Wszystko, o czym mówi propaganda Łukaszenki – czy to o agresywnym działaniu Polski, czy to o zajęciu przesmyku suwalskiego, należy włożyć między bajki. Jedynym niebezpieczeństwem, jest działanie tych, którzy czasem nieświadomie ulegają propagandzie i powtarzają tezy o rzekomym zagrożeniu. Nie należy tego słuchać, nie powinniśmy być pasem transmisyjnym dla propagandy Łukaszenki i Putina – mówi Salonowi 24 generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych.
Co chwilę pojawiają się niepokojące sygnały, jakoby Grupa Wagnera miała pomóc opanować przesmyk suwalski. Z drugiej strony Łukaszenka pokazuje mapę, z której wynika, że Polacy zbliżyli się do granicy Białorusi. I mówi też, że trochę niepokoją go działania wagnerowców, bo chcą oni „samowolnie robić wycieczkę na Warszawę czy Rzeszów”. Jakie jest znaczenie słów białoruskiego dyktatora?
Gen. Waldemar Skrzypczak: Przede wszystkim uważam, że wagnerowcy nie są w stanie zagrozić Polsce z terytorium Białorusi. Wszystko to, co słyszymy, to jest propaganda Łukaszenki. Przekaz, który płynie z tamtej strony nikogo chyba nie wystraszy, bo jest chaotyczny, nieskoordynowany. Przesmyk suwalski, którego opanowania boją się niektórzy, jest bezpieczny. Białorusi nie mają nawet czym na ten przesmyk napaść. Wagnerowcy tam nie pójdą. Na pewno nie będą się wdawać w żadne awantury, które mogłyby spowodować reakcję NATO, zgodnie z artykułem 5. Dla nich byłby to koniec. Oni doskonale wiedzą, gdzie są granice, których przekroczyć nie mogą. Także niech nie straszą, bo wystraszyć się nie damy.
Jednak bandyckie oddziały, jakie tworzy Grupa Wagnera, rozlokowane tuż za naszą wschodnią granicą, budzą niepokój. Jaki jest cel ich obecności?
Do dywagacji Łukaszenki należy podchodzić spokojnie. Jedyne, co realnie mogą wagnerowcy zrobić, to pomóc w szkoleniu armii białoruskiej. Ale nie są zainteresowani żadnym działaniem militarnym. Łukaszenka liczył, że oni pomogą powstrzymać ewentualny bunt białoruskiej armii, czy jakieś wystąpienia ludności. Wierzył, że pomogą zdusić w zarodku powstanie, które może wybuchnąć na Białorusi. Ale to mało realne. Dlatego, że wagnerowcy przede wszystkim chcą z Białorusi jak najprędzej wyjechać. Tam, gdzie mogą zarobić naprawdę duże pieniądze. U białoruskiego dyktatora ich nie zarobią. Tym bardziej nie widzę żadnego zagrożenia z ich strony dla Polski czy Europy Zachodniej. A twierdzenia, że mogliby zająć przesmyk suwalski, to niech sobie włożą między bajki.
No dobrze, Przesmyk suwalski to jedno, ale na przykład wejście tu zielonych ludzików, czy niebezpieczeństwo akcji terrorystycznych już nie brzmi tak niewiarygodnie.
To też nierealne. Zielone Ludziki powstały na Krymie, tam miały całą logistykę, nie miały też przeciwnika. Tu jak wejdą, to będą miały przeciwko sobie i regularną armię, i zwyczajnych policyjnych antyterrorystów. Wyłapiemy każdego zielonego ludzika.
A te mapy, które pokazuje Łukaszenka, jakobyśmy mieli chcieć ich zaatakować?
Prawda jest taka, że nie stanowimy zagrożenia dla Białorusi. Natomiast owszem, oni mówią o armii zgrupowanej przy granicy, bo faktycznie kilka batalionów w pobliże granicy przesunięto. Ale to nie są zgrupowania uderzeniowe, lecz obronne. Wszystko co mówi propaganda Łukaszenki – czy to o agresywnym działaniu Polski, czy to o zajęciu przesmyku suwalskiego, należy włożyć między bajki. Jedynym niebezpieczeństwem jest działanie tych, którzy czasem nieświadomie ulegają propagandzie i powtarzają tezy o rzekomym zagrożeniu. Nie należy tego słuchać, nie powinniśmy być pasem transmisyjnym dla propagandy Łukaszenki i Putina.
Inne tematy w dziale Polityka