Miejsce katastrofy samolotu, w którym leciał Prigożyn Fot.  EPA/ANATOLY MALTSEV Dostawca: PAP/EPA.
Miejsce katastrofy samolotu, w którym leciał Prigożyn Fot. EPA/ANATOLY MALTSEV Dostawca: PAP/EPA.

Śmierć Prigożyna. Ekspert: W Rosji nawet krowa może spaść z nieba i zatopić kuter

Redakcja Redakcja Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
Rosja jest ze swej natury państwem mafijnym. Obowiązują reguły bandyckie. I z nimi mamy do czynienia. Nie wiemy tylko, czy generałowie usunęli człowieka, który im zagrażał i szkodził, czy Putin pozbył się buntownika, który zatrząsł jego systemem. Obie wersje są prawdopodobne. Teorie spiskowe, sugerujące inne wersje, są mało prawdopodobne. Choć w Rosji nawet krowa może spaść z nieba i zatopić kuter. Wszystko jest możliwe – mówi Salonowi 24 profesor Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych, Uniwersytet Łódzki.

Świat zelektryzowała informacja o katastrofie samolotu, w której najprawdopodobniej zginął Jewgienij Prigożyn. Co to oznacza, jeżeli się rzeczywiście potwierdzi się informacja o śmierci przywódcy grupy Wagnera?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Myślę, że nikt nie jest zaskoczony. W Rosji bunty przeciwko władzy, jeśli nie są skutecznie, nie mogą nie zostać ukarane. Ale tak naprawdę to jeszcze nie mamy pełnej wiedzy o tym, co się stało.

Jakie wersje uważa Pan za najbardziej prawdopodobne?

Oczywiście może być tak, że jest to zemsta Kremla i samego Putina, bo bunt w rosyjskim systemie jest niewybaczalny. Ale pamiętajmy, że bunt, który Prigożyn rozpoczął, miał dosyć dziwny przebieg. On nie był wymierzony bezpośrednio w Putina. Ale w generałów i zarządzających armią, na przykład ministra obrony Siergieja Szojgu.


Skoro samolot zestrzeliła – jak informują media –  artyleria przeciwlotnicza, nie można wykluczyć, że była to zemsta owych generałów. Niezależnie od tego widać, że jest to obraz kryzysu wewnętrznego w Rosji.

Czy ten kryzys to początek końca Rosji Putina?

Masa krytyczna nie została jeszcze przekroczona. A system, choć ma coraz wyraźniejsze rysy na swojej konstrukcji jeszcze nie pękł. Z całą pewnością eliminacja buntownika jest raczej naturą tego systemu niż czymś dla niego wyjątkowym.

Jest tak, pod warunkiem, że faktycznie Prigożyna zlikwidowali Rosjanie – obojętnie, generałowie, czy sam Putin. Ale pojawiły się porównania do śmierci córki Aleksandra Dugina. Nie brak głosów, że zamach na przywódcę Grupy Wagnera przeprowadzili Ukraińcy.

Ze względu na propagandę wojenną, to Ukraińcom opłacałoby się przyznać do autorstwa zamachu. Pamiętamy, że swego czasu Czeczeńcy przyznawali się do zatopienia okrętu podwodnego Kursk, co oczywiście nie było prawdą, ale dobrze brzmiało z punktu widzenia potrzeb wojennych. Jednak wersja o roli Ukraińców jest bardzo mało prawdopodobna. Z prostej przyczyny – wydarzenie miało miejsce pod Twerem, a zatem jednak w głębi Federacji Rosyjskiej. Wydaje się dosyć trudne, żeby z terytorium Ukrainy trafić z tak doskonałą precyzją w lecący samolot.


Tak samo trudne jest przerzucenie w sposób tajny wyspecjalizowanej grupy na terytorium Rosji i stamtąd zaatakowanie lecącego samolotu. To mało prawdopodobne. Więc raczej nie szukałbym tutaj wymyślnych scenariuszy. Tak, jak powiedziałem, usunięcie buntownika w ramach systemu rosyjskiego nie jest rzeczą nadzwyczajną i nie wymaga wyjaśnień zewnętrznych. Jedyny znak zapytania moim zdaniem jest taki, czy to generałowie usunęli tego, który ich atakował, czy też Putin pozbył się buntownika, który zagroził jego władzy. To scenariusze dużo bardziej realne niż sensacyjne teorie spiskowe.

Są doniesienia, że Putin jest przerażony i w trybie natychmiastowym wraca do Rosji. Czy to może być gra dyktatora, żeby odsunąć od siebie odpowiedzialność za to, co się stało, czy też rzeczywiście może być przerażony sytuacją, że system w Rosji zaczął pękać?

Cała ta historia jest dosyć dziwna. Po pierwsze jak pamiętamy, te maszerujące na Moskwę wojska nie spotkały się z żadnym skutecznym militarnym przeciwdziałaniem. Nie zostały zatrzymane przez oddziały wierne Putinowi, a sam dyktator wykazywał pewne objawy zaniepokojenia. Później nastąpiła dziwaczna ugoda. Nie podejrzewamy przecież Prigożyna o naiwność. To nie była pensjonarka z pensji dla panien z dobrych domów. On musiał liczyć się z tym, że przerwanie akcji, wycofanie się i de facto zdanie na łaskę Kremla skończy się śmiercią. To jest natura systemu. Myślę, że przeciętny czytelnik, nie mając tak głębokiego doświadczenia systemowego jak sam przywódca grupy Wagnera byłby tego samego zdania. Dziwne było to zakończenie buntu z jednoczesnym formalnym przebaczeniem ze strony Putina. Jednocześnie przecież bunt był podniesiony pod hasłami nie usunięcia prezydenta Rosji, ale głównodowodzących.

To by raczej sugerowało odpowiedzialność generałów?

Niewątpliwie to w ich żywotnym interesie leżało usunięcie tego, kto pokazywał ich błędy i domagał się ich odejścia z polityki. Prigożyn był silnie związany z Putinem, a generałom w Rosji przydarzają się ostatnio rozmaite rzeczy. Ze śmiercią włącznie. Ale myślę, że dopiero dalszy bieg wydarzeń pokaże nam co się stało. Bo z drugiej strony, gra Putina i Prigożyna wymierzona w wierchuszkę wojskową jest oczywiście możliwa, ale do usunięcia generałów Putin nie potrzebuje spisków.


Może to po prostu sam zarządzić. Jak wiemy Rosja jest ze swej natury państwem mafijnym. Dopatrywanie się tu jakichś procedur prawnych, czy normalnych reakcji państwowych jest po prostu niezrozumieniem systemu. W grze mafijnej siłą rzeczy obowiązują reguły mafijne, czyli bandyckie. I z nimi mamy do czynienia. Nie wiemy tylko, czy generałowie usunęli człowieka, który im zagrażał i szkodził, czy Putin pozbył się buntownika, który zatrząsł jego systemem. Obie wersje są prawdopodobne.

Mówi Pan, że nie należy doszukiwać się teorii spiskowych. Ale, czy skoro Prigożyn wiedział, co może mu grozić, wykluczałby Pan scenariusz, że sfingował własną śmierć?

Odpowiem anegdotycznie. Gdy w 1992 roku pracowałem w Ministerstwie Obrony Narodowej, dostaliśmy informację o tym, że na Morzu Japońskim spadła z nieba krowa i zatopiła japoński kuter rybacki. Wszyscy się dziwili, o co chodzi. Okazało się, że rosyjska lotnicza jednostka transportowa została wynajęta przez lokalnego oligarchę do przewożenia bydła. Problem w tym, że samoloty nie były do tego dostosowane, a krowy przyzwyczajone. I zaczęły brykać w ładowni. Wtedy piloci otworzyli luki, wyrzucili zwierzęta do morza. Jedna z krów spadła na kuter, a że waży dużo, to go zatopiła. Chcę przez to powiedzieć, że w Rosji wszystko jest możliwe.

Trzymając się najbardziej prawdopodobnych scenariuszy – Prigożyn  nie żyje, zabili go Rosjanie. Słyszymy, że Wagnerowcy ewakuują się z Białorusi. Jaka będzie przyszłość grupy bandyckich najemników?

Myślę, że Grupa Wagnera nie będzie istnieć, a co najmniej zmieni nazwę, będzie zreformowana, rozwiązana, czy rozproszona. Natomiast nie ulega wątpliwości, że jako realna siła polityczna przestanie istnieć.

Co ta sytuacja znaczy dla Polski?

Im większy bałagan w Rosji, tym lepiej. Dopóki Rosjanie zwalczają sami siebie, to oczywiście zużywają zasoby, które w innej sytuacji mogliby wykorzystać przeciwko innym, także przeciwko nam. Zamieszanie wewnętrzne w Federacji Rosyjskiej tylko nam służy. I w tym kontekście do tego, co się stało możemy podejść optymistycznie.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Czytaj dalej:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj20 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka