Po ponad 20 latach obecności w NATO w końcu jesteśmy krajem, który otrzymał tzw. plany ewentualnościowe, czyli plany obrony Polski. Sojusz przygotował konkretne scenariusze na wypadek agresji ze strony Rosji. Oznacza to, że w razie ataku nie będzie żadnej improwizacji – mówi Salonowi 24 Jan Parys, były minister obrony narodowej.
Trwa szczyt NATO w Wilnie. Jak ocenia Pan jego ustalenia?
Jan Parys: Szczyt jeszcze się nie zakończył, więc nie wiemy do końca, jakie będą jego rezultaty. Natomiast wyraźnie widać, że wydarzyła się rzecz o znaczeniu dla Polski fundamentalnym. Otóż po ponad 20 latach obecności w sojuszu w końcu jesteśmy krajem, który otrzymał tzw. plany ewentualnościowe, czyli plany obrony Polski. Sojusz przygotował konkretne scenariusze na wypadek agresji ze strony Rosji.
Dla nas jest to niezwykle ważne, bo oznacza to, że w razie ataku nie będzie żadnej improwizacji. Druga niezwykle istotna rzecz to podniesienie gotowości wojskowej w sojuszu do 300 tys. wojsk, które mogą być przerzucone na flankę wschodnią. To także szalenie ważne z punktu widzenia Polski.
Jednocześnie nie ma tego, na co liczyło wielu, czyli zaproszenia Ukrainy do członkostwa w NATO?
Nie rozumiem tego rozczarowania, które słychać ze strony ukraińskiej. Właściwie już od świąt Wielkiej Nocy było wiadomo, że nie ma mowy o żadnym formalnym członkostwie Ukrainy w NATO. Zupełnie niepotrzebnie dziennikarze i niektórzy pozbawieni orientacji politycy nakręcali takie oczekiwania. Moim zdaniem Ukraina nie ma powodu do rozczarowań. Sojusz istnieje już ponad 70 lat, żaden kraj natowski nie otrzymał przez te siedem dekad takiej pomocy wojskowej, jak Ukraina w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Więc Ukraina naprawdę nie ma powodu do frustracji czy rozczarowań. Mimo, że nie jest formalnie członkiem NATO, to jest traktowana w sposób niezwykle uprzywilejowany i otrzymuje pomoc w niebywałej skali. To jest wsparcie rzędu kilkudziesięciu miliardów ze strony krajów Unii Europejskiej, do tego kolejne kilkadziesiąt miliardów dolarów ze strony Stanów Zjednoczonych. Ogromna pomoc wojskowa, materiałowa, finansowa. Ukraińcy powinni to docenić i nie narzekać.
Tylko cała rzecz polega na tym, że formalne poszerzenie NATO na Wschód się nam opłaca, tymczasem ten cel staje się odległy?
Ale nikt nie powiedział, że się Ukrainie to członkostwo nie należy. Jak najbardziej jest ono możliwe. Z tym zastrzeżeniem, że dzisiaj nie są ważne deklaracje polityczne czy akcje prawne. Ważny jest strumień pomocy, który idzie w postaci broni i amunicji. I jest to strumień ogromny. Myślę, że trzeba zobaczyć jaka będzie sytuacja po wojnie, kiedy, jak podpisze się pokój, jaki pokój z Rosją? Przecież warunkiem stabilnej, bezpiecznej granicy jest pokój, który musi zobowiązywać obie strony do przestrzegania pewnych zasad. No i wtedy będzie można wrócić do tego tematu.
Wspomniane plany ewentualnościowe są bardzo ważne. Ale istotna jest też rola, jaką pełnimy w NATO. Są informacje, że państwami Sojuszu odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo Ukrainy mają być Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Niemcy. Były ambasador RP w USA, Ryszard Schnepf powiedział w rozmowie z WP, że Polska odpadła z grona krajów mających coś do powiedzenia w NATO?
Zdecydowanie nie zgadzam się z tego typu komentarzami. Wskazują one, że Polska została jakoś gorzej potraktowana, bo nie należy do tych czterech krajów, które bezpośrednio gwarantują Ukrainie bezpieczeństwo. Są tam jedynie USA, Wlk. Brytania, Niemcy i Francja. Uważam, że to wcale nie świadczy o naszej małej pozycji w Sojuszu. Co więcej, jest to dla nas bardzo dobre. Jesteśmy krajem sąsiadującym z Ukrainą, cała pomoc wojskowa dla Ukrainy idzie przez nasze terytorium.
Wszyscy wiedzą, że bez nas pomoc dla Ukrainy w ogóle nie jest możliwa. Więc ja się wręcz cieszę z tego, że my tych gwarancji na siebie nie bierzemy i że nie zaogniamy w ten sposób naszych relacji z Rosją, które i tak są już bardzo, bardzo niedobre. Także te zarzuty, które tutaj niektórzy byli dyplomaci formułują pod adresem polskiej dyplomacji są moim zdaniem bezpodstawne.
Nie brak też głosów, że niebawem tarcia wewnętrzne sprawią, że Rosja się rozpadnie, co będzie oznaczało koniec zagrożenia ze strony Rosji, skupienie się NATO na zupełnie innych zagrożeniach.
Nie ma na razie sygnałów, żeby Rosja się rozpadała. Nawet jeżeli dojdzie tam do zmiany władzy, do odsunięcia Putina, co pewnie byłoby najlepsze i dla Rosji, i dla Zachodu, pozostanie dużym i silnym państwem. Możemy mieć tylko nadzieję, że będzie miała jakieś bardziej demokratyczne cele. I że zrezygnuje z imperializmu. Ale gwarancji na to nie ma.
Inne tematy w dziale Polityka