- Byłem już na granicy życia i śmierci ważyło się czy przeżyję. Na bieżąco byłem monitorowany. I czym gorzej się czułem, tym więcej było różnych działań, które mnie niszczyły. Bo to jest jeden z celów tego typu ataku. Nie jestem jedyną osobą, która tak tego doświadcza. Trzeba najlepiej kogoś takiego wykończyć. Wykończyć zdrowotnie, być może psychicznie. Akurat ja jestem twardym zawodnikiem. Jak umrę, to jestem już z tym pogodzony. Dlatego nie mam nic do stracenia – mówi w rozmowie ze Sławomirem Jastrzębowskim ksiądz Jacek Stryczek, twórca Szlachetnej Paczki, który odniósł się do zarzutów o mobbing oraz opowiedział o nawróceniu.
Ksiądz Jacek Stryczek w "Jastrzębowski wyciska". Twórca Szlachetnej Paczki nie gryzł się w język
Twórca Szlachetnej Paczki, wieloletni prezes fundacji Wiosna, był gościem Sławomira Jastrzębowskiego. Na wstępie opowiedział o swoim nawróceniu. - Jestem takim prawdziwym neofitą z katolicyzmu na katolicyzm. Czyli z takiego sformalizowanego przeżywania religii na rzecz doświadczenia Boga – mówił ks. Stryczek.
- Po pięciu latach poszukiwań wracałem z jakiegoś spotkania w nocy i stanąłem koło kapliczki. Do dziś pamiętam, chyba to była taka późna jesień listopadowa, wiał wiatr. To jeszcze czasy PRL-u, lata 80. Ja mówię, Boże, już wszędzie szukałem tego szczęścia, tylko nie w Tobie - zdradził duchowny. (Dalsza część tekstu pod materiałem wideo)
Obejrzyj całą rozmowę z Księdzem Janem Stryczkiem na naszym kanale YouTube:
- Pojechałem po maturze na rekolekcje oazowe. Potem wstąpiłem do duszpasterstwa akademickiego w Krakowie. No i potem doświadczyłem Boga. Szczęście znalazłem wtedy, kiedy poproszono mnie o pomoc takiej starszej, schorowanej osobie na ulicy Grodzkiej, pani Ani – wspomniał ks. Stryczek. Duchowny opowiadał, że pomagając mieszkance Krakowa wykonywał najprostsze czynności, jak czyszczenie wacikiem czterech klepek parkietu, palenie niedopalonymi zapałkami i łupinkami orzechów w piecu, szmatą zgarnianie kurzu ze ścian.
- Jak wyszedłem od pani Ani, po raz pierwszy w życiu poczułem, że chyba jestem szczęśliwy. Nie mogłem w ogóle w to uwierzyć (…) Po jakimś czasie odkryłem zasadę, o której mówi Jezus, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Czyli paradoksalnie, jeżeli my szukamy szczęścia przez domaganie się przyjemności, to doświadczamy tylko krótkotrwałej przyjemności i kaca związanego z tym, że potem tracimy tą satysfakcję. A szczęście jest elementem dodanym do działania bezinteresownego na rzecz innych – zadeklarował duchowny. Jak podkreślił, ta zasada towarzyszyła idei Szlachetnej Paczki, w której pomaganie „nie wynika z szantażu emocjonalnego, z przekonań moralnych, tylko z tego, że jak ludzie raz doświadczą, że jak bezinteresownie pomagają, to są szczęśliwi, to tym żyją. I cała sztuka polegała na tym w tworzeniu paczki, żeby ludzi, najpierw wolontariuszy, potem darczyńców, przekonać, żeby chociaż raz spróbowali bezinteresownie. Jak już raz spróbowali, to potem było ich milion – podkreślił ks. Stryczek.
„Nigdy nie byłem formalnie oskarżony”
Duchowny szeroko odniósł się też do słynnych artykułów z Onetu, w których zarzucono mu mobbing, a ksiądz przestał być szefem fundacji Wiosna. - We wrześniu 2018 pojawiły się słynne teksty w Onecie. Natomiast historia jest trochę inna, bo wszystko wskazuje na to, że wstawili mi ludzi do Wiosny półtora roku wcześniej (…) nagle zaczęły się dziać rzeczy, które się wcześniej nie działy. Proszę sobie wyobrazić, 150 osób w organizacji.(...) Ja wiem, że stresem było to, żeby spiąć tą pomoc dla potrzebujących, kiedy trudno było znaleźć tylu chętnych do pomagania, no ale na co dzień jednak to siłą tego projektu było to, że ludzie się utożsamiali z ideałami, dawali samych siebie. Ludzie z zewnątrz, z biznesu, przyjeżdżali do siedziby Wiosny, żeby popracować, być w środku. Bo tak im się podobała ta atmosfera w pracy – stwierdził gość Sławomira Jastrzębowskiego.
I dodał, że choć w tekście padły oskarżenia o mobbing, nigdy nie został formalnie oskarżony. - Organy państwowe za rok 2018 stwierdziły, że to jest organizacja prowadzona bezbłędnie. Czyli rozliczenie finansowe i tak dalej. Dokumentacja, czyli to tak samo - po ataku Onetu był u nas inspektor z PiPu (Państwowa Inspekcja Pracy – red.). No i ten inspektor niby był tam w innej sprawie, ale tak naprawdę to rzucił okiem i ocenił prawdopodobieństwo tego, że tu może być potrzebna interwencja i stwierdził, że nie ma – mówił ksiądz Stryczek. Wspomniał, że główny tekst Onetu zaczął się historią kobiety w ciąży, która zemdlała i uderzyła głową o podłogę. A na szpitalnym SOR powiedziała, że przynajmniej nie będzie mieć kontaktu z księdzem Stryczkiem. Duchowny zaznaczył, że minęło pięć lat, tymczasem po kobiecie nie ma żadnego śladu. Krytyczne materiały o sobie ks. Jacek Stryczek nazwał jedną „z największych fal hejtu w współczesnej historii Polski”.
„Paczka była miejscem dla idealistów”
- Prawdą jest, że byłem najpierw szantażowany, żeby w ogóle umówić się z partnerem, i nie chciałem. Potem byłem szantażowany, że mam zrezygnować – mówił duchowny. Jak zaznaczył, zrezygnował „w sytuacji, w której okazało się, że ten atak jest na tak dużą skalę. I były szantaże ze strony niektórych naszych partnerów biznesowych, że jak nie zrezygnuję, to odmówią finansowania.
Zdaniem gościa Sławomira Jastrzębowskiego absurdalne jest twierdzenie, że ktoś w organizacji pomagającej innym mógłby dopuszczać się mobbingu. - Rozumiem, że ktoś ma firmę. Tam naciska na pracowników, ma wzrost wyników firmy, większe przychody, Ale tutaj jeżeli bym naciskał w taki sposób, to po to, żeby była większa pomoc. Więc ja po prostu nie umiem się odnaleźć
w tej konstrukcji tej absurdalnej opowieści – mówił ksiądz Stryczek. Opowiedział też, jak z jego punktu widzenia wyglądały relacje w fundacji Wiosna. Tłumaczył, że jego styl zarządzania zakładał dwa typy spotkań. Jedne kreatywne, a drugie dotyczyły rozwiązania problemów.
- Ze względu na duże tempo prac wszystkie spotkania były nagrywane, żeby pracownicy mogli potem czerpać z dorobku tych spotkań. Żebym nie musiał powtarzać tego, co wypracowaliśmy. A przeciętny pracownik spotykał się ze mną w ciągu roku raz, dwa razy Najczęściej też nie sam na sam – zaznaczył. - Jestem zwolennikiem mocnego przywództwa. Mocny przywódca to taki, który bierze odpowiedzialność za dany obszar. I podejmuje takie decyzje, żeby wygrać. Zarówno ja jestem mocnym przywódcą, jak i jestem otoczony mocnymi przywódcami – przyznał gość programu Sławomira Jastrzębowskiego. Przekonywał, że aby dojść do realizacji tak ambitnych celów, jakie przyświecały fundacji Wiosna, musi być odpowiednia kultura organizacyjna, która była cały czas optymalizowana pod kątem efektywności. - Mocne przywództwo w poszczególnych obszarach było stylem pracy. Ludzie byli do tego przygotowywani. I byli informowani. Oni się utożsamiali ze swoją pracą, dopóki to było miejsce dla idealistów. I dawali z siebie wiele przez ten czas – mówił ks. Jacek Stryczek.
„Umarłem na kilka sposobów"
- Myślę, że już jest najwyższy czas, żeby odkrywać to, co było ukryte. Atak na mnie był tylko przykrywką do zupełnie innych działań – podkreślił duchowny. Jego zdaniem śladem do uzyskania odpowiedzi na pytanie dlaczego komuś zależało na odsunięciu go z fundacji są pieniądze. - Nikt nie chciał przejąć wrogo Wiosny w 2010 roku jak nie miała pieniędzy. Wtedy się nikt nie zainteresował. Ja bym wtedy w ogóle, jakby było wrogie przejęcie, to bym oddał Wiosnę. Nikt nie chciał – powiedział ks. Stryczek. I zaznaczył, że nie jest o nic oskarżony. - Żyjemy w erze łamania sumień. Przez 5 lat tak prowadzono politykę informacyjną, że ludziom się wydaje, że jestem o cokolwiek oskarżony. Nie jestem stroną w tej sprawie i to należałoby raz na zawsze powiedzieć. Nie mam dostępu do materiałów w prokuraturze. Byłem przesłuchany jako świadek – tłumaczył.
Pytany o to, co dalej z nim samym i ze Szlachetną Paczką duchowny powiedział: "na kilka sposobów już umarłem". - A jeden z tych sposobów polegał na tym, że tego typu ataki to nie jest tylko kwestia tego co w mediach. Tylko to są manipulacje takie życiowe. I ja byłem już na granicy życia i śmierci (…) ważyło się czy przeżyję. Na bieżąco byłem monitorowany. I im gorzej się czułem, tym więcej było różnych działań, które mnie niszczyły. Bo to jest jeden z celów tego typu ataku. Nie jestem jedyną osobą, która tak tego doświadcza. Trzeba najlepiej kogoś takiego wykończyć. Wykończyć zdrowotnie, być może psychicznie. Akurat ja jestem twardym zawodnikiem (…) Jak umrę, to jestem już pogodzony. Dlatego nie mam nic do stracenia. Ale moje analizy z ostatniego roku pokazują, że Szlachetna Paczka powinna wrócić w ręce idealistów – zadeklarował ks. Stryczek.
Gość Sławomira Jastrzębowskiego przypomniał starą prawdę, że „przyjaciół poznaje się w biedzie". - A co ciekawe, to nie jest tak, że osoby najbardziej związane emocjonalnie, na przykład ze mną, były najbardziej pomocne. Właśnie to jest pewien sposób skonstruowania się, definiowania się ludzi. Bo my podświadomie wybieramy tych, z których czerpiemy korzyść. Jeżeli nie widzimy korzyści, to odwracamy się od takich osób. I tak robi 99 proc. ludzi. Bardzo niewielkie grono osób kieruje się wartościami. Czyli nawet jeżeli nie mam korzyści, to takiemu jak ja, zniszczonemu, zdeptanym człowiekowi, chcę pomóc, bo to jest w ramach moich ideałów – powiedział. - Jestem zniszczony, zdeptany, ale przywrócony do życia. I to jest pech tych, którzy to robią. Na moim Facebooku m.in. napisałem, że czuję zagrożenie życia i zgłosiłem to do różnych instytucji – podsumował twórca Szlachetnej Paczki.
red.
Inne tematy w dziale Polityka