Politycy i ekonomiści uważający się za liberałów twierdzą, że trzeba zwiększać wolność, obniżać koszty i podatki, ale wyłącznie dla dużych firm. Planktonu, za jaki uważają mniejsze podmioty, oni nie widzą. Dla nich fryzjer, kosmetyczka, rzemieślnik, są nieistotni w przeciwieństwie do dużej fabryki. Tylko, że tych fryzjerów, kosmetyczek, sklepikarzy i innych małych podmiotów są ponad dwa miliony. Wypracowują 50 proc. PKB. Dlatego wprowadzenie dla nich małego ZUS jest rozsądne – mówi Salonowi 24 Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.
Od dawna Jest Pan orędownikiem pomysłu tak zwanego dobrowolnego ZUS. Ostatnio z jednej strony pomysł podchwyciła Konfederacja, z drugiej wypowiedzieli się politycy i ekonomiści przeciwni tego typu rozwiązaniom. Pada argument, że sami Niemcy, u których system taki obowiązuje nie są zadowoleni, uważają, że trzeba go zmienić. Po co wprowadzać rozwiązanie, które nie sprawdza się w innych krajach?
Adam Abramowicz: Gdyby ten „zły system” się nie sprawdzał, to Niemcy by go zmienili, a on działa u nich dobrze od wielu lat. Tam obowiązuje dobrowolny ZUS. Bo twórcy systemu emerytalnego doszli do wniosku, że przedsiębiorca jest profesjonalistą i potrafi sam zadbać o swoją emeryturę. Jest więc obowiązek ubezpieczenia pracowników, ale przedsiębiorca sam decyduje, czy chce płacić składkę, czy może woli tego nie robić. Połowa przedsiębiorców pozostaje w systemie państwowym. Myślę, że i w Polsce nie wszyscy by z ZUS wyszli. Bo ubezpieczenie daje pewne wymierne korzyści.
Chodzi o to, że u nas jest przymus. Czy to się komuś podoba, czy nie, czy go stać, czy nie, musi płacić wysoką składkę. W Niemczech istnieją też prywatne ubezpieczenia emerytalne. W Polsce też by takie powstały. Kilka lat temu organizowałem konferencję właśnie na temat dobrowolnego ZUS-u. Wśród gości byli przedstawiciele niemieckich urzędów, niemieccy przedsiębiorcy, ale byli też przedstawiciele naszych ubezpieczycieli. Zgodnie twierdzili, że gdyby rzeczywiście pojawił się rynek, to oni by na pewno ofertę prywatnych ubezpieczeń przygotowali.
Ale składka na prywatne ubezpieczenie nie musi być niższa niż na ZUS. Wielu by nie było na to stać.
Niektórzy mówią, że prywatne ubezpieczenia byłyby droższe niż składka na ZUS. Pewnie tak, choć nie jest to przesądzone. Ale nawet jeśli, to te prywatne ubezpieczenia mają jedną wielką zaletę. ZUS w tej chwili jest obowiązkowy. Przedsiębiorca, który nie płaci wpada w kłopoty. ZUS go windykuje, może wysłać komornika. W przypadku dobrowolnych ubezpieczeń, jeśli ktoś nie zapłaci to po prostu nie odkładają się środki na jego koncie emerytalnym. Nie ma windykacji, monitów, komornika.
W Niemczech toczy się jednak debata medialna na temat zmiany ich systemu.
Nie przesadzajmy. Tam nie ma jakiejś narodowej dyskusji na ten temat, debaty parlamentarnej. Toczą się co jakiś czas dyskusje w mediach. System krytykują głównie środowiska lewicowe, które chcą poprawiać życie obywatela nawet wbrew jego woli i interesowi.Wiadomo, że wszędzie i zawsze będą się toczyły dyskusje na temat systemu emerytalnego. Ale całkowicie nieprawdziwe jest twierdzenie, że u naszych zachodnich sąsiadów jest jakieś masowe poparcie dla zmiany systemu emerytalnego. Uważam, że gdyby było, to Niemcy by ten system zmienili. Tak, toczą się dyskusje, ale ich charakter jest niszowy.
Skąd w Polsce to przeświadczenie, że Niemcy masowo chcą zrezygnować z dobrowolnego ZUS, czy – mówiąc nieco ironicznie – marzą o polskim ZUS i obowiązkowych składkach?
To przeświadczenie pojawiło się w momencie wspomnianej konferencji sprzed czterech lat. Byli na niej niemieccy przedsiębiorcy, przedstawiciele niemieckich urzędów i instytucji ubezpieczeniowych. Konferencja postawiła poprzeczkę dość wysoko – bo pokazała przykład dobrze funkcjonującego systemu emerytalnego. Przeciwnicy zmian uznali, że trzeba coś wymyślić. Jeden z ówczesnych ministrów obecnego rządu puścił do opinii publicznej przekaz, że Niemcy właśnie chcą system zmienić. Jak wiadomo, takie puszczane w świat wieści mają dosyć długi żywot, więc żyją do dzisiaj.
Tylko, że to było cztery lata temu. Gdyby Niemcy faktycznie mieli plany zmiany systemu, to przez cztery lata najpewniej by to zrobili. A przynajmniej sprawa otarłaby się o parlament, byłaby jakaś dyskusja na poziomie politycznym, jakieś projekty zmian. Mam zresztą kontakt z niemieckimi przedsiębiorcami, również z tymi, którzy byli u nas na konferencji. Oni mówią, że nic o żadnych realnych planach zmian systemu nie słyszeli. Mało tego, gdyby taki projekt się pojawił, to by wywołał ogromne protesty.
Pomysł dobrowolnego ZUS przejęła Konfederacja. I ostro skrytykował ją Ryszard Petru. Były lider Nowoczesnej i liberalny ekonomista nazwał liberalizm partii Bosaka i Mentzena pozornym. Można z samą krytyką ugrupowania się zgadzać bądź nie, ale mocno uderzył też w pomysł zmiany w systemie emerytalnym. Stwierdził na przykład, że ten projekt będzie bardzo kosztowny, bo trzeba będzie w przyszłości znaleźć pieniądze dla tych przedsiębiorców, którzy się dziś nie ubezpieczą. A więc, że system się skomplikuje, zamiast uprościć. Zarzucił też, że nie będzie środków dla tych, którzy teraz biorą emeryturę, że trzeba będzie je znaleźć...
Twierdzenie, że danie przedsiębiorcom wyboru jest sprzeczne z liberalizmem to postawienie sprawy na głowie. Przecież chodzi o dorosłych ludzi, właścicieli firm, którzy mają decydować nie o pracownikach, czy wspólnikach, ale o sobie. Jeśli pan Petru mówi, że nie warto dać wolności, to według mnie głosi coś, co jest sprzeczne z liberalizmem.
Ale tu chyba chodziło nie o wolność, ale o koszty, jakie budżet poniesie na tym rozwiązaniu?
Tu obawa ma jakieś uzasadnienie, choć jest bezpodstawna. Gdybyśmy mieli normalną sytuację, w której każdy ma swoje konto, płaci na swoją emeryturę, to w ogóle nie byłoby tematu. Ale składki, które płacimy w tej chwili od razu idą do FUS, czyli Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, są od razu wypłacane na obecnych emerytów, w imię solidarności pokoleń. Stąd u niektórych jest obawa, że dobrowolność ZUS, wyjście z systemu części przedsiębiorców spowoduje zubożenie FUS i co za tym idzie problem dla obecnych emerytów. Ale to są obawy bezpodstawne.
Ale wyjście przedsiębiorców uszczupli budżet ZUS, a co za tym idzie środki na renty i emerytury?
Owszem, tylko tu się pojawia pytanie – o ile ten FUS zostanie zubożony. Roczny budżet ZUS wynosi w tej chwili około 300 miliardów złotych. Suma składek, którą płacą przedsiębiorcy, wynosi około 14 miliardów złotych. No i badania przeprowadzone na moje zlecenie jako rzecznika przez poważną firmę badawczą pokazały, że z systemu w razie wprowadzenia dobrowolności ZUS wyszłoby około 50 proc. przedsiębiorców. W związku z tym 300-miliardowy budżet zostałby zubożony o 7 miliardów. W porównaniu z rozmaitymi programami rządowymi takimi jak 13, 14 emerytura, 800 plus i inne, ta suma nie robi już wrażenia. Na pewno nie położy systemu na łopatki. Ale popatrzmy też na korzyści.
Dzięki dobrowolności wielu przedsiębiorców poprawi swoją sytuację, zapłaci podatek. Niektórzy wyjdą z szarej strefy, w której znaleźli się przez problem ze spłatą ZUS. Więc trzeba patrzeć na ten problem ze wszystkich stron, a nie straszyć jakimiś katastrofalnymi efektami, których nie będzie. Natomiast wracając do polityków i ekonomistów, którzy mówią, że są liberałami. Wielu z nich patrzy owszem liberalnie, ale wyłącznie na wielkie podmioty. Uważają, że trzeba zwiększać wolność, obniżać koszty i podatki, ale wyłącznie dla dużych firm.
Planktonu, za jaki uważają mniejsze podmioty, oni nie widzą. Dla nich fryzjer, kosmetyczka, rzemieślnik, są nieistotni w porównaniu do dużej fabryki. Tylko, że tych fryzjerów, kosmetyczek, sklepikarzy i innych małych podmiotów są ponad dwa miliony. Wypracowują 50 proc. PKB. Ich działalność jest bardzo potrzebna. Podobnie potrzebne są inicjatywy, które tę działalność mogą ułatwić.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo