Jeśli chcielibyśmy rozpatrywać to wszystko po markach, to statystycznie okazałoby się, że najwięcej łapanych na fotoradarach samochodów stanowią ople i skody. Ale dzieje się tak tylko dlatego, że po prostu jest ich relatywnie najwięcej, przeliczając na liczbę kierowców. Ja bym powiedział, że problemem jest nie tyle marka, co zestawienie młody kierowca i usportowione auto - mówi Salonowi 24 Łukasz Zboralski, redaktor naczelny BRD24.pl.
Doszło do kolejnego tragicznego wypadku i znów zginęli ludzie w żółtym renault. Niektórzy już zaczynają twierdzić, że tego typu samochód staje się postrachem polskich dróg, ulubionym autem młodych ludzi, nieodpowiedzialnych kierujących. Czy to rzeczywiście jest kwestia modnej marki, czy też bardziej należy się skupić na edukacji i poprawie bezpieczeństwa?
Łukasz Zboralski: Na pewno nie należy tych wydarzeń oceniać przez pryzmat marki samochodu. Bo jeśli chcielibyśmy rozpatrywać to wszystko po markach, to statystycznie okazałoby się, że najwięcej łapanych na fotoradarach samochodów stanowią ople i skody. Ale dzieje się tak tylko dlatego, że po prostu jest ich relatywnie najwięcej, przeliczając na liczbę kierowców. Ja bym powiedział, że problemem jest nie tyle marka, co zestawienie młody kierowca i usportowione auto, często jakieś podrasowane. To problem, bo to nie są auta, które są naprawdę stworzone do zwykłego poruszania się po drogach. Przemysł motoryzacyjny podpowiada ludziom, że to jest samochód „do czegoś więcej”. No i niestety ludzie próbują to coś więcej uzyskać na publicznych drogach.
Przy niedawnym wypadku w Krakowie młody człowiek był właścicielem auta. Pod Oświęcimiem był to wóz z wypożyczalni. Czy nie należałoby z jednej strony zabronić wypożyczania aut bardzo młodym ludziom?
Myślę, że nie, dlatego, że dzisiaj przeciętny, zwykły samochód ma wiele koni i spokojnie młody człowiek może kupić auto za 4 tysiące złotych, którym jedzie bez problemu 200 na godzinę. Uważam też, że nie należy ograniczać sprzedaży tego typu aut. Ja rozumiem, że ktoś może mieć taki samochód o wielkiej mocy i jeździć nim normalnie. Problem polega na tym, że my od lat nie mamy systemu, który w jakikolwiek sposób wychowuje człowieka, który zdobywa prawo jazdy. My tylko go tresujemy do zdania egzaminu i to jest system, który trzeba w Polsce przewrócić, podejść do tego jak Skandynawowie. My to zresztą od ponad 12 lat mamy zapisane w ustawie, że chcemy kształcić młodych ludzi wpływając na nich mentalność, że chcemy im pokazywać pewne rzeczy właśnie już na torze w procesie kształcenia, czyli to krótko po zdobyciu prawa jazdy.
Żeby mogli się przekonać, że naprawdę rozpędzając się do 20 kilometrów więcej już nie są w stanie wyjść z poślizgu, że rozpędzając się o 10 kilometrów więcej nie są w stanie wyhamować przed przeszkodą. Te rozwiązania są, trzeba je stosować. A jeśli myślimy o przemyśle motoryzacyjnym, to uważam, że to jest pewna rzecz do zrobienia, bo ten przemysł ma grzech na sumieniu. Przez wiele lat sprzedawał ludziom samochody, nawet w reklamach, pokazując, że to jest coś fajnego, takie usportowione auto. Były reklamy BMW, które zawracało bokiem na przejeździe. Te reklamy zostały powszechnie odebrane jako złe i usunięte, ale przemysł samochodowy w ten sposób ludziom sprzedawał samochody. Sprzedaje też pojazdy, których możliwości cywilnie nie da się wykorzystać zgodnie z prawem, ale moim zdaniem to nie jest problem przy dzisiejszych technologiach, żeby samochody rozpoznawały po GPS państwo, do którego wjeżdżają.
Co to miałoby na celu?
W Europie tylko jedno państwo nie ma ograniczeń prędkości na części autostrad. I jeśli GPS się loguje w Polsce to samochód nie pojedzie więcej niż 140 na godzinę. Więcej by się nie dało, i takie rozwiązanie pozwoliłoby uniknąć wielu tragedii.
A czy nie przydałaby się jakaś taka duża akcja czy rządowa, czy organizacji pozarządowych, która by po prostu mocniej uderzała do młodych ludzi, zwracała uwagę czym są wypadki, do czego doprowadzają?
Ostatnie tragedie to chyba najlepszy dowód, że akcje społeczne nie mają większego sensu. Dlatego, że najpierw mamy straszliwy wypadek w Krakowie, i miesiąc później mamy dokładnie taki sam. To, co stało się w Krakowie na tych ludzi w ogóle nie wpłynęło, nie zmieniło ich sposobu myślenia o jeździe. Jedyne, co działa na ludzi w młodym wieku to jest wychowanie w domu, zmuszające do pewnej empatii i rozumienia. Wiemy, że na całym świecie mamy problem z wiekiem nastoletnim i takim około dwudziestoletnim. Że to są ludzie, którzy przekraczają granice, bo w ten sposób człowiek po prostu dojrzewa. Wiemy z badań na przykład, że nastolatki jak prowadzą i mają pasażerów nastoletnich, to wzrasta ryzyko wypadku,bo oni się próbują popisać. Tutaj jest konieczne z jednej strony inne wychowanie rodziców i inne wychowanie mentalne przy zdobywaniu uprawnień. A trzecia sprawa to nie kampanie społeczne, ale nadzór.
To, co my możemy zrobić w Polsce, to rozbudować automatyczną sieć nadzoru na drogach. A czas po tak spektakularnych wypadkach jakie mieliśmy teraz jest idealny na to, żeby porozmawiać, czy w Polsce nie powinniśmy wzorem Niemiec (gdzie zmiany też wprowadzono po tragicznym wypadku) dodać artykułów do kodeksu karnego, które będą wyrażały większe kary za wyścigi na ulicy. W Niemczech grozi za nie nie tylko mandat i pozbawienie prawa jazdy, ale więzienie. Społeczeństwo mogłoby powiedzieć, że nie godzi się na to, żeby część młodych ludzi szalała w sportowych samochodach. Na razie zabijali samych siebie, ale zdarzają się wypadki, w których zagrażają i będą zagrażać nam wszystkim, więc my na to nie chcemy się zgadzać i proponujemy, żeby tych ludzi surowo karać i żeby mieli świadomość, że to jest bardzo niepożądane społeczne zachowanie.
red.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo