane w Berlinie czy nawet w Brukseli? Czy chcecie być obywatelami czy ludnością? - pytał retorycznie prezes PiS.
MB
Fot. Jarosław Kaczyński. Zdjęcie przykładowe. Źródło: PAP/Radek Pietruszka
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka