Liderzy opozycji na stworzenie mediów publicznych w stylu Kurskiego są skazani. Rzeczy, które obiecują zrealizować po prostu się nie da. Trzeba to będzie jakoś wytłumaczyć. Pewność siebie może zgubić PiS i PO. Bo poza tymi, którzy tępią przede wszystkim symetrystów, rośnie grupa zniecierpliwionych ujadaniem po obydwu stronach. Wymianą tych samych haseł bez końca – mówi Salonowi 24 prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, opozycjonista w PRL. Założyciel i wieloletni lider Unii Pracy.
Z campusu Polska Przyszłości wyrzucono symetrystów. Jak Pan to ocenia w kontekście nawet nie samego wydarzenia, ale w ogóle stanu polskiej debaty publicznej?
Prof. Ryszard Bugaj: Potwierdza się to, o czym właściwie wiemy od dawna. To znaczy, że scena jest spolaryzowana i strony nie chcą ze sobą rozmawiać. Chociaż redaktor Grzegorz Sroczyński, którego z tego campusu wyrzucono, jest człowiekiem, który chce rozmawiać z każdym. Nie jest też żadnym radykałem. I reakcja na jego obecność, i nie mówię o reakcji któregoś z uczestników, ale organizatorów, jest znamienna i na pewno nie napawa optymizmem.
Rok temu na tym samym panelu wiele szumu wywołała obecność także ludzi z tak zwanej drugiej strony. W panelach uczestniczyli i Tomasz Terlikowski i prawicowy poseł Zbigniew Girzyński. Partnerem merytorycznym był Klub Jagielloński. Było to bardzo ostro ocenione przez część prawej strony, ale nie brakowało opinii, że to jakaś nowa jakość w debacie. Teraz organizatorzy chyba zaprzeczyli sami sobie sprzed roku?
To idzie niestety z obydwu stron. Ja przywiązuję duże znaczenie do czegoś, co większość komentatorów teraz raczej chce bagatelizować. Mam na myśli pomysł tej komisji do spraw rosyjskich wpływów. Teraz rządzący chyba rzeczywiście się z tego pomysłu trochę wycofują, a może nawet wycofują się całkiem. Ale jest faktem, że na starcie po tamtej stronie nikt nie zaprotestował przeciwko temu pomysłowi. A to był projekt już taki charakterystyczny dla takich bardzo autorytarnych reżimów. Nikogo się jeszcze nie aresztuje, ale muszę powiedzieć, że przez lata będąc krytycznym wobec PiS, polemizowałem ze znajomymi co do tego, jak daleko ta partia może się posunąć. I raczej z rezerwą podchodziłem do twierdzeń o zagrożeniu demokracji, po pojawieniu się pomysłu komisji do spraw wpływów rosyjskich pierwszy raz pomyślałem, że nie miałem racji.
Wspomniał Pan, że to idzie z dwóch stron. Z campusu wyrzuca się symetrystów, Kołodziejczak na liście KO porównywany jest przez niektórych do Leppera w koalicji z PiS.
Jak patrzyłem na tą konwencję, ta formuła, w której nie mówi się nic o żadnych istotnych sprawach dla Polski, tylko stoją osoby ubrane w białe koszulki, to mi dziwnie przypomina niedobre czasy, niedobre pomysły, gdzie właściwie marketing jest jedyną rzeczą, o którą się jakoś dba. Wszystko inne się nie liczy. Wszelkie zasady właściwie można złamać, przekroczyć każde bariery, przejść do porządku nad każdą biografią etc. Ten proces w Platformie Obywatelskiej, ale w łagodniejszej formie zaczął się zresztą już dużo wcześniej. Chodzi mi o inkorporację do Platformy Obywatelskiej byłych działaczy lewicy i to prominentnych. A jak słucham Leszka Millera, który w TVN24 pośrednio mówi, że jest już w Platformie Obywatelskiej.
Nagle wszystko mu się podoba, przywódca mu się absolutnie podoba, nie ma żadnych wątpliwości, to chciałbym, żeby on skorzystał z rady, którą prezydent Francji kiedyś nam udzielił. Żeby skorzystał z szansy, aby siedzieć cicho. A fakt, że scena polityczna, która nie przestrzega już żadnych zasad, nie ma żadnych pryncypiów, wszyscy kierują się wyłącznie skutecznością, w dłuższym okresie wywoła fatalne skutki. Przecież ludzie się uczą tego procesu, coś myślą potem o całej klasie politycznej, jak ona się zachowuje, jaką ma elastyczność. Najbardziej cenionym powiedzeniem jest dziś wśród polityków „nigdy nie mów nigdy”. Tymczasem nieraz trzeba powiedzieć właśnie „nigdy”, nie zgodzić się na coś. A także należy dotrzymać słowa.
Wróćmy do wycięcia symetrystów. Gdy sytuację z campusu Polska Przyszłości skrytykował redaktor Tomasz Terlikowski, pod jego wpisem pojawił się komentarz, że nie czas tutaj na dyskusję, dzielenie włosa na czworo, bo dziś demokracja jest zagrożona, więc wszystkie ręce na pokład, żeby pokonać PiS. I mam swoiste déjà vu. Gdy po tragedii smoleńskiej były akcje kpienia z ofiar, nabijania się, często obrzydliwe, to po prawej stronie było słuszne oburzenie. Ale w mediach tzw. drugiego obiegu pojawiały się komentarze, że odtąd nie wolno być obiektywnym, że jest wojna, a rzetelność dziennikarska, uczciwość nie powinna dziennikarzy o prawicowych poglądach obowiązywać. Absurd, ale wielu bardzo młodych wtedy ludzi, dla których to było doświadczeniem życiowym, dziś stanowi o sile mediów publicznych, które zachowują się, jak zachowują. I pytanie, czy teraz nie mamy tego samego z drugiej strony. I po ewentualnej wygranej PO będzie w mediach publicznych to samo, tylko będzie inny Kurski, a ciosy i brutalne paski będą identyczne, ale wymierzone w drugą stronę. A myślący inaczej jako „podli symetryści” zostaną całkowicie wycięci?
Ja bym powiedział, że do pewnego stopnia liderzy opozycji na stworzenie takich mediów w stylu Kurskiego są skazani. O programie mówią niewiele i wyłącznie w polemice z PiS-em. Ale przecież rzeczy, które obiecują zrealizować po prostu się nie da. Trzeba to będzie jakoś wytłumaczyć. No i przypuszczam, że nie wystarczy argumentów merytorycznych, że przyjdzie także czas łamania karków. Z tym, że myślę sobie, że będą to robić bardziej inteligentnie niż robił to Kurski. Bo oni ze swoimi argumentami, ze swoim usprawiedliwieniem się będą musieli trafić do innej grupy społecznej niż ta, do której trafiał Kurski i PiS. Były prezes TVP swój przekaz kierował do publiczności bym powiedział ludowej. Natomiast Platforma musi uderzyć do klasy średniej i inteligencji. Więc narzędzia muszą być inne.
Nie jest to wesoła perspektywa, szczególnie, że dla fanatycznych zwolenników opozycji głównym złem, przez które Zjednoczona Prawica wciąż rządzi są tak zwani symetryści, znienawidzeni także przez radykalnych zwolenników PiS. Pomijam, że na miano symetrysty zasługuje zarówno ktoś kto dzieli włos na czworo, jak i szczery sympatyk PO, który po prostu gdzieś dostrzega wady tej formacji, czy zdeklarowany PiS-owiec, który dostrzega błędy ulubionej partii. Każdy, kto nie idzie w równym szeregu. Ale w okresie międzywojennym, po pięknym początku państwa, wygranej z bolszewikami, uchwaleniu ponad podziałami Konstytucji marcowej, mieliśmy najpierw zabójstwo Gabriela Narutowicza, zaszczutego przez endecję i prawicę. Potem przewrót majowy i rządy pułkowników odwet m.in. na znienawidzonej endecji. Następnie, już w czasie wojny odwet na piłsudczykach ze strony ekipy Sikorskiego. A na koniec wszystkich „pogodzili” komuniści, zwolennicy wrogich formacji sprzed wojny po jej zakończeniu, jeśli oczywiście przeżyli, siedzieli w stalinowskich celach, bądź tułali się po emigracji. Czy wobec tego co się dzieje nie obawia się Pan powtórki, czy może widzi Pan jakąś nadzieję?
Nie wykluczam tego scenariusza. Ale przede wszystkim musimy spodziewać się nieprawdopodobnego zamętu, przepychanki, paraliżu decyzyjnego, robienia absurdalnych kompromisów itd.
Media dziś stają się pałką po stronie jednego, bądź drugiego obozu. A ci co nie maszerują w równym szeregu mają być wycinani. Ale powstają niezależne kanały na YouTube, powstają bardzo podcasty, mnóstwo niezależnych książek i wydawnictw. Czy to jest szansa, a może paradoksalnie upadek mediów tradycyjnych doprowadzi do właściwego odrodzenia?
Być może, ale mnie się wydaje, że to nie media są tu największym problemem. Bo tym, co nam się nie udało, to jest klasa polityczna. Nie udały nam się też publiczne instytucje. Myślę, że tu są potrzebne jakieś zmiany. Jest niesłychanie głośno o tym, że PiS wykorzystuje pozycję rządową do wydawania pieniędzy na wybory, czego nie może zrobić opozycja. To zarzut prawdziwy, tyle że tak było prawie zawsze. Poza tym za tym działaniem stoi założenie, że ten, kto wyda pieniądze na jakąś agitację, to na pewno odniesie sukces. Niekoniecznie. Pewność siebie może zgubić obydwie zwalczające się strony. Mnie się wydaje, że poza tymi, którzy tępią przede wszystkim symetrystów, rośnie grupa tych, którzy są zniecierpliwieni ujadaniem po obydwu stronach. Wymianą tych samych haseł bez końca, wałkowaniem jednostkowych, mało istotnych tematów. W końcu ta grupa może powiedzieć dość.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo