Doskonale pamiętam traumę sprzed ośmiu lat. Ale w tej chwili nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Od samego początku mówiłem, że największy sens miałaby jedna lista opozycji demokratycznej. Taki ruch dawałby największą szansę na wygraną. Ale tego tematu już nie ma. Dziś trzymam kciuki za Trzecią Drogę i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Bo jeżeli oni nie przekroczą tego progu 8 proc. dla koalicji, znajdziemy się w takim samym miejscu jak w 2015 roku. I to będzie klęska całej opozycji – mówi Salonowi 24 Jarosław Wałęsa, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Ruszyła oficjalna kampania wyborcza. Głosowanie odbędzie się 15 października. Zdaniem ekspertów to dobry termin dla Platformy Obywatelskiej, bo będzie to tuż po marszu 1 października, który zmobilizuje sympatyków największej formacji opozycyjnej. Ale lider Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz, stwierdził niedawno, że marsz 4 czerwca był sukcesem, ale w gruncie rzeczy pomógł Platformie, ale zaszkodził całej opozycji. Nie brak opinii, że z 1 października może być podobnie. Tyle, że w takiej sytuacji Trzecia Droga złożona z PSL i Polski 2050 może nie przekroczyć progu i nie wejść do Sejmu. Nie obawiacie się, że stanie się tak jak w 2015 roku, kiedy Lewica znalazła się poza parlamentem, a PiS choć nie uzyskał jakiegoś super wyniku, dzięki porażce mniejszych formacji uzyskał samodzielną większość?
Jarosław Wałęsa: Tak, doskonale pamiętam tę traumę sprzed ośmiu lat. Ale w tej chwili nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Od samego początku mówiłem, że największy sens miałaby jedna lista opozycji demokratycznej. Taki ruch dawałby największą szansę na wygraną. Ale tego tematu już nie ma. Dziś trzymam kciuki za Trzecią Drogą i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Bo jeżeli oni nie przekroczą tego progu 8 proc. dla koalicji, znajdziemy się w takim samym miejscu jak w 2015 roku. I to będzie klęska całej opozycji. Ale w tej chwili do wyborów zostały 66 dni. Musimy się zmobilizować, zapomnieć o dyskusjach o tym, czy marsz 4 czerwca był dobry czy zły, bo chyba wszyscy możemy powiedzieć, że był bardzo dobry.
To, że Hołownia i Kosiniak-Kamysz nie chcieli na początku w ogóle mieć z tym marszem nic wspólnego, to jest ich sprawa. Ale teraz muszą zrozumieć, że jeżeli mamy się zjednoczyć, musimy konsekwentnie myśleć o tym, że po naszej wygranej będzie potrzeba zbudowania rządu koalicyjnego. Więc oni w tej chwili nie mogą rzucać kłód pod nogi i pokazywać głównie swojej odrębności. Mają własny program, mają własny pomysł na to, jak chcą prowadzić kampanię, ok. Ale nie mogą się odcinać od reszty opozycji. W tej chwili Donald Tusk jako oczywisty, niekwestionowany lider całej opozycyjnej strony zaproponował Marsz Miliona Serc na 1 października. Nie zastanawiajmy się nad tym, czy należy się na tym marszu pojawiać, tylko jak możemy wszyscy razem pójść jak największą siłą na ten marsz. Żeby rzeczywiście pojawił się na nim milion osób.
Mówi Pan o niepodkreślaniu odrębności. Ale czy lepszym rozwiązaniem z Waszego punktu widzenia nie byłoby zagranie „na kilku fortepianach” – lewica zabiega o elektorat lewicowy, PO liberalny, a PSL próbuje pozyskać zniechęconych wyborców PiS?
Powtórzę co powiedziałem, bo może nie wyraziłem się specjalnie jasno. Zdecydowanie trzymam kciuki za wszystkie siły opozycyjne poza Konfederacją, której nie uważam za opozycję, to formacja zbyt bliska ideowo PiS-owi. Ale jeśli chodzi o demokratyczną opozycję naprawdę trzymam kciuki za wszystkie ugrupowania.
Możemy się różnić, ale róbmy to pięknie. To znaczy, miejmy własne programy, własną wrażliwość, ale nie rzucajmy sobie wzajemnie kłód pod nogi. To jest najważniejsze. Mamy konkretnego, jednego przeciwnika. To PiS i tzw. Zjednoczona Prawica. Nie szukajmy wrogów po stronie demokratycznej opozycji.
W tym momencie sondaże wskazują, że wygrywa nieznacznie PiS. Zakładając, że cała opozycja wchodzi, nie da się zbudować większości bez Konfederacji. Oczywiście te sondaże mogą się jeszcze zmienić, ale komentatorzy rysują różne scenariusze, na wypadek gdyby prognozy się potwierdziły. Według jednych Konfederacja wejdzie do rządu. Według innych powstanie gabinet mniejszościowy, a po kilku tygodniach Polacy znów pójdą do urn. A jest też pogląd, że czekają nas dwa lata chaosu i przeciągania liny, a o wszystkim zdecydują wybory prezydenckie 2025 roku. Jaki wariant uważa Pan za najbardziej realny i, czy będziecie w stanie wejść w sojusz np. z Konfederacją?
Jest chyba oczywiste dla wszystkich obserwatorów sceny politycznej, że jeżeli wygrana demokratycznej opozycji nie będzie zdecydowana, to grożą nam przyśpieszone wybory. One będą prędzej, czy później, ale są raczej nieuniknione. Dlatego ta kampania jest tak bardzo ważna. Naprawdę – wszystkie ręce na pokład, musimy zrobić wszystko, by wygrana była zdecydowana.
Zdecydowana, czyli?
Czyli dająca taką większość ugrupowaniom demokratycznym, by była możliwość odrzucenia wet prezydenta. Owszem, Andrzej Duda będzie mógł stosować rozmaite sprawdzone już sztuczki, jak kierowanie ustaw do Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Ale jeżeli będziemy mieli przynajmniej większość blokującą weto prezydenckie, to też będzie jakiś sygnał i dla samego prezydenta, i mam też nadzieję, dla Jarosława Kaczyńskiego, że Polacy nie zgadzają się na formę rządów, jaką obserwujemy przez ostatnie 8 lat, a którą zafundował nam PiS i tak zwana Zjednoczona Prawica.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka