Start Jarosława Kaczyńskiego z Kielc jest z punktu widzenia partii rządzącej logiczny. Ale odpuszczenie Warszawy, jeśli nie nastąpi nagłe wzmocnienie listy na dalszych miejscach, może sprawić ogromny problem, doprowadzić do spektakularnej porażki – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Anusz, politolog, Instytut Piłsudskiego.
Jarosław Kaczyński w Kielcach, Paweł Kukiz w Opolu, Piotr Gliński w Warszawie, Mariusz Kamiński w Chełmie. PiS ogłosił liderów list w wyborach do Sejmu. Zaskoczenia?
Dr Andrzej Anusz: Przede wszystkim widać tu kompromis środowisk, które tworzą szerszy niż sam PiS obóz Zjednoczonej Prawicy. Jest uwzględniony interes środowiska premiera Mateusza Morawieckiego, także otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy. Symboliczne znaczenie ma start Pawła Kukiza z Opola. Natomiast pewnym zaskoczeniem jest Podkarpacie. Tam wiele mówiło się o tym, że liderem listy będzie Tomasz Poręba.
Eurodeputowany PiS był szefem sztabu, ale przestał nim być. Teraz okazało się, że nie będzie też liderem listy. I moim zdaniem chyba w ogóle odejdzie z polityki. To znaczy dokończy kadencję w Parlamencie Europejskim i w wyborach już nie wystartuje. Oczywiście największym zaskoczeniem jest osłabienie okręgu warszawskiego, z którego nie wystartuje prezes, Jarosław Kaczyński.
Będzie liderem w województwie świętokrzyskim, gdzie przez lata PiS bił rekordy poparcia.
Tak, przez lata liderem był tam Przemysław Gosiewski, notował świetne wyniki. Po śmierci tego polityka w katastrofie smoleńskiej „jedynkami” na liście zostawali także ważni politycy, ostatnio Zbigniew Ziobro. Teraz są sygnały o sporych napięciach w lokalnych strukturach partii. Prezes startując tam gwarantuje sobie bardzo dobry wynik, mocne poparcie dla formacji rządzącej, wprowadza też porządek i „godzi” lokalnych działaczy. PiS w 16-mandatowym okręgu świętokrzyskim zawalczy o 10 miejsc w Sejmie. A więc start z Kielc jest logiczny, ale jednocześnie oznacza, że Warszawa została bardzo osłabiona. Myślę, że przesunięcie Mariusza Kamińskiego na „jedynkę” do Chełma to jest ratowanie szefa MSWIA.
Bo moim zdaniem Mariusz Kamiński na trzecim miejscu w Warszawie mógłby nawet nie zostać wybrany. Według badań PiS mógłby liczyć na maksymalnie cztery mandaty w Warszawie. A wiemy, że tutaj jest paru polityków z Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry, będzie pani Gosiewska. A lider listy, minister kultury Piotr Gliński jest, nie ma co ukrywać, dużo słabszym liderem niż Jarosław Kaczyński. Trudno będzie mu „pociągnąć” listę tak, by zapewnić dużo miejsc w Sejmie. Pytanie, czy warszawską listę ktoś jeszcze wzmocni. Jeśli nie, to będzie tu słabszy wynik.
Są opinie, że po co PiS ma wystawiać mocną listę w Warszawie, a np. PO na Podkarpaciu, skoro i tak tam wygrywa konkurencja?
Ale w Polsce nie ma jednomandatowych okręgów wyborczych, zasady, że zwycięzca bierze wszystko. Jest różnica między porażką 30:70 proc. a 10:90. Dlatego jeśli PiS nie wzmocni jakoś listy mocnymi kandydatami z dalszych miejsc, popełni spory błąd i będzie mieć problem. Po prostu może stracić jakieś miejsca w Sejmie. Jeśli chodzi o pozostałe „jedynki” to, jak wspomniałem, ewidentnie widać, mamy do czynienia z kompromisem w ramach obozu rządzącego. Próbą budowania pewnej równowagi. To wygląda logicznie. Natomiast wbrew temu, co myślą osoby, sugerujące odpuszczenie dużych miast, sprawa Warszawy w tej kampanii jeszcze będzie miała znaczenie. I jeśli ta lista PiS nie będzie jakoś wzmocniona, to będzie duża luka i ogromne ryzyko spektakularnej porażki partii rządzącej.
Inne tematy w dziale Polityka