Wypowiedzi Jerzego Stuhra, bagatelizujące jego wypadek po spożyciu alkoholu, ukazały się w wielu miejscach jednocześnie. Wydaje się więc, że ktoś doradził mu taką linię obrony jako sposób na ocieplenie wizerunku, sondowanie powrotu do obiegu medialnego. W polskim społeczeństwie jazda po pijanemu od wielu lat postrzegana jest bardzo negatywnie. Na szczęście mamy świadomość, czym grozi taka jazda. To bandytyzm – mówi Salonowi 24 Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.pl.
„Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty” – powiedział w wywiadzie dla „Plejady” , podobnie dla gazety.pl Jerzy Stuhr. Przypomnijmy, że wyśmienity aktor spowodował kolizję prowadząc po alkoholu, teraz twierdzi, że skoro nie było ofiar, więc wszystko jest ok. „Odlot”, czy może dla tego typu zachowań jak jazda w stanie nietrzeźwości wciąż jest powszechne przyzwolenie?
Łukasz Zboralski: Przyzwolenia od dawna nie ma, natomiast zwróciłbym uwagę, że wywiad dla Plejady nie był jedyny, ukazało się kilka wypowiedzi Jerzego Stuhra w różnych miejscach sieci naraz. Wydaje się, że ktoś doradził mu takie słowa jako sposób na ocieplenie wizerunku, sondowanie powrotu do obiegu medialnego. Chodzi o sprawdzenie, czy można kolizję i wyrok sądu zbagatelizować, by wrócić w glorii znanego aktora i autorytetu.
Jednak po reakcjach internautów widać, że ten powrót jest nieudany. W polskim społeczeństwie jazda po pijanemu od wielu lat postrzegana jest bardzo negatywnie. Dotyczy to samej jazdy, także bez spowodowania wypadku. Wszyscy zdają sobie sprawę, czym takie nieodpowiedzialne zachowanie może się skończyć. I Polacy - na szczęście - uważają, że wsiadanie za kierownicę po spożyciu to bandytyzm.
To dlaczego ktoś doradził aktorowi wypowiedzi, które jeszcze pogarszają jego wizerunek?
To oczywiście jest słuszne pytanie, czy to faktycznie była podpowiedź pijarowców, czy po prostu przejaw megalomanii. Przeświadczenie, że człowiek, który jest po prostu znanym aktorem, może dopuścić się w życiu łamania prawa. Patrząc na fakt, że te wypowiedzi ukazały się w różnych miejscach, sądzę, że to jednak zabieg PR. Ale nieudolny i nietrafiony. Chciałbym też zwrócić uwagę na to, że nie wszyscy celebryci tak się zachowują. Możemy wspomnieć choćby Beatę Kozidrak. Ona po przyłapaniu na jeździe po pijanemu nie zachowała się tak buńczucznie, przeprosiła. Chociaż oczywiście były to przeprosiny w stylu psychologicznego zrzucania na to, że „stało się coś”, a nie że „ja coś zrobiłam”. U Jerzego Stuhra nie widać w wywiadach żadnej skruchy.
Stuhr jest z Krakowa, gdzie kilka tygodni temu doszło do niewyobrażalnej tragedii na drodze, która wciąż jest tematem bardzo medialnym. W wypadku, przez nadmierną prędkość zginęli młodzi ludzie, kierowca był po spożyciu. Hejt wobec rodziny ofiar, szczególnie, że chyba część z nich w aucie znalazła się przypadkowo, był nie na miejscu. Ale też rozpoczęła się chyba potrzebna dyskusja o nielegalnych wyścigach samochodowych w mieście. Przy czym sportowi kierowcy zastrzegają, by mówić o pseudowyścigach, aby nie łączyć tego ze sportem, który odbywa się na wyznaczonych legalnie trasach rajdów, czy torach wyścigowych. Ale pytanie, czemu pomimo że co jakiś czas do tragedii dochodzi, wciąż nie ma rady na tych, co takie pseudowyścigi organizują?
To jest w Polsce problem, który istniał od zawsze. Natomiast w ostatnich latach nastąpił w kraju duży skok zamożności. Coraz więcej młodych ludzi, a także 30-latków w wieku produkcyjnym, jeszcze do końca niedojrzałych, stać na to, by posiadać drogie, sportowe samochody. Oni je kupują i chcą się nimi pochwalić. Szukają tego rodzaju rozrywek, jak nielegalne, nocne ściganie się ulicami miast. W gronie osób, które też chcą się pochwalić czy pościgać. Problem będzie tylko narastał.
Pytanie, jak go rozwiązać?
Zwróćmy uwagę, że problem wyścigów choć narasta, nie jest na polskich drogach dominujący. Bardzo szybko i niebezpiecznie jeżdżą nie tylko ci, którzy mają sportowe auta i spotykają się w nocy w Warszawie, Wrocławiu, czy Krakowie. W ten sposób porusza się po drogach po prostu bardzo wielu młodych kierowców. Ci, którzy mają starego opla corsę także. Właśnie w ostatni wtorek był pod Kielcami tragiczny wypadek – samochód dachował i młody kierowca zabił trzech pieszych. Dlatego rozwiązanie problemu nielegalnych wyścigów i powszechnej niebezpiecznej, zbyt szybkiej jazdy, eliminowanie takich wrogów z naszych dróg, nie może się odbywać tylko przy pomocy narzędzi, które policja dzisiaj ma.
Właśnie – policja. Padają często argumenty, że ma możliwość zahamowania tego typu działań, zmiany prawa są niekonieczne?
To, czym policja dysponuje, to są całkiem niezłe narzędzia wobec przeciętnych kierowców, którzy może trochę lekceważą przepisy, ale nie skrajnie. Oni mogą dostać punkty karne. Mogą ostatecznie stracić prawo jazdy za zbyt szybką jazdę i mogą dostać wysoki mandat. Jednak na ludziach, którzy przyjeżdżają pochwalić się sportowym samochodem za pół miliona albo więcej, mandat w wysokości nawet 2 tysięcy, czy 2,5 tysiąca złotych nie robi dużego wrażenia. Oni też dosyć dobrze między sobą się porozumiewają na różnego rodzaju komunikatorach.
Wszystkie nielegalne zloty organizowane są w taki sposób, że uczestnicy przemieszczają się z punktu do punktu, podając sobie informacje. Dopiero w miejscu, w którym są pewni, że policja ich nie wytropi, rozpoczynają prawdziwe ściganie. Oczywiście jeżdżą też tak niestety po mieście.
W takim razie jakie narzędzia policja powinna otrzymać?
Przede wszystkim narzędzia prawne. Podniesienie mandatów w 2022 roku pokazało, że jak policja dostaje realne narzędzia do ręki, to bardzo mocno wpływa to na zachowanie na drogach.
Tylko sam Pan wspomniał, że takie narzędzia jak mandaty działają na zwykłych ludzi, którzy czasem lekko podchodzili do przepisów drogowych. Jakie narzędzia mogą zadziałać na tych, którzy z premedytacją łamią przepisy i ścigają się nielegalnie po ulicach?
Nie widzę innych możliwości, niż rozwiązania, które przyjęli Niemcy po pewnym spektakularnym wypadku. Oni wprowadzili do kodeksu zapis oddzielnych kar za nielegalne wyścigi. Ale – co istotne – przepis ten obejmuje nie tylko ściganie się w jakiejś grupie, czyli przynajmniej dwóch kierowców na ulicach, ale każdą wariacką, szybką jazdę.
Jedziesz 150 km na godzinę przez miasto? To znaczy, że w Niemczech prowadziłeś nielegalny wyścig. Grozi za to kara do dwóch lat więzienia. Jeśli przy tym naraziłeś kogoś, jego życie, zdrowie, bądź jakąś dużą wartość materialną, to grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Jeśli zabijesz w wyniku takiego wyścigu, otrzymujesz od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności. To by była duża presja na ludzi, którzy tego rodzaju występków się dopuszczają.
Oczywiście jeśli chodzi o wypadki śmiertelne, możemy skorzystać z przepisów włoskich. Tam w przypadku spowodowania czyjejś śmierci w wyniku bardzo szybkiej jazdy grozi kara taka, jak pijanemu kierowcy. We Włoszech jest to od pięciu do dziesięciu lat więzienia. Myślę, że to na pewno zadziałałoby na wyobraźnię ludzi, którzy zamierzają popisywać się w nocy swoimi samochodami i ścigać po ulicach. Nie byłoby sytuacji, w której ktoś taki jak „Frog” trafia za niebezpieczną jazdę po ulicy do sądu, a sędzia stwierdza, że w sumie nie można mu zarzucić nic poważnego, bo w krytycznych momentach panował nad swoim pojazdem. Po wprowadzeniu nowych przepisów prawnych już sama jazda 150 kilometrów na godzinę przez miasto traktowana byłaby jako nielegalny wyścig. I zagrożona karą więzienia.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Jerzy Stuhr. Fot. PAP
Inne tematy w dziale Rozmaitości