Autorzy ustawy, straszący rzekomą seksualizacją, powinni pobyć w szkole przez jakiś czas. Spędzić tam przynajmniej rok i zobaczyć, jak wyglądają takie warsztaty. Bardzo ważne jest przekazanie dzieciom wiedzy na temat chociażby tego, jakie mają swoje strefy intymne. Gdzie nikt absolutnie nie ma prawa ich dotykać. Po to, żeby chronić te dzieci przed dorosłymi, którzy być może chcą je skrzywdzić – mówi Salonowi 24 Ewa Mierzejewska, psycholog szkolny, nauczyciel Wychowania do Życia w Rodzinie. Przepisy forsuje m.in. minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.
Powstała ustawa, która ma chronić polskie dzieci przed seksualizacją. Jak ocenia Pani ten projekt?
Ewa Mierzejewska: Uważam, że autorzy ustawy nie mają pojęcia o tym, jak wyglądają warsztaty i szkolenia organizowane w szkole, które tak zdecydowanie krytykują. O żadnej seksualizacji nie ma mowy. Nikt dzieci nie uprzedmiotawia, nie wymaga tego, żeby były traktowane jako starsze i prowokujące, niż w rzeczywistości są. Oczywiście odpowiadać mogę jedynie o tych warsztatach i placówkach, które sama prowadzę. Z pełną odpowiedzialnością mogę zapewnić, że nigdy z żadnym przejawem niewłaściwego zachowania wobec dzieci na organizowanych przez placówkę szkoleniach i warsztatach się nie spotkałam.
Stawianie tak ostrych zarzutów bez pokrycia, wyrażanie wątpliwości wobec osób uczących jest powodem konfliktu między rodzicami a nauczycielami oraz dyrekcją. Mogę zapewnić, że żadna z osób odpowiedzialnych za wychowywanie i nauczanie dzieci nie chce najmłodszym zaszkodzić. Myślę, że autorzy ustawy, straszący rzekomą seksualizacją, powinni pobyć w szkole przez jakiś czas. Spędzić tam przynajmniej rok i zobaczyć, jak wyglądają takie warsztaty. Powinni również zapoznać się z procedurami, które obowiązują przy organizacji takich szkoleń. Jestem przekonana, że wtedy sami stwierdziliby, iż ich zarzuty są bezpodstawne.
Padają jednak poważne argumenty. Jedna strona przekonuje, że brak jest edukacji, przez co rzeczywiście są nieplanowane ciąże i różne tragedie. Brak wiedzy wśród nastolatków ma być porażający. A z drugiej strony pojawiają się doniesienia, że dzieci nawet czteroletnie czy młodsze uczone są rzeczy niewłaściwych dla ich wieku. Że wszystko sprowadza się do kwestii „technicznych”, że nie ma w tym żadnej intymności. Czy nie powinno być tak, że na przykład w przypadku dziecka czteroletniego można mówić, że dzieci nie przynosi bocian, ale niekoniecznie trzeba opowiadać o szczegółach. A już nastolatkom o procesach dojrzewania, rozmnażania i seksualności trzeba jakoś delikatnie tłumaczyć?
To może na spokojnie wytłumaczę, jak cały ten proces wygląda w szkole. Jestem członkiem zespołu, który opracowuje plan wychowawczo-profilaktyczny na cały rok szkolny. Przede wszystkim musimy poznać potrzeby dzieci i ich rodziców. Dowiedzieć się, czego oni od nas oczekują. Pod koniec czerwca przygotowujemy ankiety ewaluacyjne dla rodziców, uczniów i nauczycieli. Pytamy w nich, z jakimi borykają się trudnościami, co było dla nich niekomfortowe, jakie tematy chcieliby poruszyć, czego im brakuje. Na podstawie wyników ankiet, po przeczytaniu sprawozdań wychowawców i innych nauczycieli odnośnie uczniów, przygotowujemy plan na kolejny rok szkolny. Zespół spotyka się pod koniec sierpnia i w ciągu mniej więcej dwóch tygodni opracowuje plan wychowawczo-profilaktyczny na przyszły rok szkolny, czyli na czas od września do czerwca. Co bardzo istotne, wszystkie te programy, warsztaty i szkolenia muszą mieć rekomendacje Ministerstwa Edukacji Narodowej i powinny być zgodne z wytycznymi resortu. Jeszcze przed przygotowaniem programu wytyczne te trafiają do dyrekcji. Opracowując program, formę zajęć zawsze musimy te wytyczne uwzględnić. Na koniec plan wychowawczo-profilaktyczny zawsze zatwierdza Rada Rodziców. Rodzice mają też dostęp do planów zajęć przez cały czas, więc wszelkie działania demoralizujące nie wchodzą w grę.
Jak w takim razie w praktyce wygląda nauka dzieci młodszych, a jak dzieci starszych?
Jestem nauczycielem wychowania do życia w rodzinie. Przedmiot ten jest nieobowiązkowy i rodzic na początku roku szkolnego dostaje wgląd w program kształcenia. Przedmiot w szkole podstawowej realizujemy od klasy 4 do klasy 8. Rodzic jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego może dowiedzieć się, na czym cały program będzie polegał, jakie są tematy zajęć i o czym będziemy rozmawiać. Program zawsze jest dostosowywany do wieku dziecka. Oczywiste jest, że z czwartoklasistą nie rozmawiam na temat metod zapobiegania ciąży np. prezerwatyw. Na tym etapie rozwoju dziecka jest na to zdecydowanie za wcześnie. Natomiast już z ósmoklasistą rozmowy na ten temat są prowadzone. Główny nacisk w nauczaniu przedmiotu kładziemy na to, jak być dobrym rodzicem i jak przygotować się do życia w rodzinie.
Na czym konkretnie polegają wspomniane warsztaty, w których uczestniczą już młodsze dzieci?
Jestem nie tylko pedagogiem, ale i psychologiem. Uważam, że bardzo ważne jest przekazanie dzieciom wiedzy na temat chociażby tego, jakie mają swoje strefy intymne. Gdzie nikt absolutnie nie ma prawa ich dotykać. Po to, żeby chronić te dzieci przed dorosłymi, którzy być może chcą je skrzywdzić. Dużą wagę przywiązujemy do zapobiegania cyberprzemocy. W dzisiejszych czasach jest to powszechne zjawisko. Zawsze staram się tłumaczyć dzieciom, żeby uważały, kto do nich pisze i w jaki sposób się zachowuje. Nawet małe dzieci powinny wiedzieć, że dorosły nie ma prawa dotknąć ich nawet piórkiem. Uczymy też dzieci, kto może je przytulić. Co innego, jak robi to mama i tata, a co innego jak jakiś pan, który na przykład podchodzi do dziecka bawiącego się w parku i pyta o godzinę, a potem je obejmuje. Dziecko musi wiedzieć, że coś jest nie w porządku. W jego głowie zostanie wypracowany alarm, który da mu znać, gdy dojdzie do niebezpiecznej sytuacji. W takim momencie dziecko będzie wiedziało, gdzie szukać pomocy i do jakich osób bądź organów się zwrócić. Powinno też wiedzieć, że w takich przypadkach trzeba też iść do osoby bliskiej, do mamy, taty lub kogoś, komu dziecko ufa np. nauczyciel, wychowawca, pedagog, psycholog itp.. Co ważne, staramy się edukować też rodziców. Pamiętam sytuację, gdy dorosła osoba źle zachowała się wobec dziecka z trzeciej klasy. Rodzice pytali mnie potem, kiedy o takich sprawach mają dziecku mówić. Tłumaczyłam, że powinni od początku tłumaczyć dzieciom, że obca osoba nie ma prawa ich dotykać. A więc nasze warsztaty na pewno nie polegają na żadnej seksualizacji, czy namawianiu małych dziewczynek do ubieranie się w mini bądź skąpe t-shirt podkreślające kobiece kształty itd. Przeciwnie – nasze zajęcia służyć mają edukacji dzieci i rodziców po to, by zwiększać ich bezpieczeństwo. Świadomość zagrożeń, które na nich czyhają. A mogę powiedzieć, że jako psycholog wielokrotnie zetknęłam się z krzywdą dzieci wynikającą właśnie z ingerencji dorosłych w ich strefę intymną. Przed tym chcemy najmłodszych chronić.
Jednak te zarzuty wobec warsztatów i szkoleń nie wzięły się chyba znikąd. Czy spotkała się Pani z działaniem organizacji, które faktycznie edukację seksualną sprowadzają do instruktażu, spraw technicznych, nawet dla najmłodszych?
Osobiście nie spotkałam się z organizacjami, które nakłaniały dzieci do tego typu zachowań. To jest niedopuszczalne. Natomiast jest bardzo mało prawdopodobne, by nawet, jeśli takie organizacje istnieją, mogły swobodnie wejść do szkoły. Każde stowarzyszenie czy fundacja, która ma realizować taki program, musi jego cel przedstawić dyrekcji szkoły. Powinny jasno określić jak to będzie przebiegało i przedstawić tematy zajęć. To wszystko jest ustalane z dyrekcją, z pedagogiem, jeżeli trzeba z psychologiem czy z wychowawcą, który odpowiada za daną klasę. W związku z tym naprawdę jestem zdziwiona, skąd wzięły się te obiekcje, skąd nacisk ministerstwa na tak radykalną, nadmierną kontrolę. Naprawdę nauczyciele są dorosłymi ludźmi, którzy wiedzą co robią, a każdy dorosły, przynajmniej ten, który ma rodzinę, chce ją chronić. My mamy za zadanie ochronę tę wspomagać. Nie wychowujemy dzieci, ale wychowanie wspomagamy i na tym polega nasza rola.
Ale właśnie, często pada argument, że po co wspomaganie, skoro od dawna ojcowie przeprowadzali „ważną rozmowę z synem”, a mamy z córką. Czy nie powinno być tak, że edukacja seksualna odbywa się w domach?
Gdyby rodzice zawsze umieli wiedzę przekazać, byłoby wspaniale. Niestety, nie wszyscy rodzice są w stanie to zrobić. Na wychowaniu do życia w rodzinie w czwartej klasie widzę, że niektóre dzieci posiadają wiedzę skąd się wzięły. Bywa jednak tak, że opowiadają bajki o bocianie, kapuście. Jedna dziewczynka opowiadała, że mama jej powiedziała, iż była w kościele i przyniosła stamtąd dziecko. Są oczywiście rodzice, którzy mają pełną świadomość i naprawdę fajnie pracują z dzieckiem, to dziecko ma wiedzę na ten temat i właściwie się wypowiada. Często jednak zdarzają się rodzice, którzy obawiają się takich tematów i są zadowoleni, że ktoś za nich przekaże tę wiedzę. Tu znów dochodzimy do kwestii bezpieczeństwa – dzieci są naprawdę mądre i potrafią obsługiwać internet, poruszać się w sieci i faktycznie mogą czasami wejść na strony, które nie są dla nich odpowiednie. Jeżeli nie rozmawiają na ten temat z rodzicami, bo rodzic się wstydzi, to dziecko nie zaalarmuje, że widziało coś, czego widzieć nie powinno. Trzeba rozmawiać z tymi dziećmi, żeby też je ostrzegać i chronić. Im więcej rozmawiamy z dziećmi, tym bardziej je uświadamiamy w kwestii bezpieczeństwa. Jestem mamą 9-letniej córki i razem z nią czytamy książkę Alicji Długołęckiej „Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci”. Publikacja ta jest o tyle cenna, że we współpracy ze specjalistami napisały ją dzieci. To doskonałe wprowadzenie najmłodszych w to, czym są strefy intymne i jakie są części ciała człowieka.
Czyli jednak współpraca rodziców z dziećmi to najlepszy model?
Bardzo dobrze, jeżeli rodzic współpracuje z dzieckiem, ono ma zaufanie, może przyjść, porozmawiać. Niedawno moja córka powiedziała, że odezwał się do niej ktoś na czacie i zapytał, ile ma lat. Spytałam, co zrobiła. Dziecko: „No, napisałam, że mam 9 lat i dlaczego pyta? A on napisał, że ma 24 i że przeprasza, to pomyłka”. Odpowiedziałam, że bardzo dobrze, cieszę się, że mi o tym powiedziała. Żyjemy w takich, a nie innych czasach i my nie wiemy, z kim rozmawiamy. Dziecko musi mieć świadomość, że nie powinno odzywać się do każdego w sieci i informować o takich sytuacjach bliskie osoby, które właściwie mogą zareagować.
Jak sami uczniowie podchodzą do przedmiotu Wychowanie Do Życia w Rodzinie?
To nie są zajęcia obowiązkowe, więc przychodzą na nie dzieci, które faktycznie chcą. Zawsze na początku rozdaję dzieciom tematy zajęć oraz wniosek dla rodziców, którzy wyrażają zgodę na udział dziecka w zajęciach. Tłumaczę uczniom, że jeżeli nie są zainteresowani tematem, bądź rodzic ma jakieś obiekcje, nie muszą w zajęciach brać udziału. Oczywiście część zajęć jest prowadzona w oddzielnych grupach dla chłopców i dla dziewczynek.
Dziewczynki dojrzewają wcześniej i w związku z tym wcześniej na zajęciach poruszane są tematy z tym związane np. gospodarka hormonalna u dziewczynek. Na zajęciach podejmujemy również tematy relacji interpersonalnych, cyberprzemocy i najważniejszy temat rodziny. Jeszcze raz podkreślę, że tematy są zawsze dostosowane do każdego wieku. Wszelkie zarzuty o rzekomej seksualizacji są nieprawdziwe. Przeciwnie, chodzi o poszerzenie wiedzy i o to, by dzieci uświadomić i chronić przed zagrożeniami, których w obecnym świecie jest bardzo wiele.
PH
Inne tematy w dziale Społeczeństwo